[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W porządku.Idę.Nie patrzy na mnie tak, jak czasem patrzą Will, Christina i Al - jakbym była za mała i za słaba, żebybył ze mnie jakiś pożytek, a im jest mnie z tego powodu żal.Ale skoro nalega, że pójdzie ze mną, topewnie we mnie wątpi.- Dam sobie radę.- Nie wątpię - odpowiada.Nie słyszę sarkazmu, ale wiem, że jest.Musi być.Wspinam się i kiedy jestem z półtora metra nad ziemią, zaczyna iść za mną.Porusza się szybciejode mnie i wkrótce łapie rękami za szczeble, z których zdjęłam stopy.- No, to powiedz mi.- mówi cicho, kiedy idziemy w górę.Jakby brakowało mu tchu.- Jaki jestwedług ciebie cel tego ćwiczenia? Mam na myśli grę, nie wspinaczkę.Patrzę w dół, na chodnik.Teraz wydaje się bardzo odległy, a nie pokonałam jeszcze jednej trzeciejdrogi.Nade mną znajduje się platforma, tuż pod środkiem koła.To mój cel.Nawet nie myślę, jakzejdę.Wiatr, który wcześniej owiewał mi policzki, teraz uderza mnie w bok.Z coraz większą siłą.Muszę być przygotowana.- Nauka strategii.Może pracy zespołowej.- Pracy zespołowej - powtarza.Zmiech więznie mu w gardle.Brzmi to jak oddech człowiekaogarniętego paniką.- Albo nie.Praca zespołowa chyba nie jest priorytetem Nieustraszonego.Wiatr szaleje.Przyciskam się mocniej do białego wspornika.żeby nie spaść, ale przez to trudniej misię wdrapywać.Karuzela pode mną wydaje się mała.Ledwie widzę mój zespół pod daszkiem.- Niektórych brakuje - oddział poszukiwawczy musiał już odejść.Uważano to za priorytet - mówiCztery.- To był priorytet.Ale ja nie słucham, bo wysokość jest oszałamiająca.Ręce bolą mnie od szczebli, nogi mi się trzęsą,chociaż nie wiem dlaczego.To nie wysokość mnie przeraża - wysokość napełnia mnie życiem ienergią, każdy organ, każde naczynie w moim ciele śpiewa zgodnym chórem.Potem zdaję sobiesprawę, co to jest.To on.Coś w nim sprawia, że czuję się, jakbym zaraz miała spaść.Albo zamienićsię w płyn.Albo wybuchnąć płomieniem.Moja ręka o mało nie trafia na kolejny szczebel.- A teraz powiedz mi.- ciągnie zasapany - co według ciebie nauka strategii ma wspólnego zodwagą?Pytanie przypomina mi, że Cztery jest moim instruktorem powinnam się od niego czegoś nauczyć.Chmura przepływa przez księżyc, światło przesuwa się po moich dłoniach.- Ona.ona przygotowuje do działania - wyduszam z siebie w końcu.- Człowiek uczy się strategii,żeby móc ją wykorzystać.- Słyszę jego oddech za mną, głośny i szybki.- Dobrze się czujesz,Cztery?- Tris, czy ty jesteś człowiekiem? Wlazłaś tak wysoko.- Z trudem nabiera powietrze.- W ogóle sięnie boisz?Patrzę przez ramię na ziemię.Jeśli teraz spadnę, zginę.Ale nie myślę, żebym miała spaść.Powiewwiatru uderza mnie z lewej, przesuwa mój ciężar na prawo.Robię gwałtowny wdech i przywieramdo szczebli, tracę stabilność.Zimna ręka instruktora chwyta mnie za biodro, jeden z palców dotykanagiej skóry tuż pod skrajem T-shirtu.Zaciska dłoń, uspokaja mnie i popycha łagodnie na lewo,przywracając mi równowagę.Teraz mogę oddychać.Zatrzymuję się, patrzę na ręce, w ustach mamsucho.Czuję miejsce, gdzie była jego dłoń długich, wąskich palcach.- W porządku? - pyta cicho.- Tak - odpowiadam spiętym głosem.Cicho posuwam się dalej, docieram do platformy.Sądząc po stępionych końcówkach metalowychprętów, była tu bariera, ale już jej nie ma.Siadam i przesuwam się na koniec, żeby Cztery mógłusiąść.Bezwiednie zwieszam nogi za skraj platformy.Ale on kuca i przyciska się plecami dometalowego wspornika, ciężko oddycha.- Boisz się wysokości - zauważam.- Jak przetrwałeś na terenach Nieustraszonych?- Tłumię strach.Kiedy podejmuję decyzję, udaję, że on nie istnieje.Przyglądam mu się przez sekundę.Nie potrafię się powstrzymać.Ja widzę różnicę między brakiemstrachu działaniem pomimo strachu, tak jak on to robi.Za długo na niego patrzę.- Co? - pyta cicho.- Nic.Odwracam wzrok, wpatruję się w miasto.Muszę się skupić.Dotarłam tutaj w konkretnym celu.Miasto jest czarne jak smoła, ale nawet gdyby nie było, nie zobaczyłabym wiele.Przy drodze stoijakiś budynek.Jesteśmy za nisko stwierdzam.Podnoszę wzrok.Nade mną plątanina białych prętów,rusztowanie koła.Jeśli wejdę ostrożnie, zdołam wepchnąć stopy między wsporniki poprzeczki,żeby bezpiecznie stanąć.A przynajmniej tak bezpiecznie, jak tylko się da.Będę się wspinać.Chwytam jeden z prętów nad głową i wstaję.Ostre bóle rozchodzą się po moich posiniaczonychżebrach, ale nie zwracam na nie uwagi.- Na litość boską, Sztywniaczko!- Nie musisz iść za mną.- Przyglądam się gmatwaninie rurek nade mną.Ostrożnie wsuwam stopę tam, gdzie krzyżują się dwa pręty, i podciągam się, łapiąc po drodzekolejny pręt.Kołyszę się przez krótką chwilę, serce wali mi tak mocno, że nie czuję niczego innego.Wszystkie myśli skoncentrowałam na biciu serca, poruszam się w tym samym rytmie.- Owszem, muszę - rzuca Cztery.To szaleństwo i ja o tym wiem.Pomyłka o ułamek centymetra, pół sekundy wahania i po mnie.%7łarrozdziera mi Pierś, uśmiecham się, ściskając kolejny punkt zaczepienia.Ręce mi się trzęsą, stawiamnogę na pręcie wyżej.Kiedy czuję się zabezpieczona, patrzę w dół na instruktora.Ale zamiast niegowidzę ziemię.Nie mogę oddychać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]