[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakby przedtem nie mogła, pomyślał Peter.Ratrak stanął niedaleko wylotu doliny.Sapiąc i świszcząc, wyrzucił ostami kłąb dymuz rury wydechowej.Przejechali jeszcze kilka metrów i stanęli.- To już koniec! - oznajmił z kabiny Michael.- Dalej zasuwamy na piechotę!Zeszli z platformy.Zza drzew w dole dolatywał szum wezbranej rzeki.Szli wgrząskim wiosennym śniegu do obozu wojskowego leżącego w odległości co najmniej dwóchdni marszu.Wyładowali sprzęt i przypięli narty.Podstaw jazdy na biegówkach nauczyli się zksiążki Zasady nart biegowych, chociaż na obrazkach wszystko wyglądało łatwiej niż wrzeczywistości.Najgorzej szło Greerowi, który nie mógł na nich ustać, a nawet gdy mu się toudało, wpadał na drzewa.Amy próbowała mu pomóc - sama natychmiast pojęła, oco chodzi,ślizgając się i odpychając z pełną wdzięku zwinnością - pokazując, co robić.- Zobacz! Wyobraz sobie, że szybujesz po śniegu.To proste.- Jednak wcale takie niebyło.Pozostali zaliczyli ponadprzeciętną liczbę wywrotek, ale dzięki treningowi wszyscy wkońcu się nauczyli.- Jesteście gotowi? - spytał Peter, zapinając wiązania.Grupa odpowiedziałapotakującym szmerem.- Amy?Skinęła głową.- Myślę, że jesteśmy gotowi.- W porządku.Uwaga!Przekroczyli rzekę po starym żelaznym moście i skręcili na zachód, spędziwszy jednąnoc pod gołym niebem i docierając do bazy następnego dnia.Niżej śnieg stopniał niemalcałkowicie, odsłaniając pokrytą błotem ziemię.Zastąpili narty hummerem, który zostawiłowojsko, zaopatrzyli się w prowiant, paliwo i broń z podziemnego magazynu, i ruszyli dalej.Dzięki zapasowi paliwa mogli dotrzeć do granicy stanu Utah.Może trochę dalej.Pózniej, jeśli nie znajdą go więcej, będą musieli znów iść na piechotę.Wyjechali w południe,pokonując wzgórza i wjeżdżając w suchą krainę o czerwonych skałach barwy krwi, któreprzybierały fantastyczne formy.Nocowali gdzie popadło - w elewatorze, pustejpółciężarówce, na stacji benzynowej w kształcie tipi.Wiedzieli, że nie są bezpieczni.Chociaż ci Babcocka byli martwi, oprócz nich istnieliinni.Ci Sosy i ci Lambrighta.I Baffesa, i Morrisona, i Cartera, i całej reszty.Mieli okazję sięo tym przekonać.Pokazała im to Lacey, detonując bombę, i Amy, stając pośród Wielu, którzyleżeli na śniegu i umierali.Pokazała im, kim było Dwunastu i jak uwolnić pozostałych.- Myślę, że najbliższą analogią są pszczoły - powiedział Michael.Podczas długiegopobytu na górze Peter dał im do przeczytania zawartość teczek, które dostał od Lacey.Potemdebatowali wiele godzin, jednak to Michael postawił hipotezę i połączył fakty.- Dwunastupierwszych - mówił, wskazując teczki - przypomina królowe pszczół, każdy reprezentuje innąodmianę wirusa.Jego nosiciele stanowią część zbiorowego umysłu połączonego z pierwszymnosicielem.- Jak do tego doszedłeś? - chciał wiedzieć Hollis.Był najbardziej sceptyczny zewszystkich, analizował każdy punkt.- Zacznijmy od sposobu, w jaki się poruszają.Czy coś zwróciło twoją uwagę? Czyprzyszło ci do głowy, że ich działania sprawiają wrażenie skoordynowanych, bo takie są?Olson też to zauważył.Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym więcej widzę sensu.Zawszeporuszają się w grupach jak pszczoły.Założę się, że tak jak one wysyłają zwiadowców, abyzakładać nowe roje jak ten w kopalni.To wyjaśnia, dlaczego pozostawiają przy życiu jednegoz dziesięciu.To swoisty sposób reprodukcji, utrwalania konkretnego szczepu wirusa.- Jak rodziny? - zapytała Sara.- Oględnie mówiąc, tak, choć nie zapominaj, że mówimy o wirolach.Myślę jednak, żemożna tak to ująć.Peter przypomniał sobie coś, co powiedział mu Vorhees, że wirole.się gromadzą.Aączą w grupy.- To logiczne.- Michael pokiwał głową.- Pozostało niewiele dużych zwierząt i prawienie ma ludzi.Kończy się pożywienie i nie mogą zarażać nowych nosicieli.Są takim samymgatunkiem jak każdy inny, zaprogramowanym, aby przetrwać.Aączenie się byłoby rodzajemadaptacji, sposobem oszczędzania energii.- Chcesz powiedzieć, że są słabsi? - drążył Hollis.Michael myślał przez chwilę, skubiąc rzadką brodę.- Słabsi to pojęcie względne - odrzekł ostrożnie.- Zgoda, powiedziałbym, że są słabsi.Wróćmy do pszczół.Rój robi wszystko, aby chronić królową.Jeśli Vorhees miał rację,gromadzą się wokół każdego z Dwunastu.Myślę, że właśnie z taką sytuacją mieliśmy doczynienia w Przystani.Oni nas potrzebowali, potrzebowali nas żywych.Założę się, że istniejejeszcze jedenaście wielkich rojów.- A jeśli je znajdziemy? - spytał Peter.Michael zmarszczył czoło.- Powiedziałbym, że miło było cię poznać.Peter pochylił się na krześle.- A gdyby się udało? Gdybyśmy znalezli pozostałych z Dwunastu iich zabili?- Gdy ginie królowa, wraz z nią umiera cały rój.- Jak Babcock i jego Wielu?Michael spojrzał ostrożnie na pozostałych.- Słuchajcie, to tylko teoria.Widzieliśmy to, co widzieliśmy, ale mogę się mylić.Pozatym nie wiadomo, jak ich znalezć.Ameryka to ogromny kontynent.Mogą być wszędzie.Peter stwierdził nagle, że wszyscy na niego patrzą.- Peterze, co się stało? - zapytała siedząca obok niego Sara.Zawsze wracają do domu, pomyślał.- Myślę, że wiem, gdzie są - powiedział.Byli w drodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]