[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Problem polegał jednak na czym innym odcinek Utah nie był broniony tak silnie,bo bez panowania nad jego zapleczem nie był do niczego przydatny.Za wąskim pasemplaży leżały rozległe nieckowate obszary, często zalewane przez morze, i dlatego oddawnych czasów służące wyłącznie jako łąki do wypasu bydła.Z plaży w głąb ląduprowadziły przez nie czterometrowej wysokości nasypy, po których biegły nieutwardzonedrogi.Dowodzący obroną niemiecki marszałek Erwin Rommel zalał niziny, chcącskanalizować ewentualne natarcie i zmusić napastnika do korzystania z dróg na nasypach(planiści Eisenhowera nieodmiennie nazywali je groblami), których wylotów łatwiej byłobronić niż całego odcinka wybrzeża.Większość artylerii Rommel ukrył w zamaskowanychstanowiskach i bunkrach na zapleczu zalewów, skąd mogła ostrzeliwać nacierającegoprzeciwnika.Także większość jego sił piechoty rozmieszczona była po zachodniej stroniestrefy zalewów, by atakować nieprzyjaciela wychodzącego z wylotów grobli.Eisenhower rozkazał 101 DPD uchwycić te rejony, by uniemożliwić skorzystaniez nich obrońcom, i zdobyć wyloty grobli, utrzymując je następnie do przybycia własnychwojsk lądowych desantujących na odcinku Utah.Aby tego dokonać, dywizja miała zostaćzrzucona w nocy.Jej celem było dokonanie ataku z zaskoczenia, wprowadzeniemaksymalnego zamieszania w niemieckiej obronie, zdobycie wyznaczonych obiektówi zniszczenie dział, zanim Niemcy zdążą zareagować na desant z powietrza.Plan był skomplikowany, najeżony pułapkami i ryzykowny.Aby się powiódł, musiałbyć sprawdzony.%7łeby jednak ćwiczenia były realistyczne, trzeba było znalezć rejonw Anglii o warunkach naturalnych zbliżonych do tego, co napotkają w Normandii.Po dłuższych poszukiwaniach znaleziono odpowiedni teren przypominającyukształtowaniem odcinek Utah fragment wybrzeża Slapton Sands w Devonshire na- 55 -Stephen E.Ambrose Kompania Bracipołudniowym zachodzie Anglii.Wąski pas plaży oddzielony był tam od lądu płytkimjeziorem i bagnami, ponad którymi przerzucono dwa mosty.Teren niemal idealnienadawał się do tego, żeby na nim ćwiczyć zadania VII Korpusu w D-Day.Pod koniec kwietnia cały VII Korpus wziął udział w ćwiczeniach pod kryptonimemTiger.Kompania E pojechała ciężarówkami do hoteli w nadmorskim uzdrowisku Torquay,gdzie wygodnie spędzili noc.Nazajutrz, 26 kwietnia, znowu ciężarówkami, przerzuconoich w rejon Slapton Sands, skąd ewakuowano wszystkich cywilów.Kompania rozłożyła siętam na biwak i przespała pół nocy, po czym ciężarówkami zawieziono ją na symulowanezrzutowisko.Po zbiórce kompania pomaszerowała na przełaj we mgle, docierając w rejonpłaskowyżu około półtora kilometra od wybrzeża, gdzie obsadziła wylot jednegoz mostów.Webster pisze:O świcie zobaczyliśmy olbrzymią armadę jednostek desantowych,powoli zbliżających się do brzegu.Nigdy w życiu nie widziałem tylustatków naraz w jednym miejscu.Flota inwazyjna była widokiem, któryzrobił na mnie najsilniejsze wrażenie.Nie widzieli i nie dowiedzieli się o tragedii, do której doszło w nocy.Niemieckie kutrytorpedowe wdarły się pomiędzy zgromadzone do ćwiczebnego lądowania okrętydesantowe z 4 DP na pokładach.Ich torpedy zatopiły dwa olbrzymie LST (okrętydesantowe do transportu czołgów) i uszkodziły wiele innych.Zginęło ponad dziewięćsetludzi.Cały incydent został przemilczany przez aliantów obawiających się obniżeniamorale wojsk czekających na inwazję we Francji.Potem, zapewne z obawy przedwydaniem się tak kompromitującej wpadki, milczenie to trwało jeszcze czterdzieści lat.Webster, obserwując żołnierzy 4 DP lądujących i przedzierających się do nich przezplażę i mosty, zapisał, że kiedy przechodzili przez ich pozycje, byli spoceni, zziajani i klęli,na czym świat stoi".Zapisał także informację przekazaną przez oficerów, że ich wycieczkado malowniczego Torąuay stanowi ściśle strzeżoną tajemnicę wojskową.Po południuodbyli czterdziestokilometrowy marsz, po którym biwakowali przez noc w lesie.Rankiem28 kwietnia wsiedli na ciężarówki, które zawiozły ich z powrotem do Aldbourne.W ten weekend Malarkey, Chuck Grant, Skip Muck i Joe Toye dostali przepustki doLondynu, dokąd pojechali z kumplem Mucka z Tonawanda w stanie Nowy Jork, FritzemNilandem.W Londynie spotkali jeszcze brata Nilanda, Boba, który dowodził drużyną w 82DPD i wąchał już proch w Afryce Północnej i na Sycylii.Spędzili ten wieczór w pubie,- 56 -Stephen E.Ambrose Kompania Bracisłuchając opowieści Boba o tym, jak naprawdę wygląda wojna.Malarkeyowi zapadław głowę zwłaszcza jedna uwaga starego wiarusa: Jeśli chcesz być bohaterem, Niemcyszybko go z ciebie zrobią, ale pośmiertnie".W drodze powrotnej pociągiem do Aldbourne Malarkey powiedział Muckowi, że jegozdaniem Bob Niland nie nadawał się do dalszej walki.W Aldbourne przez pierwszy tydzień maja kompania E odbywała kolejne ćwiczenia,atakując stanowiska artylerii, mosty, wyloty grobli.Większość tych ataków wykonywalizawożeni ciężarówkami na zrzutowiska", ale do jednego z nich naprawdę skakali.W dniach od 9 do 12 maja 101 DPD9 odbyła próbę generalną" przed D-Day,ćwiczenia pod kryptonimem operacja Eagle.W ćwiczeniach brała udział cała dywizja,kompania E startowała z tego samego lotniska, Uppottery, z którego mieli odlecieć doprawdziwej inwazji, i na pokładzie tych samych samolotów.Załadunek, start i zrzut miałybyć przeprowadzone w warunkach jak najbardziej zbliżonych do bojowych po starciekrążyli w powietrzu przez czas, w którym naprawdę mieli dolecieć do Francji.Załadunek do C-47 okazał się bardzo trudny.Każdy z żołnierzy był obładowanyponad wszelką miarę.%7łołnierze idąc na wojnę od zawsze zabierali wszystko, co mogło sięprzydać w najbardziej nieprzewidzianych okolicznościach.Bielizna, w której mieli skakać,została nasączona specjalnym impregnatem, mającym ich chronić na wypadek atakugazowego.Ubrania przez to śmierdziały, były sztywne i niewygodne.Skóra stykająca sięz nimi swędziała, ciała pozbawione wentylacji spływały potokami potu.Kurtki i spodniemundurów polowych zostały potraktowane w ten sam sposób.Każdy żołnierz miałscyzoryk zaszyty w klapie bluzy mundurowej, do przecięcia uprzęży w razie zawiśnięciana drzewie.W workowatych kieszeniach na udach mieli zapakowane łyżkę, brzytwę,skarpety na zmianę, pakuły do czyszczenia broni, latarkę, mapę, racje żywnościowe natrzy dni, żelazną rację żywnościową (cztery tabliczki czekolady, paczkę sucharów, kawęw proszku, cukier i zapałki), zapas amunicji, busolę, dwa granaty obronne, minęprzeciwpancerną, granat przeciwpancerny Gammon (woreczek zawierający niemalkilogram plastiku z zapalnikiem) i po dwa kartony papierosów na głowę.Oprócz tegokażdy dzwigał pas z amunicją do karabinu.Przy pasie wisiały: kabura z pistoletem(oficerowie i podoficerowie mieli broń boczną z przydziału, szeregowi zajmowali się zorganizowaniem" pistoletu na własną rękę), manierka, łopatka w pokrowcu, zasobnik9Leonard Rapport, Arthur Northwood, Jr., Rendezvous with Destiny: A History of the 101st AirborneDivision [Fort Campbell, Kentucky, 1948, s.68-69].- 57 -Stephen E.Ambrose Kompania Braciz opatrunkiem osobistym i bagnet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]