[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Aadna sukienka.156 Eileen Wilks Wreszcie zaskoczyłeś.Nie mam nic przeciwko temu,żebyś się jej lepiej przyjrzał, skarbie. Zdejmij kurtkę, a pozwolę ci wejść do środka.narozmowę. Zbereznik.Czy jest jeszcze coś, co miałabym zdjąć,zanim mnie wpuścisz? Zachichotała i zaczęła powolizsuwać kurtkę po kolei z każdego ramienia, zmieniając tęprostą czynność w swego rodzaju striptiz. Aadnie powiedział, oglądając ją od stóp do główw sposób, jakiego oczekiwała. Bardzo ładnie. W takkusym stroju można najwyżej ukryć małą metalową spinkę,doszedł do wniosku i otworzył szeroko drzwi. Tylkodlaczego stoisz na zimnie? Wejdz.Gdy przemykała obok niego, zastanawiał się, czy niezostawić otwartych drzwi, żeby Fred, gdyby zaszła potrzeba,mógł szybko dostać się do środka?Co za głupi pomysł? Z kim jak z kim, ale z takminiaturową kobietą jeszcze potrafi sobie poradzić! A jeślijej zamiarem jest tylko uwiedzenie go, tym bardziej obej-dzie się bez pomocy Freda.Kiedy zamykał drzwi, Leah już kleiła się do jego boku,obejmując w pasie. Hmm, jesteś taki ciepły i miły w dotyku.Zadzwonił telefon. Powinienem odebrać. Więc zrób to.Telefon zadzwonił ponownie.To musi być Fred.Trzeba szybko odebrać, nim Leahzorientuje się, że trzeciego dzwonka nie będzie.Dudniłomu w głowie.Podobnie było z sercem, gdy usiadł nałóżku, podniósł słuchawkę i powiedział ,,halo do głuchejsłuchawki. Powiedz im, że jesteś zajęty. Leah usiadła obokniego na łóżku.Zlub w Las Vegas 157 Nie, nikogo takiego tu nie ma powiedział dosłuchawki, wsuwając rękę pod poduszkę i nie spuszczającdrzwi z oczu.Gdzie jest ten cholerny pistolet?Leah przywarła do niego, wpiła się ustami w jego szyję. Do licha. Jest.Zacisnął palce na chłodnej kolbiepistoletu. Wyluzuj się, skarbie powiedziała. I spławtego kogoś. Położyła ręce na jego ramionach i po-pchnęła go.Opadł na poduszkę, wypuszczając słuchawkę.Ale niepistolet.Natychmiast dopadły go chciwe ręce i usta Leah.Drzwi otworzyły się z hukiem.Jack wyszarpnął pistoletspod poduszki i z palcem na spuście, ponad ramieniemLeah wycelował i zamarł ze zgrozy. Złaz z niego! padł rozkaz.W drzwiach stała Annie.Jej pociemniałe oczy i blada twarz mówiły same za siebie. Na Boga, Annie, omal cię nie zabiłem!Leah zerknęła przez ramię. Popatrz, popatrz.Kogo my tu widzimy!Jack odepchnął ją i usiadł.Czuł się strasznie.Annienigdy mu nie uwierzy.Boże, nie ma nic na swoją obronę. Annie, to nie jest tak.pozwól, że ci wytłumaczę.Leah leżała podparta na łokciu.Z zadartą do biodersukienką i uśmiechała się bezczelnie. Właśnie, wytłumacz jej.Powiedz, że mamy służbowezebranie.Jestem pewna, że ci uwierzy.Powstrzymując wściekłość, Annie zacisnęła wargi, którewyglądały teraz jak biała kreska. Wynoś się! rzuciła krótko.Nonszalanckim ruchem głowy Leah odrzuciła z twarzywłosy. Nie ty mnie tu zaprosiłaś. Nikt cię tu nie zapraszał, Leah warknął Jack.Wstał,158 Eileen Wilkszerknął na pistolet, który jeszcze trzymał w ręku, i kiwnął nanią głową. W każdym razie teraz możesz uważać się zawyproszoną.No, już!Przerzuciła nogi z łóżka na podłogę. Czy przypadkiem nie owinąłeś jej sobie wokół małegopalca, skarbie? Zdaje się, że jest gotowa uwierzyć w twojąniewinność.Annie zmrużyła oczy.Wystartowała w kierunku Leah.Jack złapał ją za ramię.Nigdy nie widział Annie uciekającejsię do fizycznej przemocy, nigdy też nie widział jej takbliskiej wybuchu.Dygotała z wściekłości.Spiorunowała go wzrokiem. Odwal się! Annie, ona celowo cię drażni.Chce cię sprowokować. No i co z tego? Dobrze wiem, czego ona chce, tak jakwiem, co ty zamierzałeś zrobić dziś wieczorem, więc lepiejsię nie wtrącaj! A zanim zajmę się tobą, najpierw wyrzucęstąd ten jej kościsty tyłek! Kościsty? Leah poderwała się z łóżka. Posłuchaj, toże sama masz nadwagę i nie potrafisz zaspokoić potrzebswojego mężczyzny.Annie próbowała się wyrwać Jackowi.Słysząc kroki na zewnątrz, Jack zacisnął palce na pis-tolecie.Serce biło mu jak oszalałe.Popchnął lekko Annie,usuwając ją z linii strzału i podniósł broń.Tymczasemw drzwiach ukazał się Fred, cały na czarno.Jack westchnął i opuścił ramię.Kwadratowa twarz Freda przybrała zatroskany i jedno-cześnie barani wyraz. Pomyślałem, że może potrzebujesz pomocy. Zgadza się.Możesz ją odeskortować tam, skąd przyby-ła. Ruchem głowy Jack wskazał na Leah. Albo gdzieindziej, oby jak najdalej stąd. Odłożył pistolet na szafkę. Hmm.którą mam odeskortować?Zlub w Las Vegas 159 A jak myślisz? Ja.Rozległ się głośny pisk.Jack odwrócił się. O, do diabła!Annie trzymała Leah za włosy. %7ładnego kopania! warknęła Annie i pociągnęła Leahza włosy.Z całej siły. Zachowuj się.A teraz wynocha! Postąpiła krok w stronę drzwi, nie puszczając włosówLeah, niemal ciągnąc ją za nie. No już!Leah zawyła i uderzyła Annie.Nie pięścią, ale otwartądłonią przeorała paznokciami jej twarz.Annie przykucnęła,ale żeby zejść tamtej z drogi, musiała ją puścić.Leah zaatakowała drugą ręką.Annie odskoczyła, podniosła pięść i wyrżnęła Leah w twarz.Leah znowu zaskowyczała i rzuciła się na Annie.Na szczęście Fred okazał się szybszy w ruchu niżw myśleniu.Doskoczył do Leah i wykręcił jej ręce do tyłu.Ponad głową wydzierającej się kobiety spojrzał na Jacka. Nie mówiłeś, że masz broń powiedział z wyrzutem. Mam nadzieję, że masz na nią zezwolenie. Co za broń? zapytał Jack.Był na wpół przytomny.Kręciło mu się w głowie i trochę go mdliło.Nie był pewny,czy taka reakcja nie ma związku z doznanym wstrząsem. Obsługa hotelowa! zawołał pogodny głos od progu.Wszyscy zastygli w bezruchu unieruchomione dwiekobiety i trzymający je dwaj mężczyzni.Jack spojrzałw stronę otwartych drzwi.Tam, za wózkiem, na którymprzyjechało jedzenie, stał kelner w służbowym stroju i wy-trzeszczał oczy.Po chwili Annie odezwała się najnaturalniejszymgłosem: Możesz już mnie puścić, Jack.Rozdział dziesiąty Może zajrzę pózniej mruknął kelner, który ażpoczerwieniał z wrażenia. To dobry pomysł zgodził się Jack.Mężczyzna umknął, pozostawiając swój wózek.Co sobieo tym wszystkim pomyślał? Jack spojrzał na Freda. Nie sądzisz, że wezwie któregoś z twoich współpracow-ników? Mam nadzieję, że nie odparł Fred, bez przekonaniakręcąc głową. Jack! Annie szarpnęła się, żeby uwolnić unierucho-mione ramiona.Puścił ją. Zgoda, ale jeżeli tym razem zechcesz zamierzyć się namnie, nie celuj w głowę, okej? Boli cię głowa? zareagowała natychmiast Annie. Jak diabli. No i dobrze.Leah próbowała wyszarpnąć się Fredowi. Puść mnie, ty durniu! Nie zabiję cię przecież!Annie uśmiechnęła się złowrogo. Myślałam, że jesteś bystrzejsza i że nie zdradzisz się zeswoimi planami przed funkcjonariuszem prawa. Co takiego? Leah znieruchomiała.Odwróciła tylkogłowę i z niedowierzaniem popatrzyła na Freda. Ty?Zlub w Las Vegas 161 Tak jest, proszę pani.Nagle, jakby ta wiadomość była jej na rękę, Leahrozluzniła się. Może mogłabym złożyć skargę na tę sukę.Uderzyłamnie. Jeżeli uda się pani na posterunek, możemy odnotowaćpani skargę odparł niczym niewzruszony Fred. Ale tosamo, jeżeli zechce, może zrobić pani Merriman
[ Pobierz całość w formacie PDF ]