[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajechałaśpod moją rezydencję o jedenastej wieczorem, żeby mi o nimopowiedzieć.Gdy to mówiłam, zdałam sobie sprawę, że to pewnie nieprawda.Możeten chłopak w ogóle nie istniał.Molly zawsze miała jakiś powód tegorodzaju.Po prostu musiała natychmiast się ze mną zobaczyć iopowiedzieć o jakimś superfacecie, albo o jakimś wybryku swojej mamy,albo o czymś, co zobaczyła w telewizji.Ale tak naprawdę najczęściejwpadała, żeby sprawdzić, co się ze mną dzieje, czy wyciągnąć mnie natrochę z mojej przyczepy.Albo, żeby przy okazji zawiezć mnie do kafejkii nakarmić, a ja zachowywałam się, jakbym nie wiedziała, co się święci.Grałam w tę grę.- Może i byłam podjarana - przyznała - ale przy twojej historii zkurwieniem to pikuś.- Pikuś.To wiesz, może się zamienimy?No, pięknie.Palnęłam głupotę, bez zastanowienia.Niewdzięczna,zawistna i rozgoryczona suka.Pewnie, że byłam rozgoryczona, tylko niktnie chciał wysłuchiwać moich narzekań.Już otwarłam usta, żeby jąprzeprosić, z serca i rzetelnie.Tymczasem ona otworzyła znajdujący się pomiędzy nami schowek,wyciągnęła białą papierową torbę i położyła mi ją na kolanach.- Ciepłe croissanty z czekoladą.- Ach! - Mój okrzyk ekstazy na widok wypieków był tak szczery ispontaniczny, że aż sama się roześmiałam.Zerknęła na mnie z uniesionymi brwiami, jak na wariatkę.- Nic nie mów!Odłamałam spory kawał kruchutkiego rogalika wypełnionegocudownym czekoladowym kremem i wepchnęłam w jej usta, zrozmysłem rozmazałam czekoladę po jej policzku.- Mmmm - powiedziała tylko tyle.Miała pełne usta, a croissanty z czekoladą, dzieło jej taty, były naprawdęwyborne.Najpierw ona uciszyła mnie żarciem, potem ja ją uciszyłam.I dobrzezrobiłyśmy.Po co się przepraszać? Tak było lepiej.Przeprosinyoznaczałyby, że któraś z nas nie miała racji i że coś sobiejesteśmy winne.Bez sensu, właśnie w ten sposób zaczynają się pro-blemy między ludzmi.- O, popatrz.Prawdziwe kurwy.Wskazała je ruchem głowy, zobaczyłam dwie kilkunastoletniedziewczyny przechodzące przed nami przez ulicę.Obie miały włosykiepsko ufarbowane na blond, obie w T-shirtach z wielkim dekoltem, zprawdziwymi albo fałszywymi tatuażami na piersi.Jedna z nich miałatandetne szpile, druga szła boso.- Jak to się dzieje, że człowiek tak kończy? - spytała Molly.Mniespytała, nie tamte laski.Właściwie nie wiedziałam, czy to prawdziwe kurwy.Owszem, akurat wtej części miasta było ich mnóstwo.Ale snuło się tam też mnóstwodziewczyn ze slumsów i przyczep, które przyjechały tutaj na wakacje,nad morze.Te laski i kurwy wyglądały mniej więcej tak samo.Tekonkretne okazy wyglądały mi raczej na wczasowiczki, bo sprawiaływrażenie zadowolonych z życia i wyluzowanych.Przynajmniej tak mi sięwydawało.Tak mi się tylko wydawało, bo kiedy Molly przejechała przezskrzyżowanie, zobaczyłam, że dziewczyny stanęły na rogu i zaczęłymachać na samochody.Aatwo powiedzieć zamieńmy się".Gdybym była na miejscu tych lasek,nie byłoby nawet mowy o żadnym zamienianiu się.Kwestia jednego,niewielkiego kroku w życiu.Człowiek kończy tak jak one, kiedywychowuje się tak jak ja.Tyle, że zaczyna zadawać się z niewłaściwymiludzmi.No i nie robi tego jednego kroku - nie przełazi przez ogrodzenielotniska.Co prawda, akurat w tamtej chwili niewiele mi to dawało.Broniłam sięrękami i nogami przed pracą dla Graysona.I ten cholerny szantaż.Niemiałam najmniejszej ochoty rzucać się w ramiona Aleca.A w końcuprzecież na wszystko się zgodziłam, tak czy nie? Czym niby się różniłamod tych dwóch panien z ulicy?Ale jednak, jednak.Myśl o tym, że następnego dnia rankiemmam się zgłosić do Firmy Lotniczej Hall, przyprawiała mnie o lekkidreszczyk.Znowu będę latać, po całych dwóch miesiącach przerwy.Aleodlot! Dobrze powiedziane.Miałam się wpakować w jakąś dziwnąrozgrywkę z Graysonem i Alekiem.Zupełnie jakbym zaczęławystępować w jakimś telewizyjnym reality show, co pewnie musiałoskończyć się jakimś haniebnym upokorzeniem na oczach wszystkich - alez drugiej strony, lepsze to, niż oglądanie takiego durnego programu wtelewizji, zwłaszcza że telewizora i tak już nie miałam.No i znowu zobaczę Graysona.Graysona, który z jakichś powodów i doczegoś mnie potrzebował.Owszem, wykorzystywał mnie.Niepodobałam mu się, a tymczasem ciągle czułam na kolanie dotyk jegodłoni.Otóż to, spoglądałam sobie na tamte dziwki w bocznym lusterku,kiedy Molly znów dała gazu, położyłam rękę na kolanie i potarłam jekciukiem, w tę i z powrotem.I znowu poczułam ten prąd.6Skupiłam się na tym odczuciu, licząc, że na nim jakoś pojadę, żepoprowadzi mnie ono krok po kroku drogą przez kemping narozświetloną pomarańczowym porannym słońcem otwartą przestrzeń,przez wysoką, wilgotną trawę, której czarne nasiona przyklejały się domoich kostek.Miałam zobaczyć Graysona.Miałam polecieć samolotem.I dlatego szłam, nie zatrzymywałam się, zmierzałam wytrwale do FirmyLotniczej Hall i do początku tej dziwnej szarady z Alekiem.Tego ranka kombinowałam, co na siebie włożyć.Coś niewinnego, żebyspodobać się Alecowi? Wyglądał na takiego, co umawia się z ubranymina różowo cheerleaderkami, które śpią przytulone do misia.A możeubrać się na maksa wyzywająco, po kurewsku, żeby dać Graysonowi dozrozumienia, co o tym wszystkim myślę? Przez piętnaście minutprzymierzałam różne ciuchy, potem stawałam na kiblu i wychylałam się,żeby zobaczyć mój tors w lustrze nad zlewem, aż w końcu uznałam, żenie warto ryzykować, nie ma co wkurzać Graysona, bo możerzeczywiście wszystko wysypać mojej mamie.Postanowiłam więc ubraćsię normalnie, tak jak gdyby nic się nie stało, jak gdyby wszyscy jeszczeżyli, a ja pracowałabym dla pana Halla, nie dla jego syna.Co prawda, hm,trochę po kurewsku jednak wyszło: króciutkie szorty i seksowny T-shirt,rozcięty, żeby był luzniejszy, bo zamierzałam go zdjąć w samolocie izostać w samym topie bikini.W tych maszynach nie było klima-tyzacji, więc w słońcu wnętrze kokpitu nagrzewało się do temperaturyrzędu czterdziestu stopni.Kiedy zaczął się asfalt, weszłam na niego, żeby uniknąć dalszegokontaktu z zimną trawą.Po mojej lewej stronie wznosiły się hangary,między innymi hangar pana Simona.Przeszłam obok ostrożnie,spoglądałam uważnie w wielkie wrota, starając się jednocześnie sprawiaćwrażenie, że wcale nie patrzę.Tego ranka nie miałam ochoty na kolejnąkonfrontację z Markiem, zresztą w ogóle nie miałam ochoty go widzieć,już nigdy.Kręciło się w środku kilka osób, ale Marka wśród nich niewypatrzyłam.Poznałabym go po tym jego nerwowym sposobieporuszania się.Zresztą nic dziwnego, jeżeli poprzedniego wieczoru dalejtak imprezował, to raczej mało prawdopodobne, żeby zerwał się ze snu oświcie.Wspominając ten gówniany tydzień, który z nim przeszłam, nie dokońca dla mnie jasny układ polegający na możliwości latania (rzekomej)w zamian za seks, doszłam do wniosku, że nie mam ochoty powtarzaćtego wszystkiego z Graysonem i Alekiem.A jednak szłam dalej, mojeklapki wzbijały kropelki rosy osiadłe na asfalcie przetykanym białymimuszelkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]