[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, nic takiego nie ma - zaprzeczyła.Jason popatrzył na nią sceptycznie.- No dobrze, może jest.tak jak mówisz.Nigdynie myślałam, że.- Możesz zmienić zdanie na mój temat? Zapra-gnąć mnie?SRZagryzła wargi i przez dłuższą chwilę milczała.- Nie pragnę cię - oznajmiła wreszcie.- Mogę ci udowodnić, że kłamiesz.- W jaki sposób? - Uniosła wysoko brodę.- Nie prowokuj mnie.- Pytam cię: w jaki sposób? - powtórzyła śmiało,ale w jej oczach błysnął niepokój.Nie zastanawiając się nad tym, co robi, Ja-son w jednej chwili zbliżył się do niej, uniósł ją beztrudu i przycisnął do siebie.Popatrzył jej prostow oczy.- Właśnie tak - powiedział cicho.Całował ją mocno, namiętnie.Pachniała wiśniami,czuł na jej wargach słodycz lodów.Każdy kolejnypocałunek budził pragnienie następnego, działał jaknarkotyk.Jak to się dzieje, że traci rozum przy tej kobiecie?Od wczoraj nie może się opamiętać.Chyba się nieuspokoi, póki się rzeczywiście z nią nie prześpi.Właściwie nie byłby to pierwszy raz, kiedy powodu-je nim ten jakiś dziwny impuls, któremu w końcumusi ulec.Dana nawet nie udawała, że się opiera.Z pasjąoddała mu pocałunek, przyciągała do siebie, czuł podpalcami jej przyspieszone tętno.Jej skóra płonęłapod j ego dotykiem.SRDrżała w jego ramionach, ręce zarzuciła mu naszyję, kiedy niespodziewanie rozległ się dzwiękotwieranych drzwi.- Co do licha.- Nagle pytający głos dziadkazmienił się w stłumiony chichot.- Może przyszedłemnie w porę!- Właśnie - odrzekł Jason, mocno przytrzymujączmieszaną Danę.- Proszę, wyjdz.Brandon nie dawał się tak łatwo zbyć.- Zaraz, przywitam się tylko z tą młodą damą -powiedział, kierując się w stronę Dany.- Daj sobie spokój, dziadku.Tobie to zawdzię-czamy.- Ja pilnuję tylko interesów firmy.- Brandonobojętnie wzruszył ramionami, uśmiechnął się doDany i uważnie przyjrzał się jej swetrowi w kolorachostrego różu, zieleni i cytrynowej żółci.- Ciekawe.Skąd go masz?Dana popatrzyła na niego jak na osobę niespełnarozumu.- Co takiego, proszę pana?Ten sweter, dziewczyno.Marna włóczka, aleświetny projekt.Ma charakter.Podoba mi się.- Podoba się panu? - zapytała, zmieszana jegokomplementami.- Przepraszam - zaśmiał się Brandon.- To zbo-SRczenie zawodowe.Zawsze mnie ciekawi, co robikonkurencja.- Proszę się nie martwić.Ja raczej nie stanowiękonkurencji.To niepowtarzalny egzemplarz.- Pani sama to zaprojektowała? - zdumiał sięBrandon.Jason też nie ukrywał zaskoczenia.Ciekawe, czypozostałe swetry to też jej projekt?- Nie tylko.Sama go zrobiłam na drutach.Toprawda, że włóczka jest marna, ale za to najlepsza,jaką mieli w tanim sklepie.Odsunęła się od Jasona, on jednak przyciągnął ją zpowrotem ku sobie i szepnął do ucha:- Pamiętaj, oboje w tym siedzimy.Dana popatrzyła na niego, po czym przeniosławzrok na Brandona.- Dla jasności, panie Halloran, nie spotykam się zpańskim wnukiem.Ja nawet go nie lubię.- Widzę-zachichotał Brandon.- Szkoda.Przy-dałby mu się ktoś taki jak pani.Kto potrafiłby nimpotrząsnąć.Potrzeba mu trochę rozrywki.- Miłość to odpowiedzialność - odrzekła Dana,patrząc na starszego pana surowo.- To nie jest za-bawa.- Oczywiście - potwierdził Brandon poważnie,jakby wyczuwając rozterki Dany.- Jestem od pani,SRmłoda damo, trochę starszy i wiem, że wspólne życieukłada się dużo lepiej, jeśli uda się zachować odro-binę szaleństwa, co czyni je ciekawym i ekscy-tującym.Ale teraz wracajcie już do.- zawahał się,oczy mu błysnęły - dyskusji, w której wam prze-szkodziłem.A, jeszcze coś.Jason, przyjdz do mnie,kiedy już będziesz wolny.To nic pilnego - dodał iwyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.Dana natychmiast wyrwała się z uścisku Jasona.- Widzisz, do czego doprowadziłeś! Teraz po-myśli sobie, że złapał nas na.- Całowaniu - usłużnie podsunął jej Jason.- Pomyśli sobie, że postawił na swoim.- Ale chyba do nas należy ostatnie słowo, co?Przyciągnął ją do siebie, lecz wyrwała mu się.Usiadłna biurku i patrzył, jak niespokojnie krąży po gabi-necie.Wreszcie zdecydowanie zatrzymała się przednim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]