[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjęła je i ruszyli w dół Siennej.OszoÅ‚omiona, że wreszcie jest z nim, wsparÅ‚asiÄ™ na nim ciężko.SiÅ‚a promieniujÄ…ca od niego podbiÅ‚a jÄ… caÅ‚kowicie.- ByÅ‚o moim pragnieniem zatrzymać ciÄ™, paść przed tobÄ… na kolana i bÅ‚agać,byÅ› nie odchodziÅ‚a.Ta odpowiedz usunęła resztki gniewu.ZdaÅ‚a sobie nagle sprawÄ™, że mówiÅ‚ wlangue d'oc. 86Jakże tedy miaÅ‚by być WÅ‚ochem?- Nie uczyniÅ‚em jednak podÅ‚ug pragnienia - mówiÅ‚ dalej w zamyÅ›leniu.- Wiem,pani, na co siÄ™ narażasz.ChciaÅ‚em wiedzieć, czy przyjdziesz bez przymuszenia iwbrew wszelkim przeciwnoÅ›ciom.ZadrżaÅ‚a na wspomnienie niebezpieczeÅ„stwa.ByÅ‚a przed chwilÄ… w opaÅ‚ach.Te-raz, kiedy szli razem, wiedziaÅ‚a, że przekroczyÅ‚a dozwolony próg.JeÅ›li zobaczÄ… ichtutaj, bÄ™dzie to oznaczaÅ‚o jej koniec.CzuÅ‚a, że ogarnia jÄ… dziwne podniecenie na myÅ›l o niebezpieczeÅ„stwie.Ucisk wżoÅ‚Ä…dku i zimne dÅ‚onie nie sprawiaÅ‚y, że czuÅ‚a siÄ™ nieszczęśliwa, wrÄ™cz przeciwnie,wybrać niebezpieczeÅ„stwo, zmierzyć siÄ™ z nim, miast tylko odeÅ„ ucierpieć, byÅ‚ouczuciem porywajÄ…cym.Teraz pojmujÄ™ chyba odrobinÄ™, dlaczego mężczyzni idÄ… nawojnÄ™, pomyÅ›laÅ‚a.Zatrzymali siÄ™ przed porzÄ…dnie wyglÄ…dajÄ…cym trzypiÄ™trowym domem o krytejtynkiem, drewnianej fasadzie.- To dom Wilhelma KsiÄ™garza - poinformowaÅ‚ Orlando.- Tu przy winie gawÄ™-dzÄ… ci, którzy miÅ‚ujÄ… książki.- SÅ‚yszaÅ‚am o nim - odrzekÅ‚a Nicoletta.O Wilhelmie szeptali miÄ™dzy sobÄ…mÅ‚odsi dworacy.Tutaj zbierali siÄ™ co bardziej wolnomyÅ›lni studenci i Å›miaÅ‚o wygÅ‚a-szali heretyckie poglÄ…dy.W jej dzisiejszym nastroju do przygód byÅ‚o to bardzo sto-sowne miejsce.OtworzyÅ‚ przed niÄ… drzwi.Wzięła gÅ‚Ä™boki oddech i weszÅ‚a do wnÄ™-trza.OÅ›lepiÅ‚o jÄ… Å›wiatÅ‚o licznych Å›wiec.Kiedy oczy przywykÅ‚y już do jasnoÅ›ci, ujrzaÅ‚azÅ‚ożone na stoÅ‚ach setki tomów.Dwóch krzepkich pomocników ksiÄ™garza pilnowaÅ‚odrogich woluminów.Szybko spuÅ›ciÅ‚a oczy i naciÄ…gnęła gÅ‚Ä™biej kaptur.Orlando prowadziÅ‚ do nastÄ™pnych drzwi, weszli do nieco sÅ‚abiej oÅ›wietlonej izbybez okien.W mroku, przy maÅ‚ych stolikach siedzieli, popijajÄ…c i rozmawiajÄ…c pół-gÅ‚osem, goÅ›cie.Nicoletta sÅ‚yszaÅ‚a, że ludzie przychodzÄ…cy do Wilhelma mieli Å›mia-Å‚ość rozprawiać o magii, a nawet oskarżać baronów i biskupów o Å‚upienie biedoty.Taka mowa mogÅ‚a siÄ™ skoÅ„czyć dla Å›miaÅ‚ka w lochach Inkwizycji.W gÅ‚Ä™bi izby staÅ‚ oparty o Å›cianÄ™ jakiÅ› mÅ‚odzieniec przygrywajÄ…cy na irlandzkiejharfie.MiaÅ‚ mocno skrÄ™cone jasne wÅ‚osy. 87Z figlarnÄ… minÄ… skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ niemal niewidocznie Orlandowi, gdy oboje szybko szlido stoÅ‚u w mrocznym zakÄ…tku.ZastanawiaÅ‚a siÄ™, czy ten mÅ‚ody czÅ‚owiek byÅ‚ jednymz tych celujÄ…cych w sproÅ›noÅ›ciach, wyklÄ™tych poetów Dzielnicy AaciÅ„skiej znanychjako les Chiens Enragés, WÅ›ciekÅ‚e Psy?MÅ‚odzieniec uderzyÅ‚ w struny i w izbie zalegÅ‚a cisza.Nicoletta, drżąc z podniecenia, sÅ‚uchaÅ‚a uważnie.Nasz Pan dla siebie nie miaÅ‚ nic,i żyÅ‚ z jaÅ‚mużny dobrych ludzi.Nasz Papież myli dziÅ› tÄ™ myÅ›li żyje z tego, co wyÅ‚udzi.Nicoletta przyÅ‚Ä…czyÅ‚a siÄ™ niespodzianie dla siebie do gromkich Å›miechów, któregruchnęły po izbie.PieÅ›niarz na pewno byÅ‚ jednym z WÅ›ciekÅ‚ych Psów.Co za radość, nie sÅ‚yszaÅ‚am niczego podobnego, od kiedy poÅ›lubiÅ‚am Almaryka.Nikt nie poważyÅ‚by siÄ™ na coÅ› takiego w Château Gobignon, a tym bardziej w kró-lewskim paÅ‚acu.Ta izba na tyÅ‚ach domu ksiÄ™garza przywodziÅ‚a jej na myÅ›l dom rodzinny, dzie-ciÅ„stwo, swobodne rozmowy prowadzone przy ojcowskim stole.OdwróciÅ‚a siÄ™ zuÅ›miechem do Orlanda.OdpowiedziaÅ‚ na jej uÅ›miech.Nie mogÄ™ dać siÄ™ ponieść uczuciom.Jeszcze nie teraz.- Co byÅ› powiedziaÅ‚a, gdybym rzekÅ‚, że to mój giermek i moja piosnka? - zapy-taÅ‚ Orlando.W tym momencie przysadzisty, brodaty mężczyzna wniósÅ‚ dwa gliniane naczy-nia wypeÅ‚nione zÅ‚ocistym winem z Ille de France, które bez sÅ‚owa postawiÅ‚ na stole,po czym natychmiast zostawiÅ‚ ich samych.PomyÅ›laÅ‚a, że szanowano tu samotnośćOrlanda.MuszÄ™ mu teraz zadać kilka pytaÅ„ postanowiÅ‚a.WahaÅ‚a siÄ™ jednak.Od chwili,kiedy wyÅ‚oniÅ‚ siÄ™ nagle z mroku ulicy, wszystko byÅ‚o tak cudownie podniecajÄ…ce.JeÅ›li teraz jego odpowiedzi okażą siÄ™ kÅ‚amliwe, caÅ‚a jej miÅ‚ość obróci siÄ™ w proch.ZobaczyÅ‚a w jego oczach ciepÅ‚o, które dodaÅ‚o jej odwagi, żeby zacząć.- Dziwne to dla mnie, że czÅ‚owiek, który pisze szydercze piosnki o papieżu,idzie z krzyżowcami przeciw katarom.Po której stronie jest twa wierność, panieOrlando? 88- Pozwól rzec od razu, że nie nazywam siÄ™ Orlando, ale Roland, Roland deVency.Jak ty, rodem z Langwedocji.ByÅ‚a zaskoczona.A może nie? W gardle uwiÄ…zÅ‚ jej nerwowy chichot.PoÅ‚ożyÅ‚adÅ‚oÅ„ na sercu.- Dlaczego mi to mówisz?- OddajÄ™ swoje życie w twoje rÄ™ce, mi dons.Mi dons! Ogarnęła jÄ… fala radoÅ›ci.Tymi sÅ‚owami trubadur oznajmiaÅ‚ swe caÅ‚ko-wite posÅ‚uszeÅ„stwo wobec wybranki serca.Natychmiast jednak pojawiÅ‚o siÄ™ ziaren-ko nieufnoÅ›ci.- Dlaczego używasz faÅ‚szywego imienia?UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ w odpowiedzi.- Jestem banitÄ….Mój ojciec, Arnold de Vency, podobnie jak wiÄ™kszość rycerzy zLangwedocji, walczyÅ‚ o swój kraj przeciw krzyżowcom i inkwizytorom.I ja to czyni-Å‚em, kiedym dorósÅ‚.GroziÅ‚o nam, że nas pojmajÄ….Za każdym razem, kiedy któryÅ› znich ginÄ…Å‚ z naszej rÄ™ki wieszali dziesiÄ™ciu wieÅ›niaków [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl