[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówił ściszonym głosem, jak gdyby niechciał, żeby usłyszał go któryś z pozostałych klientów. Ktoś wszedł do pokoju, gdzie leżałam zawinięta, narzucił mi na twarz ręcznik i przykle-ił go taśmą, tak że nie mogłam oddychać. Zawijania mogą działać bardzo silnie.Co jakiś czas ludzie reagują w nietypowy sposóbna to swoiste zamknięcie. Daj spokój powiedziałam, przestając się z nim patyczkować i porzucając formalnezwroty. Zaraz powiesz, że miałam zwidy po LSD.Odwróciłam się, żeby odejść. Chyba nie wyjdzie pani stąd w takim stanie zaoponował. Nie martw się odparłam. Pójdę tylnymi schodami.Ruszyłam śpiesznie korytarzem w stronę bocznej recepcji.Szłam tak szybko, że zasłonywzdłuż ścian łopotały jak podczas burzy.Wchodząc na górę, nie napotkałam ani jednego czło-wieka.Gdy zamykałam za sobą drzwi pokoju, moje serce wciąż jeszcze biło jak oszalałe.Prze-kręciłam zamek, założyłam łańcuch i dodatkowo przystawiłam do drzwi mały stolik.Szlafrokzdjęłam z siebie dopiero w łazience.Puściłam wodę i odczekałam chwilę, aż zrobi się wystarcza-jąco ciepła, po czym weszłam pod prysznic.Patrzyłam, jak błoto rozpuszcza się i spływa z moje-go ciała.Potem namydliłam się i opłukałam.Po wyjściu spod prysznica nieco ochłonęłam, ale nie byłam w stanie w pełni się uspokoić.Kiedy zakładałam szlafrok, ktoś zapukał do drzwi mojego apartamentu.Podskoczyłam z przera-żenia. Kto tam? wrzasnęłam. Bailey, to ja, Danny.Odsunęłam stolik i otworzyłam drzwi.Stała przed nimi Danny, a w jej szarych oczach wi-dać było panikę. Nic ci nie jest? Co się stało? A co ci powiedzieli? zapytałam, kiedy już wpuściłam ją do pokoju i ponownie za-mknęłam drzwi.Byłam ciekawa, czy Josh ze swoją załogą rozpowszechnia teorię, że doznałamobłędu na skutek klaustrofobii. Zadzwonił Josh i powiedział, że wydawało ci się, jakoby ktoś wszedł do pokoju zabie-gowego i nałożył ci ręcznik na głowę.Początkowo oskarżyłaś Cordelię, ale potem uznałaś, że tomógł być ktoś inny. Ten ktoś nie nałożył mi ręcznika na głowę, tylko przymocował go na mojej głowie ta-śmą samoprzylepną.Opowiedziałam jej pokrótce całą historię. Myślisz, że to mogła być Cordelia? zapytała wstrząśnięta Danny. Nie wiem.Nie potrafię sobie wyobrazić, co by ją miało do tego skłonić.Nie wygląda nato, żeby bardzo mnie lubiła, ale to raczej nie powód, by próbować mi zrobić krzywdę. To bardzo dziwne, że wyszła z pokoju.Terapeuta powinien tam pozostać, na wypadek,gdyby klient zle się poczuł.Cordelia na ogół nie prowadzi zawijań, ale sądzę, że powinna znaćwłaściwą procedurę. Powiedziała, że musi coś przynieść.No i ktoś mógł się tam wślizgnąć, kiedy jej niebyło. Bailey, szczerze mówiąc, myślę, że najlepiej będzie, jeżeli wyjedziesz. Nie mam zamiaru wyjeżdżać. Ale ja się martwię o twoje bezpieczeństwo. To jasne, że gram komuś na nerwach, ale obiecuję ci, że będę ostrożna.Poza tym wy-bieram się jutro do Wallingford, więc przez większość dnia i tak mnie nie będzie. Danny uścisnęła mi obie dłonie, a kiedy je puściła, poczułam na skórze coś mokrego.Spojrzałam w dół i zobaczyłam smużkę szarobrązowej substancji.Druga, podobna, widniała najej rękawie Co to jest? zapytałam. Myślę, że to błoto odpowiedziała, spojrzawszy na rękaw. Kiedy zadzwonili, pobie-głam do tego pokoju, w którym miałaś zabieg.Widocznie się tam ubrudziłam.Danny pożegnała się.Wychodząc na korytarz, namawiała mnie, żebym sobie zamówiłado pokoju jakiś pożywny obiad, ale nie miałam apetytu.Założyłam dżinsy oraz golf, po czymwzięłam jabłko z koszyka stojącego na stoliku do kawy i położyłam się na kanapie.Przygryzając to jabłko bez entuzjazmu, próbowałam odtworzyć sobie przeżycia w spa.Wydawało mi się, że od momentu, kiedy zostałam w pokoju sama, do zgaszenia światła minęłazaledwie minuta albo dwie.Z pewnością to właśnie Cordelia mogła mnie przestraszyć, ale mógłteż być ktoś inny.Ktoś, kto zobaczył ją, jak wychodzi, i natychmiast wślizgnął się do pokoju.Mógł to zrobić Josh, który był na miejscu, ale także każda inna osoba zatrudniona w spa.Wrzuciłam na wpół zjedzone jabłko z powrotem do koszyka, po czym zadzwoniłam dorecepcji, prosząc, żeby obudzono mnie o ósmej trzydzieści, i zasnęłam.Gdy już odpływała miświadomość, wiedziałam, że mogę pózniej żałować tej drzemki, ale byłam zbyt wyczerpana, abyz niej zrezygnować.O ósmej pięćdziesiąt stałam przed zajazdem.Tuż po obudzeniu opłukałam twarz zimnąwodą, nałożyłam na usta błyszczyk i podmalowałam oczy, a policzki posmarowałam lekko różemi maznęłam w kilku miejscach korektorem, żeby zamaskować odgniecenia od poduszki.Beck zajechał minutę po dziewiątej.Nie wysiadł z samochodu, tylko przechylił sięi otworzył mi drzwi.Rzucił w moją stronę jeden z tych swoich uśmiechów, które na wpół przy-pominały grymas.Ubrany był w ciemne spodnie i dżinsową koszulę, na którą narzucił sportowąkurtkę.Ponieważ wiedziałam, że nie jest amatorem pogaduszek w czasie jazdy, rozparłam sięw swoim fotelu i obserwowałam przemykające obok domy i drzewa.Miałam ochotę powiedzieć mu, co się stało, ale wiedziałam, że jeśli to wypaplam, po-twierdzę tylko, że mieszam się w sprawę i ktoś chce mnie przepłoszyć.Więc nie powiedziałamnic.Minęliśmy restaurację Leo s i wjechaliśmy na wiejską drogę.Po jakimś czasie zajechaliśmyprzed lokal o nazwie Trading Post, niewielki budynek z bali.W środku panowała atmosfera dość podobna do tej w tawernie Bridge Street, choć wnę-trze było mniejsze i prawie bez gości.Usiedliśmy przy barze.Ja zamówiłam piwo, a Beck whi-sky Maker s Mark, bez lodu i wody. To jest ten typ baru, którego brakuje mi w Nowym Jorku powiedziałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]