[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Początkowoprzypuszczał, że to tylko zasłonka np.nad umywalką, ale zrozumiał, że znalazł się wkompletnie urządzonym pokoiku z prysznicem i kuchenką gazową.Małą lodówkęwypełniały pomarańcze, melony, papaje.Stanowiły one odpowiednie barwy dla takiejnieletniej prostytutki.Wyjmując butelkę coli zauważył drabinkę przy wyjściu.Była todrewniana, przymocowana pionowo do ściany drabina, prowadząca prosto do otworuw suficie.W górze dostrzegł padające z głębi wątłe światło.Wydało mu się, że w zasadzie wie, jakim celom służy to tajne przejście.Uderzając butelką coli o ścianę, jakby chciał pokazać, że ma pewne kłopoty z jejotwarciem i dlatego to wszystko tak długo trwa, zaczął wchodzić po drabince.Pierwszy szczebel lekko zaskrzypiał, następne nie wydawały żadnych odgłosów, gdysię po nich wspinał.Otwór prowadził do niewielkiego pomieszczenia około jednegometra kwadratowego, ale gdy dotknął głową, deski się poruszyły.Może pułapka.Postronie drabiny, to znaczy prosto w kierunku pokoju dziewczyny znajdowała siędziesięciocentymetrowa szpara szerokości pięciu milimetrów.To stamtąd padałoświatło.Nie od razu mógł pojąć sens tego, co tam się działo.Dopiero teraz może towyjaśnić, gdy zamienia myśl w słowa, ale wówczas z trudem mógł uwierzyć własnymoczom.Tuż obok dostrzegł łydki kobiety.Wystarczyło wyciągnąć rękę, żeby dotknąć.Mimo że były gołe, błyszczały jak wypolerowane.Przeniósł wzrok i ujrzał obcassandałka wwiercającego się w podłogę.Należał do sekretarki.Naprzeciw dwa łóżka.Otwór znajduje się nisko, nie ma więc dostatecznego pola widzenia, ale mimo tomożna stwierdzić, że jest tam jeszcze dwu mężczyzn leżących na oddzielnych łóżkach.Jednym z nich jest ów dyżurny lekarz, który podczas masturbacji wypadł przez okno zpiętra i stracił przytomność, a drugi to wicedyrektor.Lekarz dyżurny leży nagi naplecach.Jego penis - jak przedtem - jest w stanie erekcji.Być może tylko mu sięwydawało, ale teraz chyba posiniał.Wicedyrektor, zwrócony plecami do lekarza, leżałna boku.Miał na sobie koszulę, ale dół ciała był obnażony.Jego penis zwisał niby rybipęcherz.Dziesiątki cienkich kabli, splątanych i tworzących niemal sieć, łączyły biodraobu mężczyzn.Końce kabli, przyklejone do ich skóry barwnymi taśmamisamoprzylepnymi, wychodziły z jakiegoś urządzenia ustawionego miedzy łóżkami.Jedna pielęgniarka wpatrując się w urządzenie robiła notatki, druga energicznie ma-sowała penis lekarza polewając go oliwą z butelki - rozlegało się rytmiczne mlaskanie,jakby dziki kot chłeptał mleko.Wicedyrektor mocno marszczył czoło miedzy brwiami i od czasu do czasumówił szeptem: N 13.K14." i temu podobne rzeczy zginając i prostując uniesionypalec - dawał chyba komuś jakiś znak.W odpowiedzi obsługująca urządzeniepielęgniarka manipulowała tarczą i zmieniała położenie taśm samoprzylepnych.Pie-lęgniarka odpowiedzialna za penis zwalniała i przyspieszała ruchy rąk.Czy mógł oczekiwać pomocy w szukaniu żony od takich ludzi? Przecieżzachowują się zupełnie jak zbiegłe ze śmieciarki i przeżarte przez robaki lalki teatralnena balu szaleńców.(Pózniej dowiedział się, że właśnie wtedy przeprowadzali dziwacznedoświadczenie polegające na próbie przełożenia doznań w ustawicznie stojącympenisie na sygnały elektryczne, a następnie przeniesienia ich do mózguwicedyrektora, by w ten sposób umożliwić mu osiągnięcie ejakulacji i pełnegoorgazmu). Uwaga, uwaga, gość w pokoju osiem na piętrze.Uwaga, gość w pokoju osiemna piętrze! Wchodzenie do sal chorych bez zezwolenia jest zakazane.Natychmiastzgłosić się do dyżurki pielęgniarek.Powtarzam, gość w pokoju osiem."Głos kobiety w średnim wieku, ostry i zniekształcony przez mały głośnik, alepobrzmiewający profesjonalną grozbą, dochodził od stóp drabinki.Dziewczynazaśmiała się i coś odpowiedziała.Wicedyrektor i inni zza judasza też zareagowalinatychmiast.Zatem ostrzeżenie w głośniku rozlegało się nie tylko w pokoju dziew-czyny, lecz po całym budynku.Jego spojrzenie skrzyżowało się z oczyma pielęgniarki.Aydki sekretarkizmieniły położenie.Instynktownie zakrył otwór lewą ręką.Przejmujący ból.Ześlizgnął się z drabinki.Ukłuła go w rękę jakąś ostrą szpilką.Na skórzeukazała się kropla krwi.Wściekła suka! Przyłożył usta do rany i wessał, i wtedy wróciłdo pokoju dziewczyny.- Nie ma już sprawy, bo wyłączyłam.Z jedną ręką włożoną pod poduszkę dziewczyna tryumfalnie zmrużyła oczy.Drugą ręką powiewała przed twarzą czymś podobnym do cienkiej łodyżki kwiatu.Rzeczywiście trzymała imitację lilii, prawie jak żywą, ze zwisającym pąkiem - podspodem krył się bowiem głośniczek interkomu przewodowego, służącegopodsłuchowi.Czy wobec tego cały czas podsłuchiwano jego rozmowę z dziewczyną? Oczym mówił? To gorsze niż ukryty mikrofon, ponieważ w tym wypadku dokładnieznali tożsamość rozmówców.Nim przyszedł do siebie, w sąsiednim pokoju coś zaszeleściło.Było to jakbyskrzypienie zle dopasowanych drzwi.Rana na ręce doskwierała.Mężczyznazdecydował się uciekać.Jednak ktoś mógłby go gonić.Z jednej trony czuł, że nic takzłego nie zrobił, żeby się tego wstydzić, z drugiej jednak, z jakichś powodów - niewiadomo dlaczego - popychało go do ucieczki poczucie konspiracyjnej winy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]