[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo mi przykro!- Przez cały czas trzymałeś jego stronę, Nicolasie, ukrywając to przednią.Jak mogłeś?!- Ashley, przecież to mój przyjaciel! Zresztą powtarzałem muwielokrotnie, że powinien z tym wreszcie skończyć!Dał się słyszeć szelest jedwabiu.- Popierałeś nawet jego plany małżeńskie i wciągnąłeś jeszcze mnie,abym ułatwiła mu sytuację.- On chciał się ożenić i osiąść tu na stałe.Nie widzę w tym nic złego.- Doprawdy? - Głos Ashley wręcz ociekał sarkazmem. Wszystkoskładało się dla niego wręcz idealnie, nieprawdaż? Dom, do któregomoże wracać w każdej chwili, więcej pieniędzy, niż miał dodyspozycji, no i uległa kobieta do łóżka - nie zapominajmy o tym.Dłuższa chwila ciszy.- Pobudki działania Aidana - odezwał się w końcu Nicolas -nie byływcale tak niskie, jak to obie przedstawiacie.- Nie pojmuję, jak mogłeś przez cały ten czas pomagać mu oszukiwaćjego żonę.- Wcale mu w tym nie pomagałem, Ashley, a jeśli chcesz mi zarzucić,że nie zdradziłem jego tajemnic, to proszę bardzo, ale muszę cięzapytać, jak ty traktujesz sekrety swoich przyjaciółek.Nie mówiąc jużo tym, że mieliśmy tu do czynienia z tajemnicą wojskową, którejdotrzymanie jest kwestią pierwszorzędnej wagi.- Czy przynajmniej był jej wierny?- Sądzę, że tak, przynajmniej nic nie wiem o jakiejkolwiek kochance.Ashley parsknęła z powątpiewaniem.Katrina, nie chcąc dłużejpodsłuchiwać, wsparła się na łokciu i zakasłała.Natychmiast rozległysię kroki, szelest jedwabiu i w salonie zjawiła się gospodyni.- Czujesz się już lepiej? - zapytała z troską.- Tak, to tylko chwilowe zasłabnięcie.Do pokoju wszedł Nicolas, ale zatrzymał się w progu.Zdjął jużsurdut, rękawy koszuli miał podwinięte.- Przepraszam, że się trochę uniosłem - rzekł.- Ale po tym, cousłyszałem, nie mogę pojąć, że głównie trapisz się swoją zranionądumą, zamiast bezpieczeństwem męża.- Nicolasie, proszę - szepnęła Ashley.Katrina milczała.Nie miała teraz ani chęci, ani siły, żeby sięusprawiedliwiać.Jak miała mu wyjaśniać, że wcale nie chodzi jejgłównie o zranioną dumę, że po prostu nie wie już, co ma robić, a życieAidana, jakie wiódł za jej plecami, jest w osobie Nicolasa bardziej dlaniej uchwytne, niż ta jego niewola, jakże mglista zresztą.- Odprowadzę cię do domu - zaproponowała Ashley.- To zbyteczne, mój powóz stoi przed domem.Mimo to Ashley pojechała z nią i odprowadziła nie tylko do domu,lecz nawet do jej pokoju.Na szczęście Raymond nie wrócił jeszcze,mogła więc sobie zaoszczędzić rozmowy z teściem.*Charles stał przed maszyną Katriny w pomieszczeniu przyległym dohali, gdzie listki herbaty poddawano procesowi więdnięcia.Chciał tozobaczyć na własne oczy.Nie mógł pojąć, dlaczego Katrina czekałacały tydzień, nim powiedziała mu o awarii.Od razu przecieżpoinformowałby ją, że defekt maszyny jest poważniejszy, niż sądziła.Wysłałby własnych specjalistów, aby stwierdzili, co trzeba zrobić.Atak Katrina zmarnowała kilka cennych dni, czas, w którym herbatazamiast więdnąć, pleśniała.Na samą myśl o tym Charles czuł, że serceściska mu się z żalu.Obrócił się na pięcie i wyszedł z hali, aby odszukać Katrinę.Powymianie zdefektowanej części maszyna przez krótki czas zaczęłafunkcjonować, ale niebawem znowu odmówiła posłuszeństwa.Katrinaodczekała kilka dni, mając nadzieję, że jej ludzie naprawią ją tymrazem skutecznie, wreszcie zwróciła się do brata z prośbą o pomoc.Charles z kolei potrzebował kilku dodatkowych dni, aby znalezćrozwiązanie problemu.W domu minął hol i skierował się na schody,gdy nagle ujrzał jakiegoś starszego mężczyznę wychodzącego zjednego z prywatnych saloników.Z rękami założonymi na plecach,spojrzał na niego w sposób, jaki Charles zmuszony był określić jakoosobliwy, a nawet niegrzeczny.- Czy mogę zapytać - odezwał się nieznajomy - co pan tu robi?Charles uniósł brwi.- A czyja mógłbym się dowiedzieć, co to pana obchodzi? Kim pan wogóle jest?- Jestem teściem pani Landor.Raymond Landor, trzeci baronMontbatton.Znajduje się pan w domu mojego syna.Może więc będziepan łaskaw powiedzieć mi, czego tu szuka?- Ojciec Aidana? - Charles zmarszczył czoło.- No cóż, muszęprzyznać, że nic mnie już teraz nie dziwi.- Och, Charlesie, już jesteś? - Na schodach zjawiła się Katrina.Spodziewałam się ciebie dopiero po południu.Charles rzucił okiem na teścia swojej siostry, po czym zwrócił się doKatriny:- Gdzie moglibyśmy porozmawiać bez świadków?- W moim gabinecie.- Katrina ruszyła przodem.- Jeszcze chwilę! - zawołał za nimi Raymond.- Co to wszystko maznaczyć?- Nie rozumiem, o co pytasz - odparła Katrina.- Kim jest ten człowiek? Zesztywniała.- Co ci chodzi po głowie? Ze przyjmuję tu w twojej obecnościkochanka?-Jestem jej bratem - wyjaśnił Charles, nie pozwalając siostrzepowiedzieć za wiele.- Charles Ramsay.A pański ton jest całkowicieniestosowny, gdyby bowiem pana syn znajdował się teraz tutaj, gdziejego miejsce, i gdyby wywiązywał się lepiej ze swoich obowiązków,moja obecność dziś w tym domu nie byłaby potrzebna.Katrina obrzuciła teścia piorunującym spojrzeniem, odwróciła się bezsłowa i przeszła do gabinetu.- Co to w ogóle miało znaczyć? - zapytał Charles.- Nie zwracaj na niego uwagi.Masz dla mnie jakieś wieści?- Tak, ale żadnej dobrej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]