[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samwidok jej ogromnych piersi prawdopodobnie wystarczyłby, żeby większo-ści mężczyzn krew spłynęła do lędzwi.Niestety, na Nicka w ogóle niedziałał.Smuciło go to, Tammy zaś doprowadzało do szału.Nie była w jegotypie, jeśli to właściwe określenie.Przez pościel gładziła go po udzie.Podziękował jej za ten gest.Wiedział, że to nie w porządku wobec niej, że jest taki, jaki jest, lecznawet w najkorzystniejszych okolicznościach trudno mu było skupić się naseksie z Tammy.Zawsze zachowywała się jak suka z cieczką.Była takanapalona.Nie było w tym nigdy żadnej finezji.Czysty seks, bez pocałun-ków, taka była jego słodka Tammy.Nick już prawie wchodził w nastrój, żeby dać jej to, czego chciała, gdyniechcący sama wszystko zepsuła.96 Wskoczyć z tobą do łóżka, skarbie?Właśnie słowo skarbie zabiło resztki nadziei, która jeszcze istniała,lecz Tammy nie była tego świadoma, a Nick nie zamierzał jej tego powie-dzieć.Do ilu facetów zwróciła się w ten sposób przez te lata?Nick ściągnął kołdrę.Uśmiechając się złośliwie, rzekł: Jeśli potrafisz go postawić, to jest cały twój, kochanie.I powiedzmysobie szczerze, Tammy: ćwiczyłaś to z tyloma innymi mężczyznami.Rysy jej twarzy, jeszcze przed chwilą miękkie i łagodne, błyskawiczniestwardniały. Pieprzyć cię! Nie dzisiaj, najdroższa.On nawet nie podniesie głowy, nie mówiąco tym, żeby się wyprostował.Nick roześmiał się ze swojego żartu, mimo iż było mu straszliwie smut-no, że ją zranił.Dlaczego jej to robi? Tammy nie zasługiwała na takie trak-towanie.Złapał ją za rękę, zanim zdążyła wybiec z sypialni. Przykro mi, Tammy.Kochanie, to nie jest nic osobistego, przecieżwiesz.Usłyszała smutek w jego głosie i wiedziała, że nigdy nie chciał jej zra-nić, choć w końcu zawsze mu się udawało.Odsunęła się od niego.Podnio-sła z podłogi ręcznik i okryła się.Teraz wstydziła się swojej nagości, żało-wała, że znów zaczęła. Czyżby? A można odnieść wrażenie, że jest.Złapała szczotkę do włosów leżącą na toaletce i ze złością zaczęłagniewnie przeciągać nią po włosach.Ból i wstyd sprawiały, że paliła jątwarz. Powinieneś się z kimś zobaczyć, i to jak najprędzej.To zaczyna do-prowadzać mnie do szału.Spojrzała na niego w lusterku toaletki. Spotykasz się z kimś?Nick widział lęk w jej oczach; westchnął ciężko. Oczywiście, że nie.Z nikim się nie spotykam, daję słowo.Mówił jejprawdę i oboje zdawali sobie z tego sprawę. Nawet z prostytutkami?97 A już na pewno nie z pieprzonymi prostytutkami.Choć zdarzało się to w przeszłości.Nick poszedł do łazienki i zamknął drzwi.Szczęk zamka zabrzmiał do-nośnie w ciszy sypialni.Tammy popatrzyła na siebie krytycznie w lustrze toaletki.Wciąż wy-glądała dobrze, więc to nie była jej wina.Rozglądając się po pięknym po-koju, po włoskich meblach i kosztownych draperiach, myślała o kobietachw całym kraju, które były obracane przez swoich mężczyzn na wszystkiestrony w scenografii znacznie skromniejszej niż ta.Szczęściary.Nie po razpierwszy postawiła sobie pytanie, czy wyjście za Nicka było tego warte.Lecz najdziwniejsze było to, że wciąż go kochała.Zawsze kochała i zawsze będzie kochać.Jude była ubrana i gotowa do wyjścia.W czarnym kostiumie, z włosamiuczesanymi specjalnie przez córkę sąsiadki wyglądała niemal uroczo.Nawet makijaż miała w porządku.Tyrell wiedział, że potrafi to zrobić tyl-ko wtedy, gdy nie bierze brązowego proszku.Musiało ją to kosztować bar-dzo dużo, żeby się powstrzymać w ten czarny dzień.Wyglądała prawie jak dziewczyna, którą kiedyś była, z wąskimi ramio-nami i długimi nogami.Jej włosy, świeżo ufarbowane i obcięte, były gęstei lśniące.Jude nigdy nie wiedziała, jaka jest śliczna.Nawet matka Tyrella,surowo krytykująca białe dziewczęta, była nią kiedyś oczarowana.I wgruncie rzeczy wciąż pozostała.Jude była dla Verbeny jak córka.Zbłąkanacórka, to prawda, ale jednak córka.Verbena spojrzała w smutne oczy Jude Hatcher i poczuła, że łzy spły-wają jej po twarzy.Ten cichy płacz trwał przez większą część nocy.Niepójdzie z nimi na pogrzeb, nie zmusi się do tego nawet dla swojego małegoSonny'ego.Lecz będzie z nimi duchem, nikt w to nie wątpił.Sally patrzyła, jak wszyscy spoglądają na Jude i jak zwykle poczuławzbierającą niechęć.Przełknęła ją jak zawsze.98Wielebny Williams trzymał drżącą rękę Verbeny.Była niezłomną pod-porą jego kościoła, a on szanował ją i podziwiał za sposób, w jaki walczyłao to, by wychować rodzinę w zgodzie z boskimi przykazaniami.Wszyscy przynosili jej chlubę z wyjątkiem Sonny'ego, który był hańbąod chwili, gdy nauczył się słuchać matki zamiast tego, co mówił świat.Pastor Williams wstydził się uczuć, które żywił do Jude Hatcher, lecz na-wet jego chrześcijańska dusza nie mogła zdzierżyć, jeśli o nią chodziło.Jude nie nauczyła swojego syna niczego wartościowego w czasie jegokrótkiego życia.Nauczyła go tylko kłamstwa i oszustwa.Ponosiła takąwinę za jego śmierć, jakby to ona trzymała w ręku pałkę, od której zginął.Dla nikogo nie było tajemnicą, gdzie miały trafić pieniądze skradzionetamtej rodzinie.Mężczyzna, który spowodował śmierć Sonny'ego, wyglądał w telewizjina wstrząśniętego, mimo iż usprawiedliwiał swoje działanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]