[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Królowa, której oczy zaświeciły, potakiwała mu, bijąc w ręce.- Niech pokutuje stary - zawołała - niech się gryzie! - I pacholęciu na drzwiwskazała.Nastąpiła cicha narada poufna, tak zgodna jak był gniew, co ją poprzedziłgwałtowny.Na twarzy królowej zjawił się wkrótce uśmiech, czoło się wyjaśniłosłuchając opowiadania Sieciecha.Podała mu rękę na przejednanie, odprowadziłado drzwi i w progu jeszcze żegnała szeptami długimi.Wojewoda uwolnił się wreszcie, parę razy przywoływany od drzwi, odprawianyi powracający.Judyta, zasłonę drzwi podtrzymując nad sobą, patrzała zaodchodzącym, aż zniknął jej z oczów.Sieciech potrzebował być sam z sobą, abymyśli zebrać i ukoić ducha.Noc majowa cicha była i spokojna, zamek się cały do snu układał, gdzieniegdzietylko z izb oświetlonych gwary spóznione słychać się dawały.Na wałach i ubram straże chodziły ospałe.W drugim końcu podwórca, gdzie stało wojskokrólewskie i czeladzie, brzęczały gęśle i półgłośne śpiewy.Na mieście z dalapsy poszczekiwały i pierwsze kury piały ranną pobudkę.Wojewoda mijając okna, w których świeciło, podniósł głowę.Zdało mu się, żewidzi w nich cienie Bolka i Zbigniewa z rękami zarzuconymi na ramiona,przechadzających się po izbie, jakby naradzali się z sobą.Stał i patrzał długo.Czuł w nich wrogów swych przyszłych, a potrzebowałuczynić nieprzyjaciół, nie druhów, jakimi się być zdawali.Władza, którądzierżył do tej pory, pocieszała go i ośmielała, nie mógł jej postradać w jednejgodzinie.- Wamli to marzyć, porywać się na mnie! - mówił w duchu.- Wam!Niedołężnemu królowi bez korony, dwu młokosom i kilku starym klechom?Gdybym skinął tylko, jutro obalę wszystko!Myśl wzbiła się wysoko i gniew ustawać poczynał.- Nie jestemże ja tu panem? A oni na mojej łasce do czasu!Chodził tak długo podpatrując, co się na zamku działo, zbierając myśli,osnuwając na przyszłość plany.Gdy powrócił do izb swych zmęczony, już wnich nikogo oprócz służby rozespanej nie było.Rzucił się na posłanie pewien, żejutro nagrodzi sobie sowicie za doznane upokorzenie.IVNie było w słowiańskich krajach ziemi, co by uporniej stała przy dawnymswoim pogańskim obyczaju nad Pomorze i plemiona, co je zaludniały.Jedno znich, noszące imię Wilków, nie nadaremnie je wzięło, jak wilcy bowiemczatowali na pastwę, jak oni drapieżna byli i łupu chciwi, okrutni, przebiegli,niepokonani, choć często klęski ponosili.Po każdej bitwie przegranej, chciwizemsty, gotowali się do odwetu.Pomiędzy resztami pogan, pozostałych nadgranicami, mieli potajemnych sprzymierzeńców, nietajno im było, co się uPolan działo, gdzie się obracały wojska, kiedy na nieopatrznych wpaść byłomożna znienacka; korzystali często ze święcenia kościołów, z uroczystości, znajmniejszego odpoczynku i pieczenia, aby się rzucić na rozbrojonych.Gotowiteż byli ze wszystkimi się wiązać, służyć każdemu, kto ich wyzywał do pomocy,podać rękę chrześcijaninowi, nawet każde zawichrzenie wyzyskać, aleniezależności swej nie poświęcali nikomu.Jednego dnia Niemcom, drugiegoPolanom biegli w pomoc dla łupieży.W bogatych miastach ich nadmorskich handel skupiał wielkie zasoby, wojnaprzynosiła łupy, zamożność dawała zuchwalstwo; naród był bitny, ochoczy dowojny i grabieży, zbrojny dobrze, a im dłużej niepodległości swej zdołałobronić, tym pewniej spodziewał się ją utrzymać.Na próżno starano się go nawrócić, jedni po drugich szli doń apostołowie,niosąc wiarę chrześcijańską, a kończyli wszyscy posłannictwo swemęczeństwem, urągowiskiem i wygnaniem.Ubodzy księża, opowiadający Bogaubogich, nie znajdowali posłuchu u Pomorców, rabusiów, handlarzy, którzybogactwa nad wszystko cenili.Pokłonić się tylko mogli blaskiem okrytejpotędze.Wiara też pogańska, ostatni tu znalazłszy przytułek, rozkwitła siłostatkiem; stały świątynie stare na nowo przybrane, rozlegały się w nich pieśniodwieczne, wędrowali pielgrzymi z ziem nawróconych po kryjomu przynoszącofiary a niosąc stąd nowego ducha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]