[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnegodnia nie mogłam już tego znieść i wygarnęłam jej, że nielubię, jak się na mnie krzyczy, że mam na imię Ida, a nie Mała", i nie jestem psem, żeby jeść po niej resztki.Po tymzaczęła zachowywać się trochę lepiej.Myślę, że bała sięmojego odejścia, bo wtedy agencja mogłaby znowu przysłaćjej Portorykankę.Ale to była naprawdę wściekła wiedzma.I siedziała wtych swoich ośmiu pokojach samiuteńka (miała siostrzenicę wNew Jersey, na którą narzekała, że nigdy jej nie odwiedza - inic dziwnego!), z tysiącami na koncie w banku (powiedziałami) i na obiad jadła codziennie ozorki.Nie wzięłabym tego doust! Nie pozwalała mi doprawiać ich w żaden sposób, nawetsolą.Mnie zaś zabroniła gotować własne jedzenie, bo jaktwierdziła, zasmrodziłabym całe mieszkanie.Tak jakbygotowane ozory nie cuchnęły! Dostarczali je co tydzień zesklepu rzezniczego.Sama, z własnych pieniędzy, zaczęłamdawać napiwek chłopakowi, który je przynosił, bo paskudniesię czułam, wręczając mu te kilka centów, które kazała muprzekazywać.Z domu pozwalała mi wychodzić jedynie rano iwieczorem, kiedy wyprowadzałam na spacer jej małego psa,który wygląda jak wyleniały kot.Niemniej było to urocze idobre stworzenie, ale śmierdziało okropnie, a ona niepozwalała mi go wykąpać, bo bała się, że je przeziębię.Przedwyprowadzeniem na zewnątrz ubierałam psa w sweterek.Lubiłam spacerować z Prince'em, bo mogłam przysiąść naławce nad rzeką z innymi kobietami z Indii Zachodnich.Niektóre przywoziły swoich staruszków na wózkachinwalidzkich.Początkowo nie wiedziały, że jestem z Indii Zachodnich.Pewnego dnia postanowiłam jednak z nimi porozmawiać ipotem było w porządku.Powiedziały: Wyglądasz na białą,ale dzielisz z nami ponury los".Pół godziny, które spędzałamz nimi każdego ranka, było jak eliksir.Ciężko pracowały, alekiedy się ich słuchało, miało się wrażenie, że świat do nichnależy.Były dumne jak pawie z pieniędzy, które zarabiały, ize wszystkich rzeczy, jakie mogły kupić sobie i rodzinom wojczyznie.Zadziwiały mnie sposobem, w jaki znosiły wszelkieupokorzenia.Może wynikało to z faktu, że miały siebienawzajem i mogły razem śmiać się i żartować.Panna Potts przez cały dzień oglądała telewizję.Myślisz,że choć raz pozwoliła mi usiąść na minutę i na coś popatrzeć?Kiedy wydawało się jej, że nic nie robię, zawsze wynajdywałami jakieś zajęcie.Któregoś dnia kazała mi wyczyścićmetalowe wieszaki w szafie.Słyszałaś kiedy coś takiego?Myrtle, robi się pózno, dlatego skończę ten list jutro.Zostałam u panny Potts przez cztery miesiące.Znosiłamsmrody, marne jedzenie i wszystkie nieprzyjemności, na jakiemnie narażała, bo zarabiałam sto pięćdziesiąt dolarówtygodniowo.Powinnam dostawać więcej, bo ta kobieta miałamnie do dyspozycji także w nocy, czyli tak naprawdę to byłdwudziestoczterogodzinny dzień pracy Ale powtarzałamsobie: Zyskuj na czasie, bo pod koniec lata zaoszczędziszdość na opłacenie lekcji maszynopisania i na bilet dla May".Pewnego wieczoru siedziałam nad rzeką.Po raz pierwszymiałam czas dla siebie, bo byłam bez psa.Powiedziałampannie Potts, że zostawiłam coś na ławce i muszę po towrócić.Czułam, że oszaleję, jeśli nie pobędę chwilę sama.Siedziałam na ławce i wpatrywałam się w wodę.Było tokilka dni po tym, jak dostałam zdjęcia May w szkolnymmundurku.Nie mogłam uwierzyć, że ma już prawie sześć lat.Zaczęły mi chodzić po głowie głupie myśli, jak choćby ta, żemoże jest jej lepiej beze mnie.Zastanawiałam się, czy nieutopić się w rzece.Jak mogłabym zostawić własne dziecko?Byłam już inną osobą, nie tą samą Idą Joseph.I kiedy to piszę,naprawdę czuję, jakby ktoś zupełnie inny siedział w mojejskórze.W jednej chwili zdecydowałam, że muszę odejść.Niechmi Bóg wybaczy zostawienie staruszki samej sobie, alemiałam przeczucie, że z kimś innym będzie się jej lepiejukładało.Nie mając pracy, nie potrafiłabym spojrzeć w oczy ciotceCarmen.Dlatego zamieszkałam u przyjaciółki na Brooklynie.Ale zaczęły mi się kończyć pieniądze.Nie chciałam ruszaćoszczędności, a nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, żeznowu po kimś sprzątam.Czytałam ogłoszenia w gazetach,pytałam w sklepach i restauracjach, ale niczego nie mogłamznalezć.Nie wiem, co sprawiło, że pomyślałam o baronie vonAusbergu.Był miły, kiedy zapytał o May i przysłał jejprezent, kiedy się urodziła.Doszłam do wniosku, że może onpomoże mi znalezć jakąś pracę.Nadal miałam jegowizytówkę, więc po prostu zadzwoniłam.Zdziwił się, słysząc mój głos, niemniej zaprosił mnie dosiebie na następny wieczór.Dziwnie się poczułam i jużmiałam zrezygnować z tej wizyty, ale powtarzałam sobie, żenie chcę niczyjej łaski, tylko pracy.Przy wejściu do jego mieszkania wisiały stare obrazyprzedstawiające palmy.Z jakiegoś powodu dzięki nim zrobiłomi się lżej na sercu.Ale im dalej szłam, tym mniej to miejscewydawało mi się przyjazne i miłe - przynajmniej dla kobiety.Był to typowo męski apartament, choć bez skazy.Baronzaprowadził mnie do gabinetu, gdzie na półkach stały książki ipaliło się w kominku.Aatwo się domyśliłam, że właśnie wtym pokoju spędzał najwięcej czasu.Jedyną rzeczą, jaka wytrącała mnie tam z równowagi, byłozdjęcie jego i Errola na pokładzie Zaki.Udałam, że go niezauważyłam.Zaproponował mi sherry, a ja się zgodziłam naodrobinę.Dla odwagi.A potem powiedziałam od razu, żeszukam pracy.Dziwnie na mnie popatrzył, jakby nie do końca wierzył, żemówię prawdę, i zapytał, jakiego zajęcia szukam.Odpowiedziałam, że mam doświadczenie jako telefonistka iznam się na pracy w recepcji i że chciałabym się nauczyćpisania na maszynie.Nagle powiedział: Nie wyglądaszdobrze", przez co okropnie się poczułam.Pózniej zapytał, czynie wybrałabym się z nim na obiad.Poszliśmy do włoskiej restauracji za rogiem.Spróbowałam trochę cielęciny, którą polecał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]