[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skierował wzrok na wyjście z klatki schodowej, gdzie mieszkała dziewczyna.Czekał.Xmartwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.Niedługo będziemy razem.Tęsknię za Tobą.Nie mogę doczekać się chwili, gdy wreszcie będziesz tylko moja.Nikt nie stanie na drodze naszej miłości.Jesteś tam?martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.martwe morze stoi wokół nas i nadziei brak na wiatr.Dlaczego znów nie odpisujesz? Nie musisz się go bać.Wiesz, że jestem przy Tobie.Zawsze będę.Ostatnia wiadomość sprawiła, że Julia podeszła do okna i rozsunęła żaluzje.W świetle latarni nie zauważyła nikogo.W odruchu determinacji wzięła do ręki telefon i napisała:„Gdzie jesteś?".Zalała go fala szczęścia, gdy zobaczył wiadomość od niej.Z radosnym uśmiechem wysłałjej odpowiedź.Przy Tobie.Gdzie dokładnie?Dbam o Ciebie.Nie chcę, żeby stała Ci się krzywda.Kocham Cię.Jesteś dla mnie najważniejsza.Nigdy Cię nie opuszczę.Zastanawiała się, czy nie odpisać raz jeszcze, ale zrezygnowała.To nie ma sensu.Jego odpowiedzi nic nie wnosiły.Julia wyłączyła telefon i położyła się do łóżka.Leżała na wznak, wbijając nieruchome spojrzenie w sufit.Nieoczekiwanie parsknęła śmiechem.- Nigdy.cię.nie opuszczę.- Wypowiedziane głośno słowa ostatniej wiadomości przerwał histeryczny chichot.- Nigdy.- krztusiła się -.nie opuszczę.Nigdy.Nigdy -powtórzyła ostatni raz, półświadomie zdając sobie sprawę, że histeryczny śmiech zmieniłsię w urywane łkanie.MARZEC 2010Zuza skuliła ramiona, gdy zimny wiatr wdarł się pod płaszcz, przeszywając ją na wskroś.Zaraz będzie w domu.Ciepła herbata ją rozgrzeje.Z niechęcią patrzyła na szarobure zaspy zlodowaciałego śniegu zalegające chodnik i ulicę.Szła ostrożnie, starając się trzymać środka, gdzie pozostało trochę piasku.Odetchnęła, gdy znalazła się między blokami.Zimny wiatr nie był tu tak dokuczliwy.Kilka minut później stała już przy skrzynce pocztowej i wyjmowała korespondencję.Rachunki, ulotki, rachunki, ulotki, biała koperta.Z obawą obejrzała ją z obu stron.Nie było na niej adresu ani znaczka.Ktoś musiał wrzucić ją do skrzynki.Zmarszczyła czoło.Miała złe przeczucie.Podskoczyła nerwowo, słysząc odgłos kroków dobiegający z klatki schodowej.Szybko ruszyła w kierunku windy.Spanikowana, raz po raz wciskała przywołujący ją przycisk.Kroki zbliżały się powoli.Winda w końcu zjechała na parter.Zuza wpadła do środka i nerwowo uderzyła palcem w przycisk z cyfrą „pięć".Przez zamykające się drzwi zobaczyła starszą panią, która szła do wyjścia.Mieszkała na pierwszym piętrze.Dziewczyna zamknęła oczy i oparła się o metalową ścianę.To tylko sąsiadka.Czuła się jak ostatnia idiotka.Jej wzrok powędrowałdo trzymanej w dłoni koperty.Nie wiedziała, co zawiera, ale domyślała się, kto wrzucił ją do skrzynki.Zacisnęła drżące palce na papierze.Znarastającym strachem i złością zastanawiała się, w imię czego je to spotyka.Kamila nerwowo przygryzała skórki wokół paznokci.Obie z Zuzą nie spuszczały wzroku z koperty leżącej na stole kuchennym.Julii jeszcze nie było.Miała wrócić z pracy za godzinę.- Otwieramy? Nie ma nadawcy.To równie dobrze może być jakaś ulotka reklamowa -powiedziała niepewnie Kamila.- Jasne.- Zuzanna prychnęła drwiąco.- Sama w to nie wierzysz! Żal mi Julki, ale mam tego dość.Ona nie śpi, my nie śpimy.To ją prześladuje ten wariat, ale ja też się boję! To do mnie dzwonił.- Bo podałaś wszystkie możliwe dane na portalu.To akurat nie jej wina!- Wiem, wiem! Nie kłóćmy się, po prostu zobaczmy, co jest w środku.To także nasza sprawa.Mamy prawo wiedzieć!- Dobra, otwieram - zadecydowała Kamila.Odetchnęła głęboko i rozerwała białą kopertę.x- Kompletnie zwariowałeś! - mówiła wzburzona Julia.- Nie mogę tak po prostu rzucić pracy i przenieść się do Krakowa! Z czego będę żyć?- Mam pieniądze.Zamieszkasz ze mną.- Paweł był niewzruszony.- To także mój problem.Myślisz, że łatwo mi cię tam zostawiać? Mam wrażenie, że za każdym razem, gdy się widzimy, jesteś chudsza i bledsza.I coraz bardziej nieobecna.- Nie zgadzam się.Mam być na twoim utrzymaniu? Jak ty to sobie wyobrażasz?- Normalnie.Nie rozumiem twoich obiekcji.Jesteśmy parą.Zamierzamy się pobrać.Nie widzę nic złego.- Pobrać? - Julia zatrzymała się i patrzyła na niego ze zdumieniem.- Jak nie chcesz ze mną zamieszkać bez ślubu, to nie ma sprawy.Mogę się z tobą ożenić! -rzucił ze zniecierpliwieniem.Widząc wyraz jej twarzy, uświadomił sobie, że się zagalopował.- Ty draniu! - zawołała ze złością.Sfrustrowany Paweł złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.Zła na niego i na siebie szła za nim bezwolnie jak kukła pociągana za sznurki.Własne życie coraz bardziej wymykało jej się spod kontroli.Z jednej strony nieznany prześladowca, z drugiej strony Paweł traktujący opiekę nad nią jak swoją życiową misję.Obaj osaczali ją ze wszystkich stron.Patrzył na mężczyznę, z którym Julia wychodziła z pracy.Szli, trzymając się za ręce.Paweł.Paweł Stańczyk.Rozpoznał go od razu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]