[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy nie zostawaj sam.I nie odmawiaj pomocy - wymamrotała.Poczułam dziwne mrowienie na karku.Spojrzałam w górę i dostrzegłam przypatrującą się nam,samotną wychudzoną postać.Jack.Z siwymi włosami mieniącymi się w blasku gwiazd.Czekał, aż wejdziemy na wzgórze.Gdy tam dotarliśmy, pojawili się też Zee i Aaz.Popatrzyłam nanich - krótko skinęli głowami.Rawa nie było nigdzie widać.183 - Już po wszystkim - zwróciłam się do starszego pana.Nagle ogarnęło mnie tak wielkie zmęczenie, żenajchętniej zamknęłabym oczy i zatonęła we wzgórzu.Zamknęłabym oczy, żeby raz na zawszezapomnieć o przerażającej twarzy uwięzionej w kamieniu.- To dobrze - odparł Jack.- Dobrze - powtórzyłam i zaraz potem dodałam: - Choć nic dobrego się nie wydarzyło.Stary Wilk zwiesił bezradnie ramiona, ale już po chwili otrząsnął się z przygnębienia.Odwrócił się izaczął iść pod górę.- Jest już chłopiec i reszta towarzystwa.Musimy zdecydować co dalej.- Jack - zawołał Grant niskim i groznym głosem.Starszy pan udawał, że tego nie słyszy i nadal sięwspinał.Przystanął dopiero wtedy, gdy go dogoniłam.- Muszę wiedzieć, jaką ty w tym wszystkim odgrywasz rolę - oświadczyłam, spoglądając w jegoznużone oczy.- Wcale nie o to ci chodzi - odparł.- Pragniesz tylko pozbyć się poczucia odpowiedzialności za śmierćludzi, którzy jeszcze zginą.- Tobie również to dokucza - odgryzłam się.- Dlaczego jesteś taki tajemniczy? Czy twoja córka teżniczego nie wiedziała?Wzdrygnął się; mną także wstrząsnął dreszcz.Nie spodziewałam się, że wypowiem te słowa; zbytemocjonalne, intymne.Twoja córka.Moja matka.Mój dziadek.- Jeannie.- zaczął łamiącym się głosem.- Nie powiedziała mi o dziecku, twojej matce.Niewiedziałem, że mam.kogokolwiek.do chwili aż Jolene mnie odszukała.184 Co zdarzyło się dużo lat po jej narodzinach.O wiele za pózno.- Cóż - szepnęłam.- Teraz masz mnie.Znieruchomiał, a po jego twarzy przebiegł jakiś bolesnyskurcz.Ale to trwało tak krótko, więc może tylko to sobie wyobraziłam.Dobili do nas Grant, potem Mary.Starszy pan nawet na nich nie spojrzał.- To się zaczęło od Strażniczek.- Nie odrywał ode mnie wzroku.- Co? - spytałam, wypuszczając wolno powietrze.- Zakon Cribariego?- Mój zakon - odparł i znów podjął ostrożną wspinaczkę.- W dawnych czasach na Ziemi mieszkałowiele Strażniczek.Nie wyobrażasz sobie, jaką posiadały moc ani jak bardzo ludzie ich potrzebowali.Armia Rzezników była ogromna i nie wszystkie demony udało się zamknąć za Zasłoną.Wiele pozostałona wolności.Strażniczki na nie polowały.Niektórzy oddawali im za to boską część.- Niektórzy - powtórzyłam.- I właśnie ci stali się takimi jak Antony Cribari?- Nie upraszczaj sprawy - obruszył się.- Strażniczki poprzedziły chrześcijaństwo o jakieś osiemtysięcy lat.Po ich.odejściu został tylko twój ród.I musiał być chroniony za wszelką cenę.Co do mnie.ja tylko okiełznałem istniejącą już fascynację, mitologię powstałą na bazie istnienia rodu Tropicielek iStrażniczek.Przystosowałem te legendy tak, żeby były użyteczne w tamtym okresie.- Popatrzył na mniez powagą.- Jesteś, moja droga, potomkinią kobiety, która wstrząsnęła światem i na zawsze zadomowiłasię w ludzkich marzeniach.Pojawiasz się wszędzie tam, gdzie są boginie ciemności i królowewojowniczki.Pamiętaj o tym.Słowa Jacka zmroziły mnie.- Ojciec Cribari nie miał na mój temat aż tak dobrego zdania.- Czasy się zmieniają - odparł ponuro.- Na początku potrzebowałem wsparcia, więc zebrałem wokółsiebie tych godnych zaufania.Zleciłem im obserwację i robienie zapisków.Czasami też kazałem udzielaćpomocy twojemu rodowi.Ta pierwsza grupa zwerbowanych kobiet i mężczyzn wyszkoliła następnych itak narodził się.zakon.Kiedy chrześcijaństwo zaczęło zdobywać ważną pozycję na mapie kulturalnejświata, członkowie mojego zakonu dołączyli do tej religii.I to było dość wygodne, choć niestety okołoXIII wieku pojawiły się pewne.nieporozumienia.A stworzony przeze mnie zakon uległ degeneracji.- Chcesz powiedzieć, że członkowie zakonu zaczęli obawiać się mojego rodu? - spytałam wolno.- Zawsze się go obawiali.Tak jak niektórzy obawiają się anioła zemsty.Jednak do tamtej poryuważali, że twój ród stoi po stronie dobra.- Więc co się zmieniło?Nie od razu odpowiedział.Grant, który przysłuchiwał się w milczeniu, złapał mnie za rękę.- Pewnie chodzi o inkwizycję - wyjaśnił cicho.- Pod koniec XII wieku dominikanie dostaliprzyzwolenie, by pozbyć się heretyków.Starszy pan nie patrzył na nas, tylko - zupełnie jak ja wcześniej - spoglądał w niebo.185 - Lęk przed bóstwem to coś zupełnie innego niż strach przed torturami i potępieniem.I gdy innipłonęli żywcem na stosach lub łamano ich kołem za przewiny tak drobne jak wiara w obcego boga,członkowie mojego zakonu kryli tajemnicę, która mogłaby.zmienić wszystko.- Przesuwając dłonią poszyi, zamilkł, aby złapać oddech.- Strach prowadził do zwątpienia, zwątpienie do niepokoju.W okresiegdy procesy czarownic były na porządku dziennym, powstały już także mocne podwaliny myśleniapotępiającego to, co wcześniej uważano za ostatnią siłę zdolną powstrzymać Armagedon.- Rozpadniecie się więziennej Zasłony.- Dotknęłam palcami blizny pod uchem; tyle trudów zpowodu tej tak nic nieznaczącej wiązki martwego ciała.- Cribari aż tak bardzo się nie mylił.We mnienaprawdę drzemie ciemność.O czym ty dobrze wiesz.Jesteś o tym przekonany, inaczej nie miałbyś tegotatuażu, wizerunku mojej blizny.Nie pozwoliłbyś, żeby matka tak wiele przede mną ukryła.Nie bałbyśsię, że zamieniam się w potwora.Grant chrząknął cicho na znak sprzeciwu.Jack w końcu na mnie spojrzał.- Nigdy tak nie myślałem, moja droga.Nigdy.- Nie wierzę ci - odparłam.- Pamiętam, Jack [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl