[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Królowa cofnęła się o krok.Jej ręka drżała. Idz precz, upiorze sapnęła, a jej głos stracił dzwięczne i melodyjne brzmienie. Dlaczego, Kandarze? spytał Conan dlaczego wróciłeś?Upiór odwrócił głowę w jego stronę, odbijając od niechcenia drugi cios Królowej. Zabiłeś mnie niesłusznie rzekł gdyż nie byłem zdrajcą.Ale kazano miwrócić z mrocznych otchłani i ochronić was przed nią.Królowa Zmierć znów rzuciła się do przodu, ale jej sztychy i cięcia wciąż trafiałyna zasłonę Kandara, który walczył jedną ręką, nie odwracając nawet głowy.Jego puste,martwe oczy wciąż utkwione były w Cimmeryjczyku. %7łyczę ci szczęścia, barbarzyńco, mimo wszystko, choć wątpię, abyś zaznał gow nadmiarze.A teraz idz już i zostaw mnie z nią odwrócił głowę czas zasnąć,Królowo.Na eony eonów.161Królowa Zmierć wrzasnęła wściekle i jej miecz znów zakreślił złote smugi w po-wietrzu.Zadzwięczały ostrza.Conan pchnął osłupiałego Ymirsferda do wyjścia i objąłSheilę. Wybacz, Kandarze.Wybacz mi jeśli możesz.Upiór znów odwrócił martwą twarzw jego stronę. Idzcie rozkazał powtórnie.Wybiegli z komnaty, a Cimmeryjczykowi zdawało się, że usłyszał jeszcze za ple-cami słowa wypowiedziane głuchym, beznamiętnym głosem do stu tysięcy diabłów,przyjaciele moi.Biegli, ale Conan nieomylnie odnajdował właściwą drogę.Wreszciepo długiej chwili przystanęli. Tu już nas nie znajdzie odetchnął Cimmeryjczyk. O, Ymirze potrząsnął głową Vanir co za zła siła wywołała go z radosnejValhalli. Nie wyglądał jakby wracał z radosnej Valhalli mruknął Conan ale żal, żezabiłem go niesłusznie.Czyżby Nemfale się myliła?162 A może nie odparł wolno Ymirsferd i zwrócił twarz w stronę Sheili onateż była w Kordavie.Wtedy pięści dziewczyny wystrzeliły do przodu.Ymirsferd trafiony jednocześniew pierś i nasadę nosa zwalił się na ziemię jak kłoda.Conan odskoczył i dobył sztyletu. A więc to ty, suko! Teraz módl się jeśli potrafisz.Piekło już blisko.Roześmiała się i wyjęła z włosów długą, srebrną szpilę.Włosy opadły na jej czołoi ramiona.Odgarnęła je niedbałym ruchem. Nie zwyciężysz mnie Cimmeryjczyku powiedziała wciąż śmiejąc się czywidziałeś jak ten potężny Vanir zwalił się niczym spróchniały pień? Jestem niepokona-na.Conan stał w miejscu pochylony i gotów do walki.Zaciskał mocno dłoń na rękojeścisztyletu. Od dziecka uczono mnie walczyć i zabijać mówiła dalej spokojnie, patrzącna czujnie śledzącego każdy jej gest Cimmeryjczyka nikt nie jest się w stanie mioprzeć.Nawet ty, Conanie.Ale nie zamierzam cię zabić.Pan mój Sartapis, chce cięmieć żywego.Było mi ciebie żal.Chciałam zabić cię i oszczędzić ci męczarni, ale zbyt163czule patrzyłeś na tę dziwkę z królewskiego haremu.Będziesz więc cierpiał, mój silny,wspaniały barbarzyńco.Za miesiąc będziesz już tylko błagającym o litość, połamanymi ślepym strzępem człowieka.Jak Rynherd.Będę cię codziennie odwiedzać znówzaśmiała się radośnie.Conan słuchał jej słów, ale milczał gotów w każdej chwili do obrony.Wiedział, żew końcu zaatakuje i chciał poznać, co naprawdę umie.Chociaż sądząc po ciosie jakizadała Ymirsferdowi umiała bardzo wiele. Zobacz Conanie.Podeszła do niego wolnym, kołyszącym się krokiem z opuszczonymi rękoma.Cim-meryjczyk wypuścił pchnięcie tak błyskawicznie, że zwiodłoby każdego.Ale Sheilauchyliła się jeszcze szybciej i sztylet Conana dzgnął powietrze.Zrobiła nieznaczny ruch.Ostrze wypadło z dłoni Cimmeryjczyka i brzęknęło o kamienie. Spróbuj jeszcze raz.Skoczył w jej stronę cały czas uważając na dłoń trzymającą szpilę.Nawet nie za-uważył jak przemknęła mu pod ramieniem.Usłyszał tylko za plecami śmiech.Momen-talnie obrócił się w miejscu, znów przyczajony i gotów do ataku.Ale czuł już, że tej164walki nie może wygrać.Skoczył jednak raz jeszcze, tym razem udało mu się pochwy-cić dziewczynę.Prawą rękę zacisnął wokół jej kibici, unieruchamiając dłoń trzymającąszpilę.Chciał pchnąć ją w brodę, by złamać kark, ale nie zdążył.Jej lewa dłoń z palcamiułożonymi na kształt ostrza włóczni trafiła go w gardło.Zrobiło mu się ciemno przedoczyma i stracił oddech.Wyślizgnęła się z jego objęcia i poczuł dwa, prawie jednocze-sne uderzenia w krocze.Jęknął i opadł na kolana.Chrapliwie łapał dech próbując wstać.Przez czarną zasłonę słyszał jej śmiech.I wtedy zrobił coś czego się nie spodziewała.Nie myślała chyba, że po tych uderzeniach będzie jeszcze mógł walczyć.A on drapież-nym, niespodziewanym ruchem podciął jej nogi i zwalił się na nią cały czas pamiętająco tym, aby złapać rękę trzymającą szpilę.Zcisnął dłoń i chrupnęły kostki łamanegonadgarstka.Nogami unieruchomił jej nogi, ale lewą rękę miała nadal wolną.Dostał ciosw ucho, który go otumanił i ogłuszył, potem błyskawiczny następny złamał mu nos.Wtedy uderzył głową, aby zmiażdżyć jej twarz, ale zdołała umknąć.Trzasnął czołemw kamienie.Był głuchy, ślepy i półprzytomny.Czuł, że rusza się wolno jak w sennymkoszmarze.I wtedy poczuł jak ostrze szpilki zagłębia się w jego ramieniu.Ból ustał,165mięśnie zwiotczały i Conan bezwładnie opadł na ziemię.Jak z oddali usłyszał jeszczetylko głos. Witaj w piekle, Conanie.ROZDZIAA OSIEMNASTY Witaj w piekle, Conanie powiedział ktoś.Ale nie był to głos Sheili.To mówił mężczyzna.Stary mężczyzna.Cimmeryjczykz trudem podniósł opuchnięte powieki.Zobaczył tuż przed sobą twarz, którą widział jużw świątyni Seta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]