[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakie rzesze ludzi w tych dniach z trudem tylko mogły dostać się do supermarketusieci Safeway albo stacji benzynowej koncernu Mobil? Jak wielu z nich nie mogło się-gnąć po mielone mięso czy benzynę z braku forsy, choć pozornie towary te mieli w zasię-gu ręki? Ilu z nich posiadało broń palną? W tej części kraju zapewne całkiem niewielu.Cóż uczyniliby, gdyby zmorzył ich głód lub gdyby wpadli w desperację z innego powo-du? Jeśli człowiek staje przed wyborem: sięgnąć po coś, czym napełni brzuch czy głodo-wać, któż zawaha się przed kradzieżą i rozbojem?- Mamy tu w wozie kilka kanistrów z paliwem - ciągnął temat komendant Schurz,jakby ona w ogóle się nie odezwała.- To jeden z powodów, dla których zabrałem ze sobąEdwardsa.Nic tak nie pobudza w ludziach uczciwości, jak żołnierz z naładowanym kara-binem maszynowym kalibru 12,7 milimetra.- Boże, mówi pan zupełnie jak Colin! - wyrwało się Kelly i z miejsca targnęła niąmocniejsza tęsknota niż ta, jaką odczuwała zazwyczaj, mimo iż wreszcie wydostała się zmatni w Missouli i w istocie rzeczy zmierzała ku niemu.Szef policji z Orofmo (czy nazwa ta znaczy po hiszpańsku czyste złoto!) zachicho-tał.- Wcale mnie to nie dziwi, bo przecież kto z kim przestaje, takim się staje.To sięzdarza, jeśli przez kilka lat jezdzi się na wspólne patrole.To prawie jak w małżeństwie, ztym że bez dobrodziejstw ołtarza.Nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, Kelly zamilkła.Powoli zaczęli wspinać się wkierunku gór, pokrytych cienkim kilimem popiołu, odrobinę zbyt ciemnym i ociupinęzbyt brązowym, by mylnie uznać go za brudny śnieg.Większość pokrywy chmur na nie-bie formowały zwykłe obłoki.Dzień był posępny, chłodny i ponury.A mimo to w sercuczuła się radosna jak skowronek na wiosnę.Wreszcie, wreszcie, wreszcie wyrwała się zMissouli!Z drogi, którą jechali, oprócz ich wozu bojowego niekorzystało niemal żadne auto.Nie miała pojęcia, ilu ludzi w normalny dzień jezdziło trasą US12, ale z pewnością więk-szy ruch musiał mieć miejsce dalej na południe.Tuż po przekroczeniu granicy z IdahoSchurz zjechał na pobocze.W niektórych miejscach trawa wyłaniała się spod powłokipopiołu.Tu właśnie przebiegała zachodnia rubież strefy sedymentacji wulkanicznego py-łu.- Czy, hm, z naszym humvee wszystko jest w porządku? - zaniepokoiła się Kelly.- Równie w porządku, co zawsze - odparł.- Muszę dolać trochę paliwa.Ten wózpotrafi więcej niż jeep, ale, Jezu Chryste, żre paliwo jak smok.Przy pomocy ciągle milczącego Edwardsa opróżnili dwa kanistry pomalowanebarwami maskującymi i napełnili bak.Potem Schurz usiadł ponownie za kółkiem, odpaliłmaszynę i ruszył w kierunku Orofmo.Rozdział XIIISprawy w Kansas układały się zapewne lepiej niż w Kolorado.Vanessa żywiłatakie przekonanie, mimo że oddychała przez trzy maski, nałożone jedna na drugą i nosiłana okrągło pływackie okulary, nie zdejmując ich nawet podczas snu.Oczy swędziały jąjednak przez cały czas; zbyt pózno zdołała zdobyć gogle.'Nie mogła ich zdjąć, żeby prze-trzeć gałki oczu, zaaplikować krople Visine czy w innym celu.W powietrzu wciąż unosi-ło się zbyt dużo drobnych frakcji pyłu.Picklesowi wiodło się nawet jeszcze gorzej niż jej.Nie mógł nosić maski ani oku-larów, biedaczysko.Nie miała pojęcia, co z nim począć.Nie mogła trzymać go cały czasw nosidełku, ale też nie mogła puścić go wolno.Wciąż miała paskudne zadrapania potym, jak usiłowała wyciągnąć go spod przedniego siedzenia toyoty.Musiała dotrzeć dojakiegoś miejsca, gdzie w końcu będzie mógł zażyć trochę ruchu - ona zresztą też.W torebce trzymała rewolwer kalibru 9 milimetrów.Kiedy miała dwanaście lat,ojciec nauczył ją, jak posługiwać się bronią palną.Nigdy jednak nie skorzystała w prak-tyce z tych lekcji.Zawsze bardziej obawiała się napadu szału, chwili głupoty czy totalnejdesperacji niż sytuacji, gdy w obronie własnej z konieczności wywali magazynek w ban-dziora.Ale czasy, czasy się zmieniały, jak śpiewał Bob Dylan.Pistolet kupiła w Pueblo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]