[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A kto jest marynarzem drugiej klasy, którypowinien być wdzięczny, że nie siedzi przykuty łańcuchem doswojej koi?Arkadij podszedł do zestawu przyrządów.Mimo iż Orzeł wciążznajdował się tylko dwa kilometry za Gwiazdą Polarną , odpo-wiadająca mu zielona kropka na ekranie była ledwie widoczna. Nie bój się, nie toną uspokoił go Marczuk. Po prostu sąmocno oblodzeni, a lód nie daje takiego odbicia jak czysty metal.Hess twierdzi, że u nich wszystko w porządku, bo ich urządzeniaradiowe działają i namierzają nasz kabel.Słyszałeś, jak powiedział,że to my jesteśmy w sytuacji zagrożenia, nie oni. A jak całkiem znikną z ekranu, to Hess powie, że zamienili sięw łódz podwodną.Za chwilę będzie tu Susan.Jak pan sobie poradziz nią i resztą naszych Amerykanów?417 Zaproszę ich do mesy i przedstawię pełną i szczerą analizęsytuacji rzekł sucho Marczuk. Najważniejsze, żeby ich trzymać zdala od rufy, póki nie uda się zwinąć kabla.Duży statek przetwórnia i mały trawler utknęły na dobre w zwa-łach lodu.Były zwrócone dziobami na południowy wschód, skądmiały przypłynąć statki wysłane z Seattle.Rozglądali się za nimi naróżnych zakresach, ale radar nie sygnalizował zbliżania się jakich-kolwiek jednostek.Tylko na zakresie pięciu kilometrów, na kie-runku trzystu stopni pojawiał się blady rozbłysk oznaczający Orła. Jeśli przez następną godzinę towarzysz Hess nie wciągnie tegoswojego kabla mruknął Marczuk to go osobiście odetnę i wyrwęsię z lodu.To trochę potrwa, bo w tej temperaturze woda jest gęsta ikabel będzie wolno tonął.Dopiero wtedy będę mógł zawrócić i zająćsię Orłem.Ale możesz mi wierzyć, że nie dopuszczę do śmiercirybaków.Mnie też zależy, żeby wypłynęli na otwarte wody. Nie powiedział Arkadij. Już lepiej niech zostaną tam, gdziesą.Marczuk stanął plecami do szorujących po szybie wycieraczek.W dole widać było uniesiony dziób statku, którego zielone,upstrzone plamami rdzy poszycie pokrywała złowrogo lśniąca po-włoka lodu.Dalej roztaczała się już tylko monotonna biel, w którejnie sposób było dojrzeć wody, nieba czy linii horyzontu. Nikomu nie pozwolę opuścić statku rzekł Marczuk. Popierwsze dlatego, że mi nie wolno.Po drugie, bo nic by to nie dało.Chodziłeś kiedyś po zamarzniętym jeziorze? Tak. To nie to samo.To nie Bajkał.Lód z wody morskiej jest dwarazy bardziej kruchy od lodu z wody słodkiej.Jest bardziej jak ru-chome piaski niż beton.Rozejrzyj się! W takiej mgle nic nie widać.Po stu krokach straciłbyś orientację.Jeśli jakiś szaleniec chciałby418wyruszyć w drogę po tym lodzie, powinien najpierw się ze wszyst-kimi pożegnać.Nie, mowy nie ma. Chodził pan kiedyś po takim lodzie? spytał Arkadij.Marczuk skłonił głowę, jakby witał wspomnienie. Tak, chodziłem. I jak było? Było kapitan rozłożył ręce przepięknie.f& f& f&Z szafki na sprzęt ratunkowy Arkadij wyjął dwie kamizelki i ra-kietnicę.Kamizelki z kostek pianki plastikowej były obszyte po-marańczową bawełnianą tkaniną, miały kieszonki na gwizdki alar-mowe i taśmy do obwiązania się w pasie.Rakietnica była przero-bionym starym modelem nagana, w którym bębenek i lufę zastą-piono grubą gilzą flary.Pokład trałowy wydał mu się pusty i dopiero poniewczasie zau-ważył, że obserwuje go ktoś siedzący wysoko w kabinie operatoradzwigu ledwie dostrzegalny zarys człowieka w przeszklonej klatcei tylko twarz przytknięta do trójkątnego pęknięcia w szybie pozwo-liła rozpoznać w nim Pawła, który nie zareagował na widok idącegopo pokładzie Arkadija.Arkadij dotarł do tylnej nadbudówki iuzmysłowił sobie, że włożony na głowę kaptur i mocno pogrubiającekamizelki na tyle zmieniły jego wygląd, iż Paweł mógł go z tejodległości nie rozpoznać. Arkadij, to ty? Gurij kręcił się po korytarzu koło kuchni,przerzucając z dłoni do dłoni gorące pielmienie.Rękawy jego skó-rzanej kurtki były białe od mąki.W pierwszej chwili widok współlokatora zaskoczył Arkadija, aleszybko zdał sobie sprawę, że takie zachowania stały się ostatnionormą.Z mesy stale rozchodziły się zapachy jedzenia, a niemającynic do roboty członkowie załogi wałęsali się pod pokładem, grali w419szachy lub warcaby, oglądali filmy, drzemali.Zdarzało się jużwcześniej, że Gwiazda Polarna z jakiegoś powodu stawała, aleprawie nigdy nie podawano przyczyny.Załoga czuła pod stopami, żesilniki pracują na wolnym biegu, ale nie zwracała na to uwagi i jakbynigdy nic zajmowała się swoimi sprawami. Musisz to zobaczyć.Niby zwyczajne pierożki z mięsem wkształcie gówienka, ale.Gurij odgryzł połowę, przełknął i pokazał Arkadijowi drugą po-łówkę. No i co?Gurij uśmiechnął się i podsunął mu połówkę pierożka pod nos. Ani śladu mięsa.Nie chodzi mi o to, że jak zwykle zamiastmięsa są żyłki i inne śmieci.Mam na myśli to, że ten farsz nawet sięnie otarł o jakiegoś przedstawiciela rodziny ssaków.To mączkarybna wymieszana z sosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]