[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On naprawdę jest odważniejszy od niej.Ale ponieważ wyłożył karty na stół, posta-nowiła podjąć wyzwanie i nie kryć się dłużej ze swoimi odczuciami.- Naprawdę? - spytała prawie szeptem.- Naprawdę - odparł.- Odkąd próbowaliśmy tamtą scenę, ciągle myślałem, żeby tozrobić.- Kiedy mnie całowałeś jako Nick?Will odetchnął głęboko, zanim powiedział:- Z tymi rzeczami nigdy nie mieliśmy problemu, prawda?Cassidy poczuła suchość w ustach i drapanie w gardle.- Nigdy - przyznała.Will oparł dłonie o blat, zamykając jej drogę ucieczki.Przysunął się odrobinę bli-żej i rzekł:- Ty też mnie pocałowałaś.- Wiem.RLT Serce jej biło coraz szybciej, tchu jej zabrakło.Zaraz dostanę zawału, pomyślała.- Założę się, że potrafię sprawić, że zrobisz to jeszcze raz.- Możliwe.Ale po co? Wiesz równie dobrze jak ja, że to nie miałoby sensu.Modliła się w duchu, by przyznał jej rację.- Dlaczego nie miałoby sensu?- Bo - zaczęła i zająknęła się - bo wygląda na to, że nie chcemy dalszego ciągu.Wiesz, o czym mówię.- Nie chcemy? - spytał z niebezpiecznym błyskiem w oczach.- Zawsze chcieliśmy.- Ale tym razem nie.- Spróbowała mu się wywinąć, lecz on wziął ją za nadgarstki iprzyciągnął do siebie, potem przełożył jej ręce za plecy i jedną dłonią przytrzymał w że-laznym uścisku.- Co robisz? - wykrztusiła.Will z uwodzicielskim uśmiechem i szelmowskim błyskiem w oczach przechylił jądo tyłu.- Nie martw się, nie mam zamiaru cię całować - z ironią cedził słowa.- Spraw-dzam, jak twoje ciało reaguje, kiedy cię dotykam.Cassidy wciąż z trudem łapała oddech.- Ani mi się waż - syknęła.Nie odrywając od niej oczu, Will opuszkami palców musnął jej talię.- Powiedz, że mnie nie chcesz, Cass - droczył się z nią.- Nie chcę.- Kłamczucha.Tak, skłamała.Nie chciała, żeby przestał.Och, teraz jego palce wędrowały corazwyżej.Drgnęła, a on spojrzał jej głęboko w oczy, potem przesunął wzrok na wznoszącesię i opadające w rytm oddechu piersi.I właśnie wtedy, gdy Cassidy zdecydowała sięustąpić i zgodzić na pocałunek, Will połaskotał ją w bok.Mimowolnie zachichotała.- Nie zapomniałem, że masz łaskotki - szepnął jej do ucha.Kolana się pod nią ugię-ły.Will znowu ją połaskotał, a kiedy drgnęła, zaśmiał się.- Kiedy się nauczysz, że mnienie okłamiesz, Cass? - spytał.- Nigdy ci się to nie udawało.On ją doprowadzi do szaleństwa, Cassidy jęknęła w duchu.RLT - Pragniesz mnie.I ja pragnę ciebie.- Pocałował czułe miejsce na jej szyi tuż poduchem i znowu szepnął: - Pamiętam, jak dobrze było nam razem.Ile weekendów spędzi-liśmy w łóżku?Całował teraz jej obojczyk, a Cassidy mimowolnie odchyliła głowę do tyłu.Oddy-chała szybko, płytko.Otaczał ją znajomy zapach jego ciała.Will przytulił policzek do jejpoliczka i dodał:- Nie zamierzam cię uwodzić, Cass.Sama do mnie przyjdziesz.Tym razem nie bę-dę brał winy na siebie.Winy za ich rozstanie.Nie powiedział tego głośno, ale wiedziała, że to ma na my-śli.Czyli nie widzi szansy na trwały związek? Teraz byłaby to tylko przygoda? Cassidynie była pewna, czy zdobyłaby się na coś takiego.Nie z Willem.Will tymczasem puściłjej ręce i cofnął się.Spojrzał jej badawczo w oczy i ciągnął:- Przemyśl to sobie, jeśli musisz.Problem nie zniknie.Wiesz o tym równie dobrzejak ja.Wiedziała, ale to nie ułatwiało jej podjęcia decyzji.Kiedy Will znowu się odezwał,w jego głosie brzmiała ostrzegawcza nuta.- Lepiej idz już do siebie.Bo jeśli nie, to nie przestanę cię całować, aż podejmiesz decyzję? Czy to chciał jejpowiedzieć?Cassidy wybiegła z kuchni, w kilku susach pokonała schody, przemierzyła hol idopiero kiedy położyła rękę na klamce swojej sypialni, obejrzała się.Will stał od-wrócony do niej tyłem, patrząc na odbicie księżyca w falach oceanu.Wiedziała, że jegospokój jest pozorny.Jakże łatwo byłoby poddać się teraz pożądaniu.Zbyt łatwo.Z siłą woli, o jaką sie-bie nawet nie podejrzewała, Cassidy pchnęła drzwi sypialni i weszła do środka.Rozdra-pana rana w jej sercu na nowo krwawiła.Doprowadzał ją do szaleństwa.Znowu!Jej spojrzenie nie słuchało nakazu rozumu i po raz dwudziesty ósmy tego rankapobiegło w jego stronę.Jak poprzednie dwadzieścia siedem razy Will akurat w tej samejRLT chwili spojrzał na nią i uśmiechnął się domyślnie.Było to w najwyższym stopniu irytują-ce.Cassidy zazdrościła mu opanowania.Sama od trzech nocy nie zmrużyła oka.Zmusiła się do spojrzenia z powrotem na ekran, wydęła wargi i zmobilizowała sięnie tylko do przeczytania całego zdania, lecz również do zrozumienia tego, co czyta!Kątem oka dostrzegła, że Will się poruszył, a sekundę potem jego krzesło zaskrzy-piało.- Krzesło - syknęła.Skrzyp, skrzyp.- Słucham?- Twoje krzesło - wyjaśniła.- Nie masz jakiegoś smaru?- Smaru? - spytał, udając, że nie rozumie, o co chodzi.Skrzyp, skrzyp.Moje ty niewiniątko, pomyślała Cassidy i niebezpiecznie zmrużyła oczy.Will odepchnął się z krzesłem i wstał.Robił to w regularnych odstępach.Naglewstawał i wychodził z pokoju.Cassidy nic nie powiedziała.Uśmiechnęła się tylko słod-ko, kiedy poczuła na sobie jego wzrok.Jego triumfalna mina świadczyła o tym, że wie,że ona zwróciła uwagę na te jego częste wędrówki.Najwyrazniej był zdenerwowany inie mógł usiedzieć w miejscu.- Idę po kanapkę.Jesteś głodna?- O wpół do dwunastej? - zdziwiła się.- Trochę za wcześnie na lunch, nie sądzisz?- A przynieść ci jakąś miłą niespodziankę?Na dzwięk słowa  miłą" Cassidy znowu wydęła wargi.Jeśli zrobisz jeszcze jednąmiłą rzecz, zacznę krzyczeć, pomyślała.Taktyka bycia miłym, troskliwym, taktownym,opiekuńczym i czułym była najgorszą torturą, jakiej została poddana w całym swoim ży-ciu.Zmarszczyła z niezadowoleniem czoło i zaczęła stukać stopą o podłogę.- Nie lubię niespodzianek - oświadczyła.- Racja.Nie lubisz być zaskakiwana.W przeszłości wielokrotnie o tym dyskutowa-liśmy.- Okrążył biurko, jedną rękę oparł na blacie, drugą ujął oparcie fotela Cassidy iobrócił go ku sobie.- A więc na jaką niespodziankę miałabyś ochotę?RLT Cassidy uniosła twarz i spojrzała mu prosto w oczy.W odpowiedzi Will uśmiech-nął się czarująco.- Przestań - mruknęła gniewnie.- O co ci chodzi?- O to.- Cassidy czuła, jak w jej piersi wzbiera śmiech.Wycelowała w Willa ko-niec pióra.- Niech ci się nie wydaje, że nie wiem, co robisz.- A co ja takiego robię?- Próbujesz mnie zmęczyć.- Nachyliła się do przodu i zniżając głos, ciągnęła: -Chodzi ci o to, że kiedy powiem  tak", to będzie moja decyzja.A to nieprawda.Chceszzapędzić mnie do rogu i przyprzeć do muru.- Jeśli tak to odbierasz, to oczywiście przestanę.- I przestań być taki miły.Bycie miłym nigdy na mnie nie działało.Zawsze wyda-wało mi się podejrzane.Doskonale o tym wiesz.Dla lepszego efektu dumnie przechyliła na bok głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl