[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjrzała się sobie uważnie, potrząsając włosami.Zebrała je za uszami, apotem uniosła je obiema rękoma i zwinęła na czubku głowy.Powoli, zniezadowoleniem, potrząsnęła głową.- Muszę obciąć włosy.- Oczywiście.Z tymi włosami nie możesz nosić kapeluszy, a bezodpowiednich kapeluszy.- Nie mów - wiem.Bez odpowiednich kapeluszy żadna szanująca sięvendeuse nawet mnie nie wpuści do salonu.Powiedz mi tylko jedno,Paula.Czy muszę ściąć sobie włosy zanim pójdę się ostrzyc do Antoine'a,czy też Antoine raczy mnie ostrzyc w obecnym żałośnie niemodnymstanie?Paula otworzyła szeroko oczy.Antoine był najsłynniejszymfryzjerem na świecie.Przed dwudziestu laty wynalazł fryzurę na pazia,gdy wielka aktorka, Eve Lavalliere, poświęciła włosy pod jegonożyczkami, które to przeżycie tak mu odebrało odwagę, że nie powtórzyłtego wyczynu przez sześć lat.Teraz panował niepodzielnie w salonie przyrue Didier, który otworzył balem dla tysiąca czterystu gości z paniamiubranymi na biało.Każda istota płci żeńskiej we Francji marzyła ozaprezentowaniu swej głowy przed mistrzem.- Antoine - westchnęła Paula z szacunkiem.- Ależ oczywiście - rzekła Maggy.- Gdy tylko na mnie spojrzy,pozna, że jestem warta jego nożyczek mimo mojego ubóstwa idorywczego wyskakiwania z majtek.- Jak się z nim umówisz?- Po prostu pójdę do niego.Czy będzie się mógł oprzeć szansie obcięcia takich włosów?- Nie wiem, jak - powiedziała szczerze Paula.Antoine był takimpulsywny, że ostatnio na dobroczynnej aukcji wylicytował za pięćtysięcy franków pojedynczą rękawiczkę ofiarowaną przez poetkęwicehrabinę Marie - Laure de Noailles.- A więc wstawaj, moja coco.Chyba nie sądzisz, że pójdę bez ciebie?- Nie puściłabym cię samej - co by było, gdybyś w pół drogi zmieniłazdanie?- To samo sobie pomyślałam.- Maggy pieszczotliwie dotknęłaswoich włosów.Musi je ściąć, to jasne, ale nie podchodziła do sprawy ztaką odwagą, na jaką wyglądało.Właściwie serce biło jej tak, że chciałaleciutko pojękiwać w udręce, ale narzuciła najlepsze dzienne ubranie izapakowała Paulę do taksówki, zanim miała szansę zmienić decyzję.Nigdy kobiecie nie było trudniej być piękną niż w latachdwudziestych.Moda nikomu nie schlebiała, kobiecość we wszystkichprzejawach była okrojona, schowana, zniekształcona.Kapelusze kryłyczoło i oczy; brwi nienaturalnie wyskubywano, ciała bezlitośnieformowano w nietwarzowe chłopięce kształty i zle używano kosmetyków.Istniały tylko trzy kolory szminek, a fryzury były tak brzydkie, że mogły jeprzezwyciężyć tylko autentyczne piękności.W owych czasach fryzura mogła kobietę stworzyć lub zniszczyć.Kobiety, które zaledwie dziesięć lat temu uważano za śliczne wedwardiańskich fałdzistych sukniach i z unoszącymi się nad głowamichmurami starannie ułożonych włosów, teraz były obnażone i wystawionena okrutne światło dnia bez odrobiny uroku - a wszystko w imię mody.Kobiety, które niegdyś były panującymi pięknościami, teraz okazywały się strachami na wróble z ogolonymi głowami jak kule, osadzonymi nadniemodnie pulchnymi ramionami.yle uformowana czaszka mogłazniszczyć przyszłość młodej kobiety.Maggy siedziała na fotelu przed lustrem u Antoine'a, a fryzjer krążyłza nią w otoczeniu uczniów i pomocników.Paula siedziała ponuro z boku.- Mój Boże.pani linia włosów - rzekł w podnieceniu po francusku zpolskim akcentem.- Co w niej złego? - spytała Maggy gotowa wybuchnąć.Każdypretekst był dobry, jeśli tylko pozwoliłby jej wyjść z godnością.Teraz,zanim jeszcze zaczął.Rozejrzała się w panice.Zciany salonu byływykonane z wielkich szklanych tafii, same schody skonstruowano zeszkła, fotele, stoliki, ozdoby i oświetlenie salonu też były zrobione zeszkła, żeby zadowolić tego wysokiego, bladego Polaka, który mieszkał wkryształowej siedzibie nad salonem, a spał w szklanej trumnie, która, jaktwierdził, chroniła go przed niebezpiecznym promieniowaniem nocnegopowietrza.- Jak pani mogła chować ją tak długo? - spytał z wyrzutem.-Elegancja zaczyna się od linii włosów, madame, a pani linia to poemat.To- rzekł przesuwając długim szczupłym palcem wysoko po jej czole - jestzasadniczy kształt, bez którego żadna inna elegancja nie ma znaczenia, bezktórego nie może się zacząć żadna prawdziwa elegancja.Trzeba goodsłonić.- Jak pan uważa - mruknęła Maggy i zamknęła oczy, widząc, żefryzjer ujmuje nożyczki.Zmigając wśród jej włosów, wydawałystraszliwy, cicho piszczący odgłos.Każde pasmo, nim zdążyło upaść napodłogę, było zręcznie chwytane przez pomocnika, który miał za zadanie przechowywać długie włosy i robić z nich warkocze i koki, aby ostrzyżonaklientka mogła je przypinać wieczorem.Maggy otworzyła jedno oko izobaczyła, że głowę ma wtuloną w ramiona, a sama kuli się w fotelu.Wyprostowała się odważnie, bo było już zdecydowanie za póznoujawniać tchórzostwo i zmusiła się do uśmiechu.Czy to jej szyja, tanieskończenie długa, blada rzecz? Czy to jej uszy, te biedne, małe, różowewyrostki? Teraz Antoine zmoczył jej głowę, wziął do ręki nieubłaganiebłyszczącą brzytwę i zaczął formować jej włosy w lśniącą czapkę, krótkojak u angielskiego ucznia ostrzyżonego w radykalnym stylu Eton.Tylkonajpiękniejsze kobiety mogły nosić taką fryzurę.Włosy były zaczesane dotyłu, starannie przedzielone z jednej strony, a przed każdym odsłoniętymuchem czapka zwężała się w gładki szpic na policzku.Na karku włosybyły tak obcięte, że wyraznie ukazywały delikatny kształt całej głowy.Wielkie żółtozielone oczy Maggy, rozstawione tak szeroko, wydawały siędwa razy większe, a jej ostre, śmiało zarysowane kości policzkowe miałyteraz konkurencję w całkowicie odsłoniętej, długiej, giętkiej kolumnieszyi.Odrzuciła fartuch i wstała wpatrując się w lustro, obracając się wróżne strony tak, żeby obejrzeć się z każdego boku i od tyłu.Tłumobserwował ją w napiętej ciszy.Nawet sam Antoine nic nie mówił, gdyMaggy z niepokojem przyglądała się nowej osobie patrzącej na nią zluster.Było jej słabo.Wydawało się, że głowę ma zupełnie oddzieloną odramion, jakby ją odłączono i za chwilę miała wzlecieć do góry jak balon.Kobieta w lustrze była zuchwała; kobieta w lustrze była starsza od Maggyi bardzo opanowana; kobieta w lustrze była niesamowicie szykowna, mimo kostiumiku Maggy i jej pożałowania godnych bucików.Jej głowa,ta gładka, świetnie ostrzyżona głowa, tak jaskrawa, że wyglądała jaknamalowana, jak wspaniały znak przestankowy, stanowiła centrum salonu.Maggy stała nie zdradzając żadnych uczuć.Paula wstrzymałaoddech.Maggy coraz bardziej zbliżała się do lustra nie odrywając odniego oczu.Odbicie urosło do ogromnych rozmiarów; patrzyła na niepytająco aż jej oczy zlały się w jedno, a nosem dotknęła lustra.Została wtej pozycji przez sekundę, pokrywając szklaną powierzchnię mgiełkąoddechu, po czym zdecydowanym ruchem ucałowała lustro dużymi,rozkosznymi ustami.- Ach! - wszyscy obserwujący odetchnęli z ulgą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl