[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dobrze.Zostaniesz przy koniach, pilnuj, by żaden się nie zerwał, ale też uważaj,bo mogą cię stratować.Liczę, że nie będzie potrzeby, by ś tego uży ła  powiedział, po czy mwspiął się na wóz i stanął obok Huberta. To nie są zwy kłe wilki, prawda?  zapy tał chłopak.Już od dłuższego czasu nie sły szeli wy cia, ale czuli, że to coś by ło niedaleko. Skąd ten pomy sł?  by ły wojskowy wy silił się na lekki ton. Bo nawet jeżeli po wojnie wilki by dotarły w te okolice, to raczej nieatakowały by ludzi w środku lata, kiedy jest mnóstwo poży wienia.I nie lazły by za nimi ty lekilometrów.No, chy ba żeby śmy zagrozili młody m, ale tak się nie stało.Henry k nie odpowiadał przez chwilę. Pewnie masz rację. A miałem nadzieję, że mi zaprzeczy sz. Choć sam wiem, że mam rację  dodał w duchu. To coś więcej niż zwy kłe wilki,coś dużo bardziej niebezpiecznego.Przez głowę przelaty wały mu różne dziwne skojarzenia, ale nie mógł zebrać my śli. Patrz tam  powiedział Henry k, wskazując palcem na mroczny las.Hubert zauważy ł cień czający się na skraju ciemności. Ja też coś widzę!  odkrzy knął Marek.Te istoty doskonale wiedziały, gdzie są ludzie, nie by ło więc sensu zachowy wać sięcicho. Ile widzisz?  zapy tał Henry k. Na razie dwa.o, trzeci czai się z boku!  odkrzy knął strażnik. Też mam dwa  powiedział by ły wojskowy. Więcej chy ba nie ma  szepnął Hubert. A nie, tam są jeszcze kolejne dwa.Do koni dotarł wreszcie zapach drapieżników.Zaczęły panikować.Chciały jaknajszy bciej zerwać się do biegu.Hubert sły szał, jak Kasia je uspokaja. Trafisz w nie granatem?  zapy tał Henry k chłopaka.Hubert nie pamiętał, żeby kiedy kolwiek rzucał granatami, ale niespodziewaniespły nął na niego spokój, już wiedział, że potrafi. Tak  potwierdził. No, to do dzieła, w tamte dwa.Reszta może się przestraszy i sobie odpuści.Chłopak wy ciągnął granat z kieszeni i wy jął zawleczkę.Wziął głęboki wdech,powoli wy puścił powietrze z płuc i rzucił.W pierwszej chwili nie wiedział, czy trafił, ale gdy lasrozświetlił wy buch, a do ich uszu dotarł skowy t, nabrał pewności, że właśnie pozby ł się conajmniej jednego wilka.Niestety, reszta zwierząt nie zrezy gnowała.Najpierw umknęły w las,lecz po chwili wróciły, warcząc i ujadając. To jeszcze sześć  odezwał się Henry k.Bestie krąży ły przed ogniskami.Bały się ich, nie chciały też wy jść z bezpiecznego cienia, co najwy razniej je iry towało, gdy ż coraz donośniej warczały. Jesteście gotowi?!  zawołał by ły żołnierz. Na mój sy gnał strzelamy.Hubert uniósł pepeszę i wy celował w jeden z cieni.Nie potrafił na razie z całąpewnością orzec, czy m one są: zwierzętami czy demonami, ale miał nadzieję, że nie okażą sięodporne na kule. Teraz!  krzy knął Henry k, kiedy potwory podeszły bliżej światła.Hubert nacisnął spust.Zagrzmiało, noc rozświetliły wy strzały.Zdawało mu się, żetrafił, więc skierował broń na następne zwierzę.Wtem zobaczy ł, że to, które niby wcześniej trafił,wstaje i przebiega między ogniskami.Wpakował w nie całą serię.Dopiero to zatrzy mało bestię. Aukasz. sapnął tuż obok Henry k. Zostań tu!  rozkazał Hubertowi, po czy mzeskoczy ł z wozu.Dwa drapieżniki przechodziły właśnie między ogniskami w stronę Aukasza.Hubert zaczął w mroku wy patry wać następnego wilka.Mało brakowało, aprzegapiłby jednego, który wskoczy ł na jego wóz.Spostrzegł go kątem oka i nie zdąży ł jużwy strzelić.Zwierzę rzuciło się na niego, lecz chłopak w ostatniej chwili uderzy ł je w py sk kolbąod pepeszy.To by ło naprawdę mocne uderzenie.Powinno zwalić wilka z łap, a może nawet zwozu.Jednak ten tutaj ty lko zachwiał się trochę i już po sekundzie znów szy kował się do ataku.Skoczy ł Hubertowi do gardła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl