[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kardynał Borgia powie to, co będziemy chcieli.Nie kochasz mnie? Nie chceszbyć moją żoną?- Nie o to chodzi - odparłam szczerze.- Nie chcę okryć wstydem Jofrego.Cośtakiego na pewno by go zdruzgotało.221Popatrzył na mnie jak na wariatką.- Jofre da sobie radę.Na otarcie łez dostanie urząd kardynalski z całą związaną z tym władzą ibogactwami.Wysłalibyśmy go do Walencji, żeby sytuacja stała sięmniej niezręczna; moglibyście nigdy więcej się nie spotkać.- Zawiesił głos.-Madonna, nie jesteś głupia, przeciwnie, niezwykle inteligentna.Wiesz przecież, że zostanę naczelnymwodzem papieskiej armii.- Tak - odparłam cicho.- A nie jestem niezdarnym durniem jak Juan.Widzę możliwości, jakie stwarzatakie stanowisko.Zamierzam powiększyć terytorium Państwa Kościelnego.- Od dawna wiem, że masz wielkie ambicje - powiedziałam tym samym,pozornie uległym tonem.- Mam zamiar - powiedział stanowczym głosem, pochylając się ku mnie-zjednoczyć Włochy i stać się ich władcą.Proszę cię, byś zechciała zostać mojąkrólową.Musiałam odegrać zaskoczenie, udać, że nie słyszałam o tym, gdy ukrywałamsię w szafie Lukrecji.- Nie kochasz mnie? - upomniał się znowu, ujawniając siłę targających nimuczuć.- Sancho, myślałem.na pewno nie myliłem się co do tego, co nas połączyło.Jego słowa przedarły się przez mój obronny puklerz.Pochyliłam głowę.- Nigdy bardziej nie kochałam żadnego mężczyzny - wyznałam z żalem.Znałamsiebie: łatwo mogłabym ulec pokusie i zostać królową u boku Cezara.To dało mu nadzieję; pogładził mnie palcem po policzku.- A więc postanowione.Pobierzemy się.Za bardzo przejmujesz się Jo-frem;wierz mi, to mężczyzna.Przeboleje wszystko.Odchyliłam głowę, odsuwając się od jego wyciągniętej dłoni, i powiedziałamstanowczo:- Nie słuchałeś mnie, kardynale.Moja odpowiedz brzmi: nie.Jestem wzruszonai wdzięczna.Ale nie jestem osobą, której potrzebujesz do tej roli.Czerwony ze złości opuścił rękę i wstał sztywno.- Najwyrazniej tak jest, madonna.Możesz odejść.Nie próbował mnie przekonywać; nie pozwoliła mu na to urażona duma.Mimoto gdy wstałam i ruszyłam ku wyjściu, dostrzegłam, że jest zupełnie zagubiony, a nawet zraniony mojąodmową.Nie mógł uwierzyć, że podany przeze mnie powód -troska o Jofrego - jest prawdziwy.Z ulgą stwierdziłam, że nie domyśla się rzeczywistej przyczyny.Spodziewałam się zemsty z jego strony.Na wszelki wypadek trzymałam sztyletpod poduszką, lecz i tak tamtej nocy spałam nerwowo.Każdy szum222wiatru za oknem, każde skrzypnięcie drzwi w korytarzu brałam za odgłosyzbliżającego się zabójcy.Odrzuciłam Cezara i uznałam, że przypłacę to śmiercią.Spodziewałam się, że nie pożyję dłużej niż kilka dni; codziennie budziłam się zprzekonaniem, że to mój ostatni ranek.Powiedziałam Lukrecji, że odrzuciłam oświadczyny jej brata.Nie byłam dokońca pewna, czy powinnam się jej zwierzać; wcześniej poradziłam się donnyEsmeraldy, lecz nawet z zebranych przez nią plotek trudno się było zorientować, czy Lukrecji możnazaufać.Mimo to musiałam przynajmniej spróbować dowiedzieć się,jakiego odwetu mogę się spodziewać po jej bracie.Wysłuchała moich wiadomości z powagą.Była szczera - nie powiedziała, żeuniknę zemsty.Ale zapewniła mnie przynajmniej o jednym.- Zrozum - rzekła.- Rozmawiałam już z bratem.On wciąż ma nadzieję, że wrócici rozsądek.Nie sądzę, żeby był zdolny do wyrządzenia ci krzywdy; wciąż jest wtobie beznadziejnie zakochany.Przyniosło mi to pewną pociechę, wciąż jednak dręczyła mnie myśl, jaką zemstęzgotuje mi Cezar, gdy zda sobie sprawę, że nigdy nie zmienię zdania.Lukrecja i ja przyjazniłyśmy się nadal i spotykałyśmy niemal codziennie.Pewnego wiosennego poranka przyszła do moich komnat z prośbą, abymtowarzyszyła jej podczas spaceru po ogrodzie, a ja chętnie się zgodziłam.Kiedy znalazłyśmy się daleko od idących za nami dworek, tak że nie mogły naspodsłuchać, Lukrecja powiedziała nieśmiało:- Mówiłaś mi o bracie.Twierdzisz, że Alfonso jest jednym z najprzystoj-niejszych mężczyzn w całej Italii.- Nie twierdzę - odparłam z humorem.- Tak po prostu jest.To złoty bóg,madonna.Widziałam go ostatniego lata w Squillace i nawet jeszcze wyprzy-stojniał.- A czy jest miły?- Milszego nie znajdziesz pod słońcem.- Zatrzymałam się w pół kroku ispojrzałam na nią z nagłym radosnym przeświadczeniem.- Przecież wiesz towszystko.Wielokrotnie opowiadałam ci o bracie.Lukrecjo, powiedz mi, czyprzyjeżdża do Rzymu nas odwiedzić?- Tak! -zawołałai zaklaskała niczym dziecko; wzięłam jązaręce, uśmiechając sięradośnie.- Ale jest coś jeszcze lepszego, Sancho!- Cóż może być lepszego od wizyty Alfonsa? - zapytałam.Jakaż byłam głupia,jaka nieświadoma!- Alfonso i ja wezmiemy ślub.Czekała uśmiechnięta na moją reakcję.223Zaparło mi dech w piersiach.Czułam, jakby wciągał mnie straszny, czarny wir,dławiąca Charybda, z której nie mogłam się wydobyć.A jednak wybrnęłam z tego dzięki mimowolnemu odruchowi.Nie uśmiech-nęłam się, bo nie mogłam, lecz uratowałam sytuację, mocno przytuliwszy Lukrecjędo siebie.- Sancho - powiedziała stłumionym głosem - Sancho, jesteś taka miła.Nigdy niewidziałam, byś była tak wzruszona.Kiedy odzyskałam nad sobą panowanie, puściłam ją i uśmiechnęłam się zwysiłkiem.- Od dawna trzymałaś to przede mną w sekrecie?W duchu przeklęłam Alfonsa.Nie powiedział mi nic o propozycji małżeństwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]