[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zuchwalstwo jego przechodziło wszelkie granice, ale też i szczęście sprzyjało mu stale.Czasem, rzekłbyś, pozwalał się dobrowolnie otaczać, a potem uderzał nagle jak obuchem.Raz zdarzyło się, że oddział, liczący blisko ośmiuset ludzi, szedł naprzód co sił w mniemaniu,że idzie w nasze ślady, a to my tymczasem szliśmy po jego tropie i napadłszy nań wreszcie nabłotach wśród nocy, wybiliśmy mu trzecią część ludzi.Innym razem La Rochenoire umiał takurządzić, że dwa oddziały pruskie przez kilka godzin strzelały w ciemnościach do siebie,sądząc, że strzelają do nas.Zimna krew jego dorównywała talentowi.Nieraz w czasie bitwy,wśród nocy, przy blasku wystrzałów, widywałem tego małego człowieka z cygarem w ustach,bez żadnej broni, stojącego wśród kul i spoglądającego jakby flegmatycznie swymi siwymioczyma na przebieg walki.Nie szczędził ludzi, był bez miłosierdzia dla żołnierzy, bywał często do wysokiego stopniaokrutny tak dla nich, jak i dla wieśniaków, ale też nie szczędził i siebie.Przypatrując mu sięciągle, wyrobiłem sobie pojęcie o jego charakterze.Człowiek ten najgwałtowniejszych,wrodzonych namiętności wychował się u jezuitów, odebrał już podobno nawet pierwsześwięcenia.Wychowanie to nadało tak całej jego postaci, jak wreszcie i namiętnościom, pewnespokojne, układne i zastygłe formy, przez które jednak namiętności objawiały się tymstraszniej.%7łyjąc w Paryżu, stracił naprzód wiarę, a następnie nauczył się pogardzać ludzmi.Był biedny, więc do pogardy tej przyłączyła się wkrótce i nienawiść.To uczyniło goarystokratą nie tyle w zasadzie, ile w obyczajach i obejściu się z innymi.Wysoki tytuł42 margrabiego, który przy biedzie był raczej pośmiewiskiem, popchnął go jeszcze dalej nadrogę arystokracji.Wszystkimi siłami pragnął Henryka V, bo wiedział, że pod jego rządamitacy ludzie jak on będą wszystkim i będą mogli deptać po drugich, co, jak dla niego, byłobyjedną z największych rozkoszy.Mimo jednak swych legitymistycznych skłonności byłsceptykiem nie tylko w rzeczach religijnych, ale i w życiu.Francji nie tylko nie kochał, aleczuł dla niej pogardę.Wiódł wojnę dla wojny.W przegniłej atmosferze paryskiej straciłpoczucie zła i dobra.Dla niego było to wszystko jedno.Przy gwałtownych, wrodzonychnamiętnościach czyniło to z niego jedno z najniebezpieczniejszych w świecie indywiduów,tym bardziej że z natury był człowiekiem czynu, nie refleksji.Z takim to człowiekiem zwarł się na śmierć i życie Mirza.Byłem prawie pewnym zpoczątku, że w tej walce padnie, ale przekonywałem się coraz dotykalniej, że i Mirza był toptak również niebezpieczny.Na pozór jednak panowała aż dotąd między nimi najlepszazgoda.Bili się z Prusakami dotychczas z powodzeniem i trzeba wyznać, że do tegopowodzenia przyczyniał się także niemało Mirza, który pod każdym względem przewyższałSimona.Na koniec jednak, po miesiącu owej gry w ślepą babkę po lasach z Niemcami, położenienasze stało się rozpaczliwym.Ruchome kolumny otaczały nas ze wszystkich stron, wymykaćsię z oddziałem, liczącym pięciuset ludzi, było dłużej nie podobna, również jak i znalezć dlaniego dość żywności, wskutek tego na radzie wojennej postanowiono się rozdzielić.Jednąpołowę miał prowadzić Mirza, drugą La Rochenoire.Obaj spodziewali się wymknąć w tensposób z departamentu Wyższej Saony, a przy tym i wyżywić się łatwiej.Postanowili jednaktrzymać się nie dalej od siebie nad dzień drogi, aby w razie wypadku mógł jeden drugiemupodać rękę.Od tej pory Mirza począł działać prawie na własny rachunek.Wyznaję, że ciekawy byłem,jak sobie będzie radził, bo położenie było trudne.Ale ufałem mu, jako też przeszedł wszelkiemoje oczekiwania.Pierwszego zaraz dnia po rozłączeniu stoczył świetną potyczkę z ułanami,w której zresztą mało co życiem nie przypłacił; potem wykręcał się z taką zręcznością, żezdawało mi się czasem, iż przewyższa La Rochenoire a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl