[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Spójrz powiedziałam, podnosząc wydruk komputerowy z Izby Rozra-chunkowej. Sto siedemdziesiąt cztery kontrakty na zakup ośmiuset siedem-dziesięciu tysięcy buszli styczniowej pszenicy po piętnaście tysięcy dolarów zakontrakt.To zobowiązanie warte jest dwa miliony sześćset dziesięć tysięcy dola-rów, a to tylko jeden z rynków.Wystarczy, że cena spadnie o pięć centów, astrata wyniesie czterysta trzydzieści tysięcy dolarów.A teraz mi powiedz: ktoma podejmować takie decyzje?Rozdział 5Zamieszkiwanie w Hyde Parku jest jednym z moich starych aktów rebeliiwobec rodziny.Tutaj, w sąsiedztwie University of Chicago, laureaci NagródNobla, studenci i naukowcy ze wszystkich stron świata mieszają się z bukma-cherami, policjantami, drobnymi złodziejaszkami, oszustami ubezpieczenio-wymi i wyznawcami przywróconych do życia religii afrykańskich.W jego grani-cach można napotkać obszary okazałego luksusu, jak i marne, brudne blokimieszkalne, są tu rezydencje i muzea.W nowoczesnych laboratoriach produku-je się narkotyki, a ćpuny konsumują te produkty przemysłu farmaceutycznegona pustych placach.Dzielę mieszkanie z Claudią Stein, przyjaciółką ze studiów, obecnie chirur-giem w szpitalu przy University of Chicago.Podobnie jak wszystkie budynki potej stronie bulwaru Hyde Park nasz okazały dom został wybudowany w latachdwudziestych.Pokoje są wielkie, z sufitami na wysokości dwunastu stóp i takfinezyjnymi detalami dekoracyjnymi, że każdy yuppie natychmiast wpada wzachwyt na ich widok.Ludzie, którzy się tu po nas wprowadzą z pewnościąprzywrócą to miejsce do należnej mu świetności wyposażą kuchnię, wyczysz-czą boazerie, przełożą i wypolerują parkiety.A na razie Claudia i ja upchnęły-śmy tu trochę przypadkowych starych mebli i nazwałyśmy to miejsce domem.Weszłam do mieszkania i skierowałam się prosto do kuchni, w równej mie-rze wiedziona tam optymizmem co głodem.Otworzyłam drzwi lodówki.Jejwnętrze powitało mnie widokiem dwóch butelek wody Evian, ząbkiem czosnkudość niejasnego pochodzenia ponieważ ani ja, ani Claudia nigdy tu nie goto-wałyśmy obiadu oraz w połowie wypróżnioną butelką wina.Co do zamrażarkinie miałam złudzeń.Nie było w niej czego szukać.Otworzyłam butelkę wody i udałam się do living roomu, żeby sprawdzić, czyna automatycznej sekretarce nie ma jakichś wiadomości.41 Katarzyno Anno Prescott Millholland, mówi twoja matka , rozległ się głos,gdy tylko umilkł pisk przewijanej taśmy.Matka nigdy nie była wobec mnieszczególnie czuła, ale kiedy używała wszystkich moich imion, wiedziałam, żeszykują się problemy.Zagłębiłam się w ogromnym fotelu, czując na plecachciarki oczekiwania. Właśnie rozmawiałam telefonicznie z twoim przyjacielemStephenem Azzorini ciągnął nagrany głos mojej mamy.Wyobrażasz sobiemoje zdziwienie, kiedy się dowiedziałam, że nie zaprosiłaś go na dzisiejszą kola-cję.Jak można tak nie myśleć?Choć pytanie było retoryczne, mogłam na nie odpowiedzieć.Na początku ty-godnia dzwoniłam do Stephena, żeby go zaprosić nie, żeby go błagać, by po-szedł ze mną na kolację do moich rodziców ale był wtedy w interesach w LosAngeles.Kiedy wrócił, ja wyjechałam do Phoenix na negocjacje w Cragar Indu-stries.Kiedy wróciłam, Hexter tak mnie wściekł odwołaniem spotkania, że poprostu zapomniałam.Po krótkim pipnięciu odezwał się głos Stephena: Cześć, Kate.Wyszło trochęniezręcznie z twoją mamą.Wygląda na to, że spodziewa się nas na kolacji.Mam, co prawda, spotkanie z szefem działu badań na hematologii, ale mógłbympo ciebie wpaść za piętnaście siódma.Mam nadzieję, że nie narobiłem ci kłopo-tów.Do zobaczenia.Spojrzałam na zegarek.Była za dwadzieścia szósta.Słuchając reszty nagrań,zrzucałam z siebie odzież.Dzwonił jeszcze ktoś do Claudii, z propozycją sprze-daży miejsc na cmentarzu oraz reporter z Knight Ridder i jeszcze jeden z TheWall Street Journal, obydwaj w nadziei otrzymania jakichś informacji o Hexte-rze.Właściwie to nie miałam już czasu, żeby biegać, ale jednak wskoczyłam wspodnie od dresu i brudny podkoszulek, leżące na podłodze mojej garderoby.Zawiązałam buty i wybiegłam na zewnątrz.Sprintem przecięłam park, pokona-łam most dla pieszych przy Pięćdziesiątej Pierwszej i dalej ruszyłam ścieżkąrowerową biegnącą wokół jeziora.W parku nadal było mnóstwo ludzi, choćsłońce już się chowało i robiło się chłodno.Przeciskając się między rowerzysta-mi, biegłam na południe, okrążając półwysep Point, przebiegłam most dla pie-szych przy plaży koło Pięćdziesiątej Siódmej.Przy Muzeum Nauki i Przemysłuzmęczeni turyści wlekli się przez parking, ciągnąc za sobą wykończone dzieci.Zmusiłam się, żeby wbiec na schody tak szybko, jak tylko mogłam.Następnie,ciężko dysząc, zrobiłam kilka skłonów i ruszyłam do dalszego biegu, żeby poko-nać dzielące mnie jeszcze od domu sześć przecznic.Wzięłam znacznie krótszy prysznic, niż miałabym ochotę.Powodowana ro-snącą niechęcią do tej wizyty oraz żalem, że musiałam sobie odmówić dłuższejkąpieli, wypiłam szklaneczkę chivas z lodem.Ociekając wodą, owinięta w ręcz-nik, weszłam na pobojowisko, którym była moja garderoba, w poszukiwaniuczegoś do włożenia.Dla bezpieczeństwa wybrałam czarne wełniane spodnie ibluzkę z białego jedwabiu.Kiedy Stephen zadzwonił do drzwi, byłam już ubra-na, uczesana i po dwóch szklaneczkach whisky, a także pogodzona z losem,42który mnie zmuszał do wzięcia udziału w kolacji w domu moich rodziców.Otworzyłam drzwi i Stephen wszedł do środka tak, jak gdyby był właścicie-lem mieszkania.Zawsze lubił ostentację.Ze swoim wzrostem sześciu stóp i pię-ciu cali, ciemnymi włosami i greckim profilem przyzwyczaił się, że zwracano naniego uwagę.Będąc prezesem własnej firmy farmaceutycznej, nauczył się robićużytek ze swojej urody i siły osobowości.Odkąd ukończyliśmy szkołę średnią, nasze drogi życiowe często się ze sobąsplatały.Bywało, że zapominałam, iż jest taki przystojny, ale zawsze znalazł sięktoś, kto mi zaraz o tym przypominał.Kobiety gapią się na niego na ulicy.Kel-nerki zapominają języka w gębie na jego widok.Mężczyzni przyglądają się nam iczytam z ich twarzy, co myślą że mógł lepiej trafić.Nie będę zaprzeczać, że łączy nas pociąg fizyczny, ale nasz związek opiera sięprzede wszystkim na obustronnej wygodzie.Zarówno jego, jak i moje życie wy-pełnia praca i żadne z nas nie miałoby cierpliwości do umizgliwego randkowa-nia czy powolnego budowania zażyłości.Wpasowaliśmy się w dziwną formułę,będącą czymś pośrednim między przyjaznią a miłością.Jego sekretarka dzwonido mojej.Obydwie sprawdzają w naszych kalendarzach, a potem uzgadniają, żepiętnastego pójdziemy na imprezę dobroczynną Fundacji na rzecz Walki z Cho-robami Nerek.Często dowiaduję się o tych uzgodnieniach z wypisanego na ma-szynie rozkładu dnia, który Cheryl, moja sekretarka, zostawia mi codziennierano na biurku.Tak umówione spotkania na ogół kończą się w łóżku, lecz Che-ryl wciąż martwi się niedostatkiem romansu w moim życiu.Ostatnio przy imie-niu Stephena na moim kalendarzu spotkań rysuje mi czerwone serduszka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]