[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale to już inna historia.- Wziął kieliszek.- Tak z zupełnie innejbeczki: słyszałem, że w miasteczku coś się wczoraj działo.Niewiele plotek go omijało.- Można tak powiedzieć.James Nolan miał sąsiedzką wizytę.- Jak się czuje?- yle.- Przed wyjściem z domu dzwoniłem do szpitala.- Mocno oberwał.Wyjdzie dopiero za parętygodni.- No i oczywiście nikt nic nie widział, tak?- Najwyrazniej.Henry z odrazą uniósł krzaczaste brwi.- To są bestie, nie ludzie.Dzikie bestie.Ale wiesz, wcale mnie to nie dziwi.Z tego, co słyszałem, ty teżpadłeś ofiarą plotek, prawda?Powinienem był wiedzieć, że dotarły do niego i te.- Ale mnie nikt przynajmniej nie pobił.- Nie mów hop.Ostrzegałem cię, jak się to może skończyć.To, że jesteś lekarzem, wcale nie znaczy, żemasz u nich przody.Znowu zaczynał wpadać w ten paskudny nastrój.- Przestań.- Wierz mi, znam Manham lepiej niż ty.Jak przyjdzie co do czego, ludzie zwrócą się przeciwko tobie taksamo jak przeciwko Nolanowi.I nie będzie miało żadnego znaczenia, co kiedyś dla nich zrobiłeś.Wdzięczność? Nie w tym zasranym miasteczku! - Rozsierdzony pociągnął łyk wina, zapominając goposmakować.- Zastanawiam się czasem, po jaką cholerę ich leczymy.- Nie mówisz tego poważnie.- Nie? - Spojrzał w zadumie na swój kieliszek; zanim przyszedłem, musiał sporo wypić.- Nie, może i nie.Ale są takie chwile, kiedy zastanawiam się, co my tu robimy.Naprawdę.Nigdy nie zadajesz sobie tegopytania?- Jesteśmy lekarzami, to chyba wystarczy.- Tak, tak, wiem- odparł poirytowany- Ale co dobrego robimy? Czy możesz szczerze powiedzieć, że nigdynie masz uczucia, że marnujesz tu czas? %7łe sztuka dla sztuki, utrzymujesz przy życiu kilkoro staruszek istaruszków? Opózniamy to, co nieuniknione, tylko do tego sprowadza się nasza rola.Patrzyłem na niego z coraz większym zatroskaniem.Był zmęczony i pierwszy raz zauważyłem, że sięstarzeje.- Dobrze się Czujesz? Zachichotał.- Nie zwracaj na mnie uwagi.Jestem dzisiaj cyniczny.Może bardziej niż zwykle.- Sięgnął po butelkę.-Zaczyna załazić mi to za skórę, i tyle.Napijemy się jeszcze po jednym i opowiesz mi o swoich tajemniczychwyjazdach.Nie bardzo chciałem, ale ucieszyłem się, że wreszcie możemy zmienić temat.Słuchał mnie, początkowo zlekkim zdziwieniem, gdy opowiadałem o tym, co robiłem przed przyjazdem do Manham, potem zniedowierzaniem, gdy opisałem mu, jak pomagałem Mackenziemu.Gdy skończyłem, powoli pokręcił głową.- Przychodzi mi na myśl tylko jedno określenie: czarny koń.- Przepraszam.Wiem, że powinienem był powiedzieć ci o tym wcześniej, ale do zeszłego tygodniamyślałem, że to już przeszłość.- Nie przepraszaj - odparł, choć widziałem, że się zdenerwował.Przygarnął mnie, gdy byłem w dołku, ateraz okazało się, że go oszukiwałem.Przez cały czas wierzył, że moja przygoda z antropologią byłaprzygodą czysto akademicką.I chociaż nie do końca skłamałem, była to marna odpłata za zaufanie.- Jeśli chcesz, mogę w każdej chwili zrezygnować - dodałem.- Zrezygnować? Nie bądz śmieszny! - Zmarszczył brwi.- Chyba że zacząłeś mieć wątpliwości co do sensudalszej pracy w Manham?- Nie, oczywiście, że nie.Nie chciałem się w to angażować.I niczego przed tobą ukrywać.Po prostuwolałem o tym nie myśleć.- Tak, rozumiem.Jestem trochę zaskoczony, to wszystko.Nie miałem pojęcia, że uprawiałeś tak ciekawy irzadki zawód.- Popatrzył w zadumie na jezioro.- Zazdroszczę ci.Zawsze żałowałem, że nie poszedłem napsychologię.Kiedyś, dawno temu, miałem takie ambicje.Oczywiście nie wypaliło.Długie studiapodyplomowe, i tak dalej.A ja chciałem ożenić się z Dianą, zostać lekarzem i jak najszybciej zacząćzarabiać.Psychologia.Wtedy uważałem, że to bardzo wytworne.- W tym, co robiłem, nie było nic wytwornego.- W takim razie coś podniecającego.- Posłał mi znaczące spojrzenie.-Nie zaprzeczaj tylko, że od tygodniajesteś zupełnie inny.Zmieniłeś się, i to jeszcze przed tym grillem.- Roześmiał się krótko i wyjął fajkę zkieszeni.-Tak czy inaczej, to był upiorny tydzień.Wiadomo już, kto to jest?- Ten z lasu? Jeszcze nie.Ale jest nadzieja, że zidentyfikują go po zębach.Henry znowu pokręcił głowąnabił fajkę i zapalił.- Mieszka tu człowiek od tylu lat i nagle.- Zrobił wysiłek, żeby odpędzić od siebie zły nastrój.- Dobra.Lepiej pójdę sprawdzić, co z naszym jedzeniem.I bez przypalonego puddingu jest ponuro.Potem rozmowa zrobiła się nieco lżejsza.Ale pod koniec lunchu Henry był już wyraznie zmęczony iuświadomiłem sobie, że od kilku dni odwala za mnie prawie całą robotę.Zaproponowałem, że pozmywam,ale nie chciał o rym słyszeć.- Poradzę sobie, naprawdę.Zresztą większość naczyń pójdzie do zmywarki.Pędz już na to spotkanie.- Mam jeszcze dużo czasu.- Ty się uparłeś na naczynia, ja na to, żebyś wreszcie poszedł.Wiesz, na co mam teraz ochotę? Dopić winoi uciąć sobie drzemkę.Groznie zmarszczył brwi.- Czyżbyś śmiał zepsuć mi niedzielne popołudnie?Umówiliśmy się przed pubem, na neutralnym terenie, bo gdybym po nią wpadł, wyglądałoby to jakrandka.Wciąż próbowałem wmówić sobie, że to tylko żagle, nic więcej.Przecież nie zabierałem jej nakolację, co miałoby seksualny podtekst.A tak nie musiałem martwić się ani o nadawanie, ani o odbieraniewłaściwych sygnałów.Ani o to, ani w ogóle o nic.Tyle tylko, że przeczyło temu napięcie, jakie odczuwałem.U Henry'ego celowo uważałem z winem i chociaż miałem ochotę na coś mocniejszego, piłem teraz sokpomarańczowy.Gdy wszedłem do środka, powitano mnie jak zwykle, mimo to ucieszyłem się, że nie matam Carla Brennera.Wziąłem sok, wyszedłem na dwór i oparłem się o kamienny murek naprzeciwko pubu.Byłem takzdenerwowany, że niemal od razu wypiłem całą szklankę.Poza tym co chwila spoglądałem na zegarek.%7łebywreszcie przestać, odwróciłem głowę i zobaczyłem, że jedzie ku mnie samochód, stary mini morris.Zarazpotem za kierownicą dostrzegłem Jenny.Zaparkowała, wysiadła i nagle poczułem się lekki jak piórko.Cosię ze mną działo? Ale wszystkie pytania poszły precz, gdy do mnie podeszła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]