[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sir Roger z Mons - powtórzył ksią\ę z namysłem iuśmiechnął się pod wąsem.- Smoczy rycerz.- Jeno, wasza wysokość.- Kigva skuliła się jakby woczekiwaniu na cios.- Co znowu?! - ryknął władyka, a jego twarz na-tychmiast ponownie poczerwieniała.- To człowiek, panie, nie smok, ale zwykły człek -jęknęła wiedzma, zasłaniając twarz rękoma.- Nie starczy,by oddechem owionął - mamrotała bojazliwie zza palców- bo w jego tchu nawet szczypty płomienia nie uświad-czysz.Trzeba więcej.- Ile więcej? - zapytał rzeczowo ksią\ę.***Ksią\ę przyjął smokobójcę z wszelkimi honorami.Chwi-lę rozmawiał, wcale uprzejmie.Chwilę przekonywał.Nawet nie mocno gwałtownie.Po czym osobiście od-prowadził gościa do komnaty księ\niczki.Dwóm zbroj-nym nakazał u drzwi stanąć i baczyć, by nikt nie śmiałprogu przekroczyć.Sam zaś udał się do swoich komnat,gdzie czas przepędzał, wędrując w kółko niczym zwierzdziki zamknięty w klatce.Raz po raz nasłuchiwał przytym uwa\nie odgłosów dobiegających z zamkowych ko-rytarzy.Nasłuchiwali i czeladni.Mimo \e ksią\ę nie dzielił się z nikim swoimi plana-mi, słu\ba i tak wiedziała, \e oto rycerz sławny, sir Ro-ger z Mons, przybył ratować ksią\ęcą córkę od straszli- Zapłata 61wej niemocy.Wsłuchiwali się więc uwa\nie w gardłowejęki księ\niczki, nieomylny dowód jej straszliwego cier-pienia.W postękiwanie słynnego rycerza, jasny znak, \ewalka z przeklętą chorobą łatwą nie jest, jednak smoko-bójca pola nie ustępuje i z poświęceniem dzieła ozdro-wieńczego dopełnia.Nasłuchiwali i na równi z księciemzastanawiali się, kto w owej walce zwycię\y.Tymczasemzmagania sir Rogera zdawały się nie mieć końca.Dopieronad ranem opuścił komnatę ksią\ęcej córki i w kompaniizbrojnych podą\ył na spotkanie z władyką.Przez uchylo-ne drzwi zajrzała zaś słu\ka i niemal natychmiast pozamku gruchnęła wieść, \e księ\niczka śpi spokojnie.Alico jej, choć wcią\ noszące ślady przebytej choroby,wygładził wyraz błogości i zadowolenia.Nim sam uzdrowiciel dotarł do księcia, wieść o cudzieprzez niego dokonanym opuściła ju\ zamkowe mury.***Sir Roger z Mons odkrył zdumiony, \e mo\na zostać bo-haterem, nie ubiwszy wprzódy smoka.Nie było wpraw-dzie wiwatujących tłumów, ale i nie dało się przeoczyćlicznych dowodów uznania.Jak chocia\by ogromne pie-czyste, które właśnie postawił przed nim karczmarz, od-mawiając przy tym przyjęcia jakiejkolwiek zapłaty.Nie-trudno było odgadnąć, \e ju\ całe miasto wie, i\ sławnyrycerz nie tylko umiał czoła stawić bestiom piekielnym,ale i poradził sobie z równie okropną niemocą.Którejskutki niewątpliwie odczuło całe miasto. 62 Tomasz PacyńskiChoroba księ\niczki nie łagodziła bynajmniej i takgwałtownego charakteru władcy.Ksią\ę wprawdziewzdragał się przed pochlastaniem na dzwona swojej cór-ki, ale du\o mniejsze miał opory w stosunku do podda-nych.A wściekłości gdzieś musiał dawać ujście.I dawał.Teraz zaś wszystko miało wrócić do normy.I to dzięki mnie, pomyślał zadowolony rycerz, wdy-chając z lubością aromat korzennych przypraw.O przy-czynach choroby ksią\ęcej córki jakoś zupełnie zapo-mniał.***Opuściwszy zamkowe mury, Kigva nie wróciła do swojejchatki w lesie, a postanowiła zostać w mieście.Wy-koncypowała bowiem, \e tak łacniej smokobójcę napotkai będzie mu mogła o swojej zapłacie przypomnieć.Taksię te\ i stało.Rycerz, raz po raz odpowiadając skinieniem głowy napozdrowienia, zmierzał właśnie w kierunku zamtuza,licząc, \e miejscowe dziwki te\ mu będą chciały za boha-terstwo podziękować.Afekt wprawdzie mu z głowy niewywietrzał, ale zaznawszy niejakiego ukojenia trawiącejgo gorączki, rycerz zapragnął dla odmiany zaznać niecozachwytów i uwielbienia.Szedł więc właśnie, dumającnad tym, jak się będą ów zachwyt i uwielbienie przeja-wiać, kiedy jakaś moc tajemnicza obróciła go w miejscu iskierowała jego kroki wprost w ciemnawy i odludny za-ułek.Kigva, skrzy\owawszy ręce na piersi, patrzyła na ry-cerza płonącymi oczami. Zapłata 63- Witajcie, sir Rogerze.- Uśmiechnęła się lekko, za tonad wyraz bezecnie.- Całe miasto a\ huczy od plotek.Ponoć noc spędziliście na zamku.Ponoć uzdrowiliścieksią\ęcą córkę.- Uzdrowiłem, uzdrowiłem - smokobójca odpowie-dział szerokim uśmiechem.- Muszę podziękować ci zato, \eś mi przypomniała na język miksturę zadać.Zaisteprzedni był to koncept! Ksią\ę sam na ów sposób lecze-nia nalegał! - Sir Roger roześmiał się rubasznie.- Wniczym \em jego woli nie uchybił, a nawet to i owo odsiebie doło\yłem - pochwalił się zadowolony.Wiedzma spokojnie skinęła głową.Przez moment ry-cerzowi zdało się, i\ jej oczy zalśniły jeszcze inten-sywniej.- Zadowoleniście więc, panie? - zapytała cicho.- Zadowolonym - potwierdził rycerz.Bo dlaczego niemiałbym?, pomyślał przy tym.Nie dość, \em dostał, cochciałem, to jeszcze wszyscy dank składają.- Wywiązałam się więc z umowy.Com obiecała, siędopełniło, czy\ nie tak, panie? - głos wiedzmy zawibro-wał niepokojącą, gardłową nutą.- Owszem.Wywiązałaś się.- Sir Roger ani myślałkłócić się z czarownicą.No i w końcu jakieś tam zasługimiała.Wprawdzie myślał o nich nad wyraz niechętnie,ale zanegować całkiem nie mógł.- Czas więc na to, byście i wy, panie, się wywiązali.Czas na moją zapłatę - stwierdziła takim tonem, \e smo-kobójca a\ się wzdrygnął.Prawdziwie wszeteczna z niejwiedzma, pomyślał.- A owszem, oczywiście - zgodził się szybko.Poczym sięgnął do mieszka i wysupławszy z niego złotą 64 Tomasz Pacyńskimonetę, wcisnął czarownicy w garść.- Oto twoja zapłata.To rzekłszy, obrócił się na pięcie i odszedł, zanimzdą\yła mu odpowiedzieć.W zaułku pociemniało nagle.Mrok zakłębił się, za-kipiał i zafalował wokół nóg wiedzmy.- Nie tak się umawialiśmy, sir Rogerze - szepnęłaKigva.- Nie złotem miałeś płacić.Sięgnęła do warkocza i wyjęła zeń kilka zdzbeł.Roz-tarta je w dłoniach i sypnęła wokół siebie.Ciemność za-syczała wściekle, wzburzyła się i otoczyła czarownicęwirującym kręgiem.- Ale skoroś tak wybrał, niech się stanie - wymru-czała czarownica.- Oto moja zapłata.- Tym razem onasięgnęła do mieszka u pasa.Zagrzechotały amulety.-Mo\e na przyszłość wyniesiesz naukę, i\ prawdę mówiąmędrcy, \e i w piekle nie znajdziesz takiego gniewu,co dorównałby wściekłości wzgardzonej kobiety.Albochoćby i taką, \eby płacić umówioną monetą.***Ksią\ę przemierzał komnatę krokiem bardziej nerwowymi gwałtownym ni\ zwykle.Nie miał zresztą innego wyj-ścia, bo siedzieć nijak nie mógł.Przynajmniej o ile niechciał się na śmieszność narazić, wiercąc się nieustannie iszurając zadkiem po siedzisku.Chodził więc i chodził,ostatkiem sił się powstrzymując, by nie drapnąć choć raz.Dla ulgi choćby i chwilowej.Ale to by despekt byłokrutny, sromota [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl