[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze była dumna ze swej niezależności, że na nikim nie musiała polegać.Ale łatwo było się tym szczycić, kiedy żadne okoliczności nie wystawiały jej na próbę.Wzajemne stosunki Tynisy i Salmy zawsze miały żartobliwy, przekorny charakter, bo ważka nie poddawał się jej urokowi.Natomiast jej stosunek do Che, musiała to przyznać, cechowała próżność.Dobrze było mieć mało urodziwą siostrę, serdeczną, przyjazną i pozbawioną osobistego wdzięku.Dopiero gdy ich oboje straciła, zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo ich kochała.Klęknęła obok śpiącego Salmy i popatrzyła na jego twarz – teraz tak odmienną od tej, jaką zwykle prezentował światu.Przyjaciel wyglądał teraz na młodszego przynajmniej o pięć lat i uderzyło ją, że zawsze uważała go za starszego od siebie.Nigdy nawet nie przyszła jej do głowy inna możliwość.Machinalnie odsunęła ciemny kosmyk włosów z jego czoła izobaczyła, jak drgnęły mu powieki.Śnij sny o wolności, pomyślała.Nie usłyszała kroków, ale nagle poczuła, że Tisamon jest tuż obok.Na jego twarzy jak zwykle malowała się pełna powagi melancholia i przyszło jej na myśl, że ojciec nawet we śnie ma taką minę.–Mamy coś do obgadania – stwierdził cicho.– Jeżeli chcesz.Jak to z nami jest? Walka w kanałach przebiła mur, jakim się otoczył, ale wciąż badał ten nowy świat, którym była dla niego córka.Wyczuła, że ojciec podjął kilka decyzji.Podeszła do jego legowiska, gdzie zobaczyła kilka przedmiotów należących do niego.–Masz coś mojego – oznajmił, ale go nie zrozumiała.Ujrzawszy wyraz jej twarzy,uśmiechnął się lekko.– Nie życzyłbym tego komukolwiek innemu, ale tkwi to w tobie.Masztwarz Atryssy, jej bystry umysł i, jak sądzę, jej zręczność i zdolności.Jest jednak w tobie teżcoś mojego.Coś z modliszowca, zrozumiała.–Ja… myślę, że moja sztuka nie ma nic wspólnego z twoją rasą – powiedziała.– Nieumiem latać i nie mam kolców…Uśmiechnął się lodowato.–I wszystkie jej aspekty przejawiają się tak otwarcie? Powiedz mi, Tyniso, co tętni wtwoich żyłach, gdy walczysz? Powiedz mi o żądzy, jaka goreje w twoim sercu, gdy zwęszyszkrew.Powiedz mi o radości, jaka cię przepełnia, gdy klinga szczęka o klingę…Jego słowa cięły ją jak ostrze miecza.– Nie…–Ależ tak – zapewnił ją.– Widziałem, jak walczysz.Oczywiście przyjmujesz pozycjępająków, ale tkwi w tobie sztuka mojego ludu, która sprawia, że jesteś śmiertelnieniebezpieczna i pozostajesz przy życiu.Przypomniała sobie chwilę zwycięstwa w domu Stenwolda, kiedy stała nad trupem zabójcy, a w uszach dźwięczała jej pieśń triumfu, walkę z Osowcami i ulicznymi opryszkami w Helleronie, ludźmi Łapczywców i strażnikami, których musiała pochlastać, idąc na ratunek Salmie i Che.Wszystkim tym czynom mogła przypisać motyw: musiała ratować siebie, przyjaciół albo spłacić dług.Ale gdy klingi wyskakiwały z pochew, w jej sercu zapalał się ogień.Walczyła jak opętana, a coś zatruwało jej żyły, czyniąc ją śmiertelnie niebezpieczną.Dodawało jej też śmiałości, szybkości i zajadłości.I świadomość tej zręczności wywoływała w niej takie podniecenie, jakie musiał odczuwać hazardzista tasujący karty przed rozdaniem.Za jej twarzą pająka czaiło się jej dziedzictwo, dziedzictwo modliszek – z całym ładunkiem żądzy krwi, przysiąg i obietnic, starymi tradycjami i długą pamięcią.Była spadkobierczynią wszystkich tych cech.I straszne było odkryć to w sobie, niczym nowotwór.Kiedy jednak spojrzała w jego oczy, zobaczyła, że jest z niej dumny jak nikt na świecie – i to było cudowne.–Ten miecz jest dla ciebie nieodpowiedni – stwierdził, patrząc na pożyczony kordmynejskich rzemieślników.– Ciężka i mało elegancka broń.–Lepszy taki niż żaden – odpowiedziała.Ukląkł koło swoich rzeczy i przywołał ją skinieniem dłoni.Gdy ukucnęła obok niego, poczuła osobliwy dreszcz.Przekroczyła oto kolejną barierę, która długo ich rozdzielała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]