[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybkozerwała się z ławki i ujęła wyciągniętą w j ej kierunku dłoń.Twarz również ma sympatyczną - zauważyła.Tego wieczoru nie miałokularów w grubej, rogowej oprawie i kiedy się do niej uśmiechnął, jego obliczenabrało miłego, szczerego wyrazu.Joan ze zdziwieniem skonstatowała, że mężczyzna jest bardziejzdenerwowany nieoczekiwanym spotkaniem niż ona.- Ile kilometrów codziennie przebiegasz? - zapytała, wiedząc, że biegaczezawsze z dużym zapałem opowiadają o swoich wyczynach i kondycji.Ale Mitch był inny.Popatrzył na Joan z ponurym uśmiechem.An43usoladnacs - 85 -- Och, niewiele - wyznał.- Przeważnie spaceruję i podziwiam widoki, abiec zaczynam tylko wtedy, gdy ktoś mnie obserwuje.Ale mam za to wspaniałeszorty, prawda?Joan wybuchnęła śmiechem, zapominając o dręczącym ją jeszcze przedchwilą smutku i poczuciu opuszczenia.- Imponujące - przyznała poważnie. Wyglądasz w nich jak rasowylekkoatleta.Naprawdę wywarłeś na mnie wrażenie.- Nie jest ważne być lekkoatletą - odrzekł Mitch.- Ważne, żeby wyglądaćjak lekkoatleta.- No tak, wizerunek człowieka jest sprawą najwyższej wagi - odparła Joani oboje wybuchnęli śmiechem.Zapadła chwila niezręcznego milczenia.- Robi się już naprawdę zimno - zauważyła w końcu Joan, spoglądając zniepokojem na jego owłosione, gołe nogi i ramiona.- Czy masz ze sobą jakąśkurtkę?Ależ ze mnie babsko, pomyślała, uśmiechając się pod nosem nawspomnienie tak niemądrej uwagi.Abby wyśmiałaby ją za takie pytaniazadawane mężczyznom.Zawsze w chwilach, kiedy powinna była wzbudzićzainteresowanie swoją osobą, zachowywała się raczej jak troskliwa matka, a nieobiekt pożądania.Ku jej zdumieniu Mitch zdjął niewielki, nylonowy plecak i wyciągnął zniego różową kurtkę.- Chryste Panie! - jęknęła Joan, tłumiąc śmiech.-Różowa.Ty naprawdęudajesz biegacza.- Traktuję to bardzo poważnie - odparł Mitch.- Tak poważnie, że ażkupiłem kurtkę z fluorescencyjnego materiału.Czy masz ochotę na lody?Joan popatrzyła niepewnie na małą budkę, której światła rozświetlałymrok.Wokół umieszczonych na dachu lamp krążyły roje ciem.Za szybą uwagęprzechodniów przykuwało pięćdziesiąt siedem rodzajów lodów.An43usoladnacs - 86 -- Czy nie są przypadkiem zbyt kaloryczne? - zapytała.- Chodzi mi o to,że mogą zepsuć efekt twego biegania.- Dlatego właśnie tutaj biegam - wyjaśnił pogodnie Mitch.- To jest mojanagroda.Obliczyłem sobie, że jeśli przebiegnę wzdłuż jeziora ostatnie pół mili ipózniej zjem lody, zachowam status quo.I jakoś sobie radzę.- No cóż, dlaczego nie? Myślę, że niezle udaje ci się zachowywać statusquo - odparła Joan zaskoczona własną szczerością, spoglądając na pulchnąsylwetkę Mitcha i sympatyczny uśmiech na jego twarzy.Oczy Flanagana, kiedy spoglądał na nią, były pełne ciepła.Odnosiławrażenie, że chce powiedzieć coś jeszcze.Ale nagle w wyobrazni ujrzała innąparę oczu, spokojnych, niebieskich oczu pełnych zrozumienia.Odwróciła siępośpiesznie i ku rozczarowaniu Mitcha zaczęła z uwagą studiować wystawionelody.- Chyba zdecyduję się na te z syropem klonowym i orzechami włoskimi.Co ty na to? - zapytała, starając się wrócić do poprzedniego, żartobliwego tonu.- Nie lubię tylko, jak orzechy są już ciemne i lekko gorzkie.- Ja również - zgodził się Mitch.- Lubię, jak są tłuste i soczyste.Czy sąbardzo, bardzo świeże? -zwrócił się z nagłym pytaniem do znudzonej nastolatkiw budce.Popatrzyła na niego kamiennym wzrokiem, wzruszyła ramionami istrzeliła balonową gumą do żucia.- Orzechy jak orzechy - skonstatowała.- Nic więcej nie wiem.Mitch i Joan wymienili spojrzenia.- Lepiej nie ryzykujmy - powiedzieli jednocześnie i wybuchnęliśmiechem.- Ja poproszę czekoladowe - oświadczył Mitch i po chwili dodał zzadowoleniem: - Podwójną porcję.A dla tej pani.- Odwrócił się do Joan iprzesłał jej pytające spojrzenie.An43usoladnacs - 87 -- Pistacjowe - rzekła zdecydowanie Joan.- Mają porcję.Nie jadłampistacjowych lodów od.- Zmarszczyła brwi i chwilę się zastanawiała.- Jużsama nie wiem od kiedy.- W takim razie najwyższy czas, żebyś nadrobiła zaległości i też wzięłapodwójną porcję - zauważył Mitch, odbierając lody od nastolatki.Joan obserwowała w milczeniu, jak Mitch wyjmuje z nylonowegoplecaczka kilka banknotów, ale pomyślała, że pewnie poczułby się urażony,gdyby chciała zapłacić za swoje lody.Kiedy w chwilę pózniej szli alejką,posuwała się krok za Mitchem.- Czy mieszkasz daleko stąd? - zapytała, patrząc na odbijające się wwodzie światła.- Blisko - odparł i zlizał językiem topniejący i spływający po waflu lód.-Muszę się z niechęcią przyznać, że mieszkam w jednym z tych komunalnychmieszkań nad wodą.- Dlaczego z niechęcią?- Ponieważ moje obecne mieszkanie stanowi odrażający kompromis zmojej strony.Tak naprawdę to marzę o własnym domku.- Odwrócił się ipopatrzył na Joan.- Moje pojęcie raju to strzyżenie w weekendy własnegotrawnika.- W każdej chwili możesz ostrzyc mój - podsunęła rozsądnie Joan.- W każdej chwili? - zapytał z takim żarem, że dziewczyna poczuła, iż napoliczkach wykwitają jej rumieńce.- Powiedz tylko kiedy.Znów zapadło niezręczne milczenie, które przerwał Mitch.- A ty? Gdzie ty mieszkasz?- Po drugiej stronie miasta - odparła.- Na zboczu tamtych wzgórz.Wskazała dłonią światła po wschodniej stronie.- Masz zatem wspaniały widok z okien - zauważył uprzejmie.An43usoladnacs - 88 -Joan milczała.Rozmyślała o swoim wielkim, komfortowo urządzonymdomu, który z każdym upływającym rokiem stawał się dla niej coraz cięższymwięzieniem.A ostatnio, pomyślała ponuro, czuję się w nim jak w grobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]