[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rycerze prze-ważnie nosili długie i gęste brody, lecz dla wygody i higieny goliligłowy, gdyż niemal przez cały czas mieli na nich dopasowane stalowemisiurki.Ten mężczyzna przeciwnie, golił brodę i nosił długie wło-sy.Z próżności? Przez moment zastanawiała się nad tym, łecz zarazodepchnęła od siebie tę myśl.Jeśli był próżny, to da jej przewagę,gdyż łatwo będzie mu schlebić, lecz na razie nie miało to żadnegoznaczenia.Zauważyła go, przejeżdżając tędy zupełnie przypadkowo - wracałado domu od przyjaciółki, w kiepskim humorze, gdyż ta zawiodła jąi zachorowała, jak większość znanych jej osób, skazując Alix na długie i nudne popołudnie nieplanowanej samotności.W rezultacie księż-niczka jechała ulicami, odgrodziwszy się od świata, skryta w półmro-ku powozu, szczelnie zaciągnąwszy zasłony przed oślepiająco jasnymsłońcem.Mijając grupkę odpoczywających żołnierzy, usłyszała szczękbroni i donośne, wesołe okrzyki.Nie miała pojęcia, co akurat tu zwró-ciło jej uwagę, gdyż po drodze minęła już kilka podobnych grup.Je-rozolima była pogranicznym miastem, nieustannie otoczonym przezwrogów czających się przy jego granicach, więc jej ojciec utrzymy-wał liczną armię w nieustannej gotowości do wojny, co oznaczało, żenajczęściej słyszanymi tu dzwiękami był szczęk broni, wesołe okrzykii śmiech mężczyzn, których życie było niekończącym się pasmem ćwi-czeń, ćwiczebnych walk i swarów.Jednak coś w zgiełku wywoływanym przez tę grupkę żołnierzy wy-wołało jej irytację, gwałtownie więc rozsunęła zasłonki i pochyliła siędo okna, zamierzając dać upust złości, lecz gdy otworzyła usta, bywezwać gwardzistów, zauważyła młodzieńca, który teraz stał tuż przednią, i zapomniała o wszystkim innym.Nawet z daleka, spowity odstóp do głów w ciężką kolczugę, zdawał się różnić od innych.Możesprawiał to rzucający się w oczy sposób, w jaki się poruszał, lecz odchwili gdy go ujrzała, jakby się unosił w powietrzu niczym skaczący,zakuty w stal lampart, zapomniała o całym świecie.To pierwsze wrażenie swobody i gracji wryło się w jej pamięći wiedziała, że nieprędko o nim zapomni.Wszyscy rycerze byli po-twornie silni.Było to tak oczywiste, że zapominało się o tym, gdyżludzie tak długo i intensywnie szkoleni do walki, godzinami bez koń-ca machający długimi, ciężkimi mieczami lub toporami, mieli gigan-tyczne muskuły.Rzadko jednak poruszali się lekko, zwinnie i zręcznie.Przytłoczeni ciężarem swych umięśnionych ciał piesi rycerze poruszalisię powoli i niezgrabnie na krzywych nogach, pochyleni tak, jak sięprzyzwyczaili w najlepiej im znanym stylu walki, zbrojnej konfronta-cji oko w oko i ostrze w ostrze, z której zwycięsko wychodził lepszy.Ten człowiek był inny.Alix najpierw zobaczyła go jako niewyrazny,szybko poruszający się kształt.Zauważyła cztery przyczajone postacie,jednocześnie i za pózno próbujące dopaść przeciwnika, który skoczyłku nim i nad nimi, odbijając się od niskiego murku i błyskawicz-nym saltem przeskakując nad ich głowami.Natychmiast wylądowałza nimi na ugiętych nogach, po czym zwinnie obrócił się i klepnął najbliższego płazem miecza między łopatki, znów się odwrócił, pod-skoczył, złapał sterczącą pod dachem rozporę i jedną ręką podciągnąłsię na parapet okna, skąd ze śmiechem pomachał ręką towarzyszomi znikł w środku.Alix zawołała do woznicy, by zatrzymał powóz, i gdy młody rycerzwyszedł z budynku, kazała dowódcy straży, przywykłemu do kapry-sów księżniczki, żeby go przywołał.Teraz, patrząc w twarz młodzień-ca, Alix cieszyła się, że przypadkiem wyjrzała przez okno.Młodzian zamrugał i potarł oczy, po czym otworzył je szeroko.- Mogę poznać twoje imię? - zapytała cicho Alix, jakby bała sięgo spłoszyć.- Moje imię? Stefan, pani.Stefan Saint-Clair z Yorku i Andega-wenii.- Co za miłe spotkanie, Stefanie.Czy wiesz, kim jestem?Młody rycerz pokręcił głową.- Jestem Alix du Bourcq.Skinął głową, lecz było widać, że to nazwisko nic mu nie mówi.- Jesteś tu nowy? Dlaczego nigdy przedtem cię nie widziałam?- Nie wiem, pani.Nie jestem tu nowy, ale też nie przebywam tudługo.Przybyłem zaledwie trzy miesiące temu, aby dołączyć do braciz Hufca Patriarchy.Alix spojrzała zdumiona.- Braci! Jesteś mnichem?- Mam nadzieję wkrótce nim zostać, pani.Obecnie odbywam no-wicjat i studiuję regułę.- Regułę? Jaka to reguła?- Reguła świętego Benedykta, pani.Sposób życia klasztornychbraci, opracowany przez samego świętego Benedykta.- Ach! Oczywiście.Obserwując go uważnie, Alix stwierdziła, że choć piękny, jest nie-co prymitywny: pozbawiony wyobrazni i kompletnie bez poczuciahumoru.Obłok kurzu wpłynął zza jego pleców do powozu, migoczącdrobinkami w skośnych promieniach wpadających zza jego sylwetki,i Alix delikatnie zakasłała w lnianą chusteczkę, którą ściskała w dłoni.- Proszę, wejdz i zamknij drzwi, jeśli łaska.Mam do ciebie kilkapytań i wolałabym je zadać, nie wdychając kurzu za każdym razem,gdy otworzę usta. - Pytania, pani? Jakie mogłabyś mieć do mnie pytania? Przecieżwcale mnie nie znasz.Naprawdę był cudowny, gdy tak stał z oczami szeroko otwartymiw niewinnym zdziwieniu, i Alix wykrzywiła usta w rodzącym się iro-nicznym uśmieszku.- To szybko może się zmienić, wierz mi - mruknęła, zmuszając go,by nachylił się ku niej, żeby usłyszeć, co mówi.-Ale słyszałam o two-ich braciach.Kiedyś uratowali mojej matce życie i chociaż zdarzyło sięto kilka lat temu, wciąż jest im wdzięczna i ma z nimi wiele do czynie-nia.Jednak chciałabym wiedzieć, między innymi, gdzie się nauczyłeśtak fruwać w powietrzu w pełnej kolczudze i spodniach.Wejdz, jeślichcesz, i opowiedz mi.Chodz, siądz naprzeciw mnie i zamknij drzwi,żeby nie wpadał tu kurz i słoneczny blask.Saint-Clair jeszcze mocniej zmarszczył brwi, ale skinął głową.Wy-jął miecz spod pachy i wstawił go do powozu, opierając o siedzenie poprawej, po czym obiema rękami złapał framugę drzwi, żeby wciągnąćsię do środka.Zanim jednak zdążył to zrobić, głęboki głos zawołałgo po imieniu i Alix ujrzała, jak ze zdziwieniem odwrócił się do wo-łającego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl