[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale mnie czy Pałubickiego mają w teczkach na pewno.A ciebieto już w szczególności po twojej ucieczce. Ja sobie tak myślę Markowski spojrzał uważnie na swojego roz-mówcę że w takiej teczce to ci gnoje mogą napisać wszystko, co chcą.Mogą ci na przykład wpisać, że jesteś ich współpracownikiem czy agen-tem i że podpisałeś lojalkę.To ich bandyckie prawo, bo to oni tworząswoją własną rzeczywistość w tych teczkach.Kto za dziesięć lat będziepamiętał, że im uciekłem i wpieprzyłem jakiemuś szkiełowi.A może w pa-mięci niektórych zostanie, że byłem aresztowany trzynastego i następne-go dnia byłem już na wolności.I może się okazać, że to nie ja byłemw porządku, ale ktoś, kto pisze historię, nie mając żadnych danych albotylko te, które znalazły się w esbeckiej teczce.I wtedy wyjdzie na to, że tonie my tworzymy historię, ale tworzą ją nasze teczki. To prawda, oni są bezwzględni.W teczce może się znalezć wszyst-ko. Miler uśmiechnął się. Ale my wiemy, kto jest kim w naszychszeregach.I nie jest tak łatwo zniszczyć czystego, ideowego człowieka zapomocą brudnej prowokacji.Kiedyś w tym kraju przejmiemy władzę.300prędzej czy pózniej, i wtedy te wszystkie zasrane esbeckie teczki spalimyna jakimś placu.I nikt nigdy nie będzie cierpiał przez tych parszywychonoi.Oskarżenia i pomówienia to nie jest nasz styl.Tą bronią walczą tylkoesbecy.My mamy swoje ideały i wartości, a oni mają tylko wiarę w tenpierdolony komunizm, który rozlatuje się na ich oczach.Na tym polegaróżnica między nimi a nami.Markowski dopił swojąkawę i poszukał wzrokiem kelnerki.Była na za-pleczu, więc musieli poczekać z płaceniem do czasu jak pojawi się na sali. Jak się z nim umówiłeś? zapytał Miler. Ja nocuję w mieszkaniu tej jego meli, a jutro rano razem mamy po-jechać do miejsca, w którym leży depozyt.No a jeśli chodzi o pozostałepieniądze, które zniknęły z domów tych dwóch zabitych, to na razie niemam żadnego śladu.Jak odbiorę pieniądze od Mazurkiewicza, to będzie-my musieli rozpocząć kolejny etap naszego śledztwa. Panowie, mogę już prosić o zapłatę, bo muszę zrobić kasę, gdyżzamykamy niedługo uśmiechnęła się do nich sympatyczna kelnerka.* *Mężczyzna, który siedział niedaleko wyjścia zapłacił właśnie przedchwilą kelnerce i wstał od stolika.Powoli założył kraciasty szalik, pózniejwciągnął czarną skórzaną kurtkę i na koniec założył baranią czapkę.Niezwracając uwagi na to, co dzieje się wewnątrz kawiarnianej sali, zdawałsię być pogrążony we własnych myślach.Po chwili zniknął za grubązasłoną oddzielającą wiatrołap od wnętrza kawiarni.Gdy wyszedł na uli-cę, w twarz uderzyła go fala lodowatego wiatru.Rozejrzał się szybkowokół.Na ciemnej ulicy nie było już przechodniów.Ludzie woleli o tejporze, niedługo przed godziną milicyjną, być już w domach.Po drugiejstronie w bramie dostrzegł niewyrazną postać mężczyzny, którego twarzprzez sekundę rozświetlił blask papierosa.Ruszył więc w tamtym kierun-ku.Po chwili obaj zniknęli w głębi bramy. Miler spotkał się z jakimś gościem.Według mnie jest to ten facet,którego szukają wszyscy w Poznaniu.Listy gończe z jego gębą są na każ-301dej komendzie.Ten, co to trzynastego nawiał z konwoju i pobił milicjantakoło opery.Zaraz, jak on się nazywa. Markowski wtrącił się zmarznięty mężczyzna, który stał w bra-mie. Chyba mamy farta, bo to nasz najważniejszy poszukiwany. No właśnie, to jest ten Markowski.Leć teraz do samochodu i dajznać chłopakom, kogo mamy i przejmij Milera jak wyjdą z knajpy.Ja pój-dę za tym drugim i spróbuję ustalić, gdzie się zamelinował.Godz.21.45 Tu są całkiem niezłe kurwy powiedział pan Krzychu, taryfiarz,który przywiózł trzech mężczyzn do willi przy ulicy Rocha Kowalskiegona Junikowie. Nie takie wywłoki jak te, co siedzą w WZ-cie czy w Ad-rii, ale dupeczki pierwsza klasa, więc zabawa tu jest w dechę.Mająteż go-rzołę i piwo.Jak byście panowie chcieli, to ja mogę poczekać, tylko kasaz góry, żeby mi się opłacało, bo inaczej to jeszcze parę kursów dziś w nocyzałapię.Mam pozwolenie na jazdę po godzinie milicyjnej.A teraz sporowiary, co mają takie kwity pozwalające na poruszanie się po dwudziestejdrugiej, jezdzi po nocy taryfami, bo nic innego nie jezdzi. Nie, panie Krzychu, jedz pan na miasto, my se tu posiedzimychwilkę, więc nie ma co, żebyś pan tu po próżnicy czekał odpowiedziałmu Teofil Olkiewicz.Już cieszył się na myśl o dobrze zaopatrzonym bufe-cie, który gdzieś tam w środku musiał się znajdować.Na wyznaczoneprzez esbeków miejsce spotkania przyjechali we trójkę.Do pary pijaków,Brodziaka i Olkiewicza, dołączył porucznik Marcinkowski.Znalezli gobardzo szybko.Po wyjściu z baru na Półwiejskiej poszli na postój taryf naplacu Wiosny Ludów, ale taksówek nie było, za to na postoju stało z dzie-sięć osób w kolejce.Olkiewicz postanowił wezwać radiowóz.Ruszyli więcw stronę Starego Rynku i na Wrocławskiej, koło zamkniętego o tej porzesklepu z bagietkami, natrafili na patrol dwóch zomowców.Milicjanci staliw bramie, chowając się przed zacinającym zimnym wiatrem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]