[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieś z oddali dobiegł stłumiony łoskot i ziemia zadrżała; po chwili dzwięk i ruch ustały.Poczuł, żektoś go ciągnie za ramiona i otworzył oczy, a raczej jedno oko, to, którym widział.Gdy to zrobił, ażsię wzdrygnął.Patrzyły na niego szeroko rozwarte oczy, połyskujące w przyćmionym świetle, osadzone wolbrzymiej głowie. Parla Italiano? Mówiący te słowa człowiek siedziałna ziemi obok Harry ego.Głos miał wysoki, akcent nietypowy, jakby śpiewny.Harry pokręcił głową. Inglese? Tak wyszeptał. Amerykanin? Tak szepnął ponownie. Ja też.Z Pittsburgha.Przyjechałem do Rzymu, bo chciałem wystąpić u Felliniego.Ale niewystąpiłem.I już tu zostałem.Harry słyszał swój własny ciężki oddech. Gdzie jestem? U Herculesa. Szerokie oblicze rozjaśnił uśmiech.Wtem pojawiła się jeszcze jedna twarz, też wpatrzona w Harry ego.Twarz kobiety okołoczterdziestki, o ciemnej karnacji i włosach podwiązanych kolorową bandaną.Klęknąwszy, dotknęłajego głowy, a potem uniosła w górę jego lewą rękę.Dłoń była grubo zabandażowana.Spojrzeniekobiety przeniosło się na człowieka z wielką głową i powiedziała coś w nieznanym Harry emujęzyku.Tamten potwierdził skinieniem.Kobieta popatrzyła znów na Harry ego, po czym nagle wstała i odeszła.Po chwili rozległ się odgłosjakby otwieranych i zamykanych ciężkich drzwi. Masz sprawne tylko jedno oko.Ale to drugie też będzie widziało, już niedługo.Ona tak mówi.Hercules uśmiechnął się znowu. Mam ci przemywać rany dwa razy dziennie, a jutro zmienić bandażna ręce.Ten na głowie może przez jakiś czas zostać.To też mi ona powiedziała.Znowu rozległ się łoskot i zadrżała ziemia. Tutaj mieszkam.To mój dom powiedział Hercules. Odgrodzona część metra, stary tunel roboczy.Już pięć lat tak egzystuję i nikt o tym nie wie.No, zwyjątkiem paru takich jak ona.Niezłe, co? Roześmiał się, sięgnąłza siebie i dzwignął się na aluminiowej kuli. Nogi mam do niczego.Ale jestem szeroki w barach ibardzo silny.Hercules był karłem.Miał trochę ponad metr wzrostu i ogromną,jajowategokształtugłowę.Barymiałrzeczywiście potężne, ramiona też.Ale to wszystko.Wtalii był szczupły, a nogi przypominały patyki.Pokuśtykał w mrok i wrócił z drugą kulą. Strzelali do ciebie. stwierdził rzeczowo.Harry milczał, zupełnie otępiały.Niczego nie pamiętał. Miałeś szczęście.To był mały kaliber.Kula uderzyła w rękę i drasnęła głowę.Leżałeś w kanale, jacię wyłowiłem.Harry wpatrywał się weń swoim jednym okiem, nie rozumiejąc.Jego umysł usiłował się odnalezć,jak gdyby nie mógł się otrząsnąć z głębokiego snu i przebić do rzeczywistości.Nie wiadomo czemu,jego myśli powędrowały do Madeline i ujrzał ją, z rozpostartymi rękami i nogami, z włosamitworzącymi wokół głowy aureolę w czarnej wodzie pod lodem jeziora.Zastanawiałsię, czy ona też tak to odczuwała, to przechodzenie od przerażającej rzeczywistości do stanupodobnego śnieniu, przenoszenie się z jednego w drugie, nim w końcu zapadła w ostatni, najgłębszysen. Nie czujesz bólu? Nie. To te jej leki zaśmiał się Hercules. To Cyganka, zna się na uzdrawianiu.Ja nie jestem Cyganem,ale mam z nimi dobre układy.Dają mi różne rzeczy, ja im też.Robimy sobie przysługi.Szanujemy się i nie okradamy nawzajem. Zachichotał, a po chwilispoważniał.Ciebie też nie okradłem, ojcze. Ojcze? Harry spojrzał nań nieprzytomnie. W marynarce były twoje papiery.Jesteś ksiądz Addison. Hercules wsparł się na kuli i sięgnąłręką w bok.Obok suszyły się na zaimprowizowanych wieszakach ubrania Harry ego.Na ziemi leżała koperta,którą dał mu Gaspari, a obok rzeczy Danny ego strzaskany zegarek, rozbite okulary, nadpalonalegitymacja watykańska i paszport.Hercules niczym akrobata opuścił się po kulach na ziemię i usiadł z powrotem naprzeciw Harry ego.Jakby przysunął sobie krzesło. Mamy problem, ojczulku.Na pewno byś chciał, żebym komuś o tobie powiedział.Najlepiejpolicji, co?Ale nie możesz jeszcze chodzić i nie mogę nikomu powiedzieć, gdzie jesteś, boby znalezli mój dom.Rozumiemy się? Tak. Najlepiej sobie odpocznij.Jak szczęście dopisze, jutro będziesz mógł wstać i pójdziesz sobie,gdzie zechcesz.Herculesnaglewykonałruchodwrotnydopoprzedniego i już stał o kulach. Wychodzę teraz.Możesz spać bez obawy.Jesteś tu bezpieczny.Po tych słowach zakręcił się i zniknął w ciemności; słychać było echo jego kroków, a na końcuskrzypnięcie ciężkich drewnianych drzwi, jak przy wyjściu Cyganki.Harry położył się i dopiero teraz zauważył, że pod głową ma poduszkę i jest przykryty kocem. Dzięki wyszeptał w mrok.Usłyszał znowu daleki łoskot i poczułdrgania ziemi, gdy gdzieś w oddali przejechało metro.Potem opanowało go znużenie i zamknął oczy; myśli o Herculesie i innych rzeczach odpłynęły wciemność.31Beverly Hills, Kalifornia.Czwartek, 9 lipca; o zmierzchuByron Willis zrobił głęboki wydech i odwiesił telefon.Skręcając z Sunset w Stone Canyon Road włączyłreflektory lexusa i ujrzał w ich świetle obrośnięte bluszczem mury strzegące ogromnych eleganckichrezydencji.Wydarzyło się coś zupełnie niemożliwego.Harry Addison, jego Harry, człowiek, którego wprowadziłdo firmy i kochał jak brata, który miał biuro w końcu korytarza, nagle stał się poszukiwanym przezcałą policję Włoch zabójcą rzymskiego detektywa.A jego brata oskarżono o zamordowaniekardynała wikariusza Rzymu.Wszystko wydarzyło się tak nagle, niczym wypadek samochodowy.Centralę firmy już zablokowałytelefony od dziennikarzy, domagających się jakiegoś oświadczenia od niego lub pozostałychpartnerów. A to sukinsyn! zaklął z gniewem na głos.Cokolwiek, cholera, się stało, Harry emu będzie potrzebna maksymalna pomoc; firmie zresztą też.Willis wiedział, że przyjdzie mu spędzić noc na opędzaniu się przed mediami oraz upewnianiu się,czy klienci wiedzą, co się zdarzyło, i uprzedzaniu ich, żeby niczego nie mówili dziennikarzom.Jednocześnie musi odszukać jakoś Harry ego i załatwić mu najlepszych prawników we Włoszech.Zwalniając, Byron Willis zobaczył wozy transmisyjne i stada reporterów zgromadzonych przedbramą jego domu przy Stone Canyon Road tysiąc pięćset.Otworzył pilotem bramę, zaczekał, aż tłumsię rozstąpi, po czym wjechał do środka, kiwając im uprzejmie ręką i starając się nie zwracać nanich uwagi.Po drugiej stronie stanął, by się upewnić, że nikt się nie wśliznął za bramę.Potempojechał dalej; światła auta wydobyły z mroku długi znajomy podjazd prowadzący pod dom. Niech to szlag wydyszał.W jednej chwili cały sympatyczny świat przewrócił się do góry nogami.Uświadomiło mu to jeszczemocniej jego własną sytuację.Kolejne zebranie do pózna, kolejny powrót do domu po zmroku.%7łonaz dwoma synami pojechała do ich domku narciarskiego w Sun Valley.%7łona i synowie, których jakżerzadko widywał nawet wtedy, gdy byli w domu, nawet w weekendy.Bóg jeden wie, co go jeszczeczeka.%7łycie było takie bogate i powinno się je przeżywać do głębi; to nie w porządku, żeby obowiązki wfirmie zabierały aż tak wielką jego część.Postanowił, że kiedy tylko sprawa z Harrym zostaniezałatwiona a zostanie będzie mniej przesiadywał w biurze, zacznie korzystać z prostych przyjemności i zajmie się rodziną.Nacisnął guzik pilota, drzwi garażu się otworzyły.Jednocześnie powinno się zapalić światło w środku, ale tym razem z niewiadomego powodu tak sięnie stało.Otworzył drzwiczki i wysiadł. Byron. rozległ się z mroku męski głos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]