[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posłał tego Człowieka Antypasowi, nie zajmując się specjalnie Jego sprawą.Antypas odesłał mu Go z uprzejmym listem.To było, zdaje się, zręczne posu-nięcie.Tu wszyscy na Wschodzie mają przeczulone poczucie własnej godności.Antypas został najwyrazniej ujęty.Okazuje się jednak, że sprawa Jezusa ma teżswoją dobrą, praktyczną stronę.Będzie można rozluznić sieć numerowanych za-rzuconą wokół Antypasa.O ile Piłat znał Wschód, gdzie wszystko dojrzewałopowoli, to dopiero za kilka miesięcy należało spodziewać się nowych intryg An-typasa  nie wcześniej.Niewolnik ułożył mu fałdy togi i klęcząc zapinał sandały.Piłat zdjął ze srebr-nej tacy pierścień rycerski kuty w złocie, wsunął go na palec.Równocześnie inniniewolnicy szminkowali mu usta i malowali paznokcie.Dwaj żołnierze w pełnymuzbrojeniu stali już w progu atrium.Czerwona lektyka ze złotymi frędzlami byłagotowa do drogi i liktorzy, trzymając w rękach topory otoczone rózgami, czekalipo obu jej stronach.Piłat skinął dłonią.Trzasnęły kaligi żołnierzy.Grzmot kroków wypełnił pałacHeroda.Szedł za nimi, cherlawy i upokorzony, na sąd, którego wyrok podyktował169 mu swoim snem Agrykola.Nie znosił szantażu zwłaszcza ze strony tych, którychnie uważał za równych sobie.Buntowała się jego pycha Rzymianina i despotyi teraz, bardziej może niż dotąd, pogardzał Agrykolą, Kajfaszem i tłumem, któryjuż zebrał się na drodze wiodącej z pałacu Heroda do Antonii, by powitać proku-ratora.Ze szmeru Piłat wyłowił krzyk: Ukrzyżuj Jezusa bar Nash!Więc znów grozba? Zmrużył oczy oślepiony słońcem. Przeklęta hołota  syknął.Gdyby zebrać żołnierzy z Antonii i ściągnąćoddziały syryjskie znad Hebronu, można by spróbować rozpędzić ją batami.Wiedział jednak, że jest to równie nierealne jak marzenie o najwyższej władzy.Ktoś pociągnął go za togę.Odwrócił się.Stała przed nim niewolnica Aspazji. Pani chciałaby mówić z tobą, prześwietny prokuratorze.Wzruszył ramionami.W ten przeklęty, upokarzający dzień wszystko go de-nerwowało.Aspazja, rzecz jasna, ta epileptyczka, którą poślubił ze względu nakarierę, wystąpi znów z jakimiś skargami.Miał dość tych żalów istoty nie zaspo-kojonej  jak sądził  w swoich ambicjach ani kobiety, ani żony urzędnika, aniwreszcie matki: bezpłodnej.Budziła w nim niechęć.A jednak zawsze słuchał jejskarg znudzony, obojętny, po czym zawsze, niewytłumaczonym dla Piłata sposo-bem stawało się tak, jak chciała.Górowała nad nim energią.Godził się z tym.Było mu wszystko jedno.Zawrócił, słysząc za sobą wycie zawiedzionego tłumu.Szybko przechodziłprzez korytarze i sale.Aspazja czekała na niego w sypialni. Miałam dziś sen  zaczęła w swój zwykły nieśmiały sposób. Nie mam czasu.Nie słyszysz, co się dzieje? Już dawno nie byli tak wzbu-rzeni.Choć od dziedzińca oddzielało ich kilka pokoi  i tu dochodził podobny doszumu morza krzyk tłumu.Ruchem dłoni nakazała mu milczenie.Jej szczupła, nerwowa, brzydka twarzbyła chorobliwie blada.Ogromne oczy wpatrywały się w Piłata.Poczuł się skrę-powany. Miałam sen  powtórzyła. Wiesz, że posiadam zdolność przeczuwaniawydarzeń.Nie czyń nic złego Temu, kogo masz dzisiaj sądzić.Obiecaj mi. To buntownik. Nieprawda.Boję się o ciebie.Boję się o nas wszystkich.Przyzwyczajony był do nerwowych wybuchów istoty przewrażliwionej, fana-tycznie wierzącej w sny i znaki wróżebne.Teraz jednak w tonie jej głosu wyczułcoś, co wzbudziło w nim niepokój. To prawda, że nie wydaje mi się On winny  powiedział.Gdyby jed-nak samych tylko winnych posyłać nad rzekę Styks, przedsiębiorstwo Charonaby upadło.170 Tym niezręcznym żartem starał się zagłuszyć w sobie niepokój.Szedł z po-wrotem przez korytarze i sale, starając się utrzymać krok powołany, niedbały.Szum w jego uszach narastał i, gdy stanął na progu pałacu, był jak grzmot.Wi-dział rzędy otwartych ust i wirujące w rękach chusty.Straż pałacowa napierała natłum, usiłując go odepchnąć od bramy.Podczas drogi lektyka mogła być stratowana, a jednak nie to budziło w nimniepokój, to wrzask tłumu budził obawę, że może kiedyś spotka się z tymCzłowiekiem, który już czeka na niego w lochach pretorium, któremu spojrzyw oczy  będzie musiał odwrócić dłoń dużym palcem ku dołowi, ten zaś ruchoznaczać będzie wyrok śmierci.Jednostajne dotąd wycie gawiedzi urwało się.Piłat odnosił wrażenie, że ktośdyrygował tłumem i stąd jak gdyby na komendę te burze wrzasków i gwizdówprzerywane okresami wytchnienia, kiedy tłum stał milczący, jakby zdziwionywłasną zapalczywością.Znów wybuchnął rykiem: tym razem rytmicznym skan-dowaniem, co Piłatowi przypomniało kwestie wypowiadane przez chóry w tra-gediach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl