[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz kiedy matka wypuściła go z objęć iodsunęła się, by mu się przyjrzeć, wyraz żarliwej radości w jej oczach znikł, zastąpiony tajoną obawą.Słowa jakby same wyrwały mu się z ust:- Zacznij brać lekarstwa, mamo.Tak będzie najlepiej.Oczy Very rozszerzyły się, oblizała wargi.i nagle obok niej stał Herb, prawie płacząc.Stracił trochęna wadze - nie tyle, ile przybrała matka, był jednak zdecydowanie szczuplejszy.Aysiał wyraznie, aletwarz miał nie zmienioną, zwykłą, szeroką, kochaną.Wyjął z tylnej kieszeni spodni wielką kolejarskąchustkę i wytarł nią oczy.Pózniej wyciągnął rękę.- Cześć, synku - powiedział.- Miło, że znów jesteś z nami.Johnny potrząsnął ręką ojca, najmocniej jak umiał; jego blada, pozbawiona siły dłoń znikła wczerwonej dłoni Herba.Przyglądał się im, jednemu i drugiemu: matce w wielkim niebiesko-szarymspodniumie, ojcu w obrzydliwym, obszarpanym garniturze, odpowiednim w sam raz dla komiwojażerasprzedającego odkurzacze w Kansas - i wybuchnął płaczem.- Przepraszam - powiedział.- Przepraszam, tylko.- Płacz.- Vera usiadła przy nim na łóżku.Twarz miała czysta, spokojną.Było w niej więcejmatczynej troski niż szaleństwa.- Nie przejmuj się i płacz.Czasami to pomaga.I Johnny płakał.7Herb powiedział mu, że ciocia Germaine umarła.Vera powiedziała mu, że zebrano wreszciepieniądze na Miejski Dom Kultury w Pownal i że budowa rozpoczęła się miesiąc temu, kiedy tylkorozmarzła ziemia.Herb dodał, że zgłosił się na przetarg, ale najwyrazniej uczciwa praca była dla nich zadroga.- Och, zamknij się, ty nieudaczniku - przerwała mu Vera.Zapadła chwila ciszy, a pózniej Veramówiła dalej:- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż twoje ozdrowienie jest cudem Boga, Johnny.Doktorzystracili wszelką nadzieję.W Ewangelii według świętego Mateusza, rozdział dziewiąty, czytamy.- Vera - powiedział Herb ostrzegawczo.- Oczywiście, że to był cud, mamo.Wiem o tym.- Wie.wiesz?- Tak.I chciałbym porozmawiać z tobą na ten temat.Chciałbym się dowiedzieć, co myślisz.jaktylko znowu stanę na nogi.Gapiła się na niego z otwartymi ustami.Johnny spojrzał ponad jej ramieniem na ojca i ich wzrokspotkał się na moment.W oczach Herba była wielka ulga.Skinął nieznacznie głową.- Nawrócenie! - krzyknęła głośno Vera.- Mój chłopiec się nawrócił! Chwała niech będzie Bogu!- Daj spokój, Vero - wtrącił Herb.- W szpitalu lepiej chwalić Boga po cichu.- Chyba każdy nazwałby to cudem, mamo.Porozmawiamy o tym.Będziemy długo rozmawiać.Jaktylko stąd wyjdę.- Wrócisz do domu - powiedziała Vera.- Do domu, w którym cię wychowywałam.Będę się tobąopiekować, wyzdrowiejesz i razem będziemy się modlić o objawienie.Uśmiechnął się do niej, ale z wysiłkiem utrzymywał ten uśmiech na ustach.- Jasne, mamo.Czy mogłabyś pójść do pokoju pielęgniarek i poprosić Marie o trochę soku? Albopiwa imbirowego? Chyba odzwyczaiłem się od mówienia i gardło mam.- Oczywiście, że pójdę.- Pocałowała go w policzek i wstała.- Och, jesteś taki chudy.Ale poprawiszsię, jak wrócisz do domu.- Wyszła z sali, rzucając Herbowi zwycięskie spojrzenie.Słyszeli, jak idziekorytarzem, klapiąc butami.- Jak długo to już trwa? - zapytał cicho Johnny.Herb potrząsnął głową.- Pogarszało się jej stopniowo od chwili wypadku.Ale zaczęło się na długo przedtem.Przecieżwiesz.Pamiętasz.- Czy.?- Nie wiem.Na południu są jacyś ludzie, którzy hodują węże.Nazwałbym ich szalonymi.Jak ty sięczujesz, Johnny? Naprawdę?- Nie wiem.Tato, co z Sara?Herb pochylił się i włożył dłonie między kolana.- Przykro mi to mówić, Johnny, ale.- Wyszła za mąż? Ma m ę ż a?Herb nie odpowiedział.Skinął tylko głową, nie patrząc na syna.- O, Boże! - powiedział cicho Johnny.- Tego się obawiałem.- Od trzech lat jest panią Hazlett.On jest prawnikiem.Mają małego chłopca.John.nikt, ale to niktnie wierzył, że się obudzisz.Oczywiście z wyjątkiem twojej matki.Nikt z nas nie miał po w o d u, żeby wierzyć, że się obudzisz.- Głos Herba był teraz drżący, ochrypły ze wstydu.- Lekarzemówili.nie ma teraz znaczenia, co mówili.Nawet ja się poddałem.Cholernie mi wstyd przyznać się dotego, ale to prawda.Mogę cię tylko prosić, żebyś spróbował zrozumieć mnie.i Sarę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]