[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogÅ‚em zmieÅ›cić siÄ™ w jednym seansie.%7Å‚adnÄ… miarÄ… niemogÅ‚em, dlatego wÅ‚aÅ›nie go likwidowaÅ‚em.Nie mogÅ‚emprzecież wypuszczać kaleki z rÄ™kami i nogami różnej dÅ‚ugoÅ›ci.I w żaden sposób nie mogÅ‚em wiedzieć, że za każdym razemzabijam go.No bo skÄ…d miaÅ‚em wiedzieć?!.Skoro tylko z pÅ‚ynu wynurzyÅ‚a siÄ™ gÅ‚owa i ramiona, dubeluchwyciÅ‚ siÄ™ swymi potężnymi rÄ™kami za krawÄ™dz zbiornika,wyskoczyÅ‚ - ja wÅ‚aÅ›nie prowadziÅ‚em go kamerÄ…, utrwalajÄ…chistoryczny moment pojawienia siÄ™ czÅ‚owieka z maszyny - ipadÅ‚ przede mnÄ… na linoleum zachÅ‚ystujÄ…c siÄ™ ochrypÅ‚ym,skowyczÄ…cym pÅ‚aczem.SkoczyÅ‚em ku niemu.- Co ci jest?ObejmowaÅ‚ lepkimi rÄ™kami moje nogi, tarÅ‚ o nie gÅ‚owÄ…,caÅ‚owaÅ‚ moje rÄ™ce, gdy próbowaÅ‚em go podnieść.- Nie zabijaj mnie! Nie zabijaj mnie wiÄ™cej! Za co ty mnie.och! Nie chcÄ™! DwadzieÅ›cia pięć razy.dwadzieÅ›cia pięć razyzabijaÅ‚eÅ› mnie.aaaa.Ale ja przecież nie wiedziaÅ‚em.Nie mogÅ‚em wiedzieć o tym,że jego Å›wiadomość ożywa w każdym doÅ›wiadczeniu!RozumiaÅ‚, że przeksztaÅ‚cam jego ciaÅ‚o, że wyprawiam z nim, comi siÄ™ żywnie podoba, i nic na to nie mógÅ‚ poradzić.A pomoich rozkazach Nie! najpierw rozpuszczaÅ‚o siÄ™ jego ciaÅ‚o, apózniej gasÅ‚a Å›wiadomość.I czemu tamten cholerny sztuczny idiota nie powiedziaÅ‚, żeÅ›wiadomość rodzi siÄ™, zanim powstaje ciaÅ‚o!- Ach, do diabÅ‚a! - w zmieszaniu mruknÄ…Å‚ doktorant.- Rze-czywiÅ›cie! Przecież mózg musi wyÅ‚Ä…czać siÄ™ na samym koÅ„cu.Zaraz, zaraz, kiedy to byÅ‚o? - przewróciÅ‚ kilka kartek, spojrzaÅ‚na daty i aż westchnÄ…Å‚ z ulgÄ… - nie byÅ‚o w tym jego winy.Wsierpniu i wrzeÅ›niu niczego nie mógÅ‚by powiedzieć o tym, bosam jeszcze nie rozumiaÅ‚.Gdyby to on prowadziÅ‚doÅ›wiadczenie, popeÅ‚niÅ‚by identyczny bÅ‚Ä…d..I w ten sposób powstaÅ‚ czÅ‚owiek o klasycznej budowieciaÅ‚a, miÅ‚ym wyglÄ…dzie zewnÄ™trznym i przetrÄ…conej psychicezastraszonego niewolnika.«Rycerz bez lÄ™ku I skazy».WykrÄ™caj siÄ™ teraz, szukaj winnych, sukinsynu: niewiedziaÅ‚eÅ›, staraÅ‚eÅ› siÄ™! Czy aby tylko staraÅ‚eÅ› siÄ™, nic wiÄ™cej? Aczy nie byÅ‚o pychy, czy nie czuÅ‚eÅ› siÄ™ Bogiem zasiadajÄ…cymwÅ›ród chmur w etatowym fotelu? Bogiem, od któregokapryÅ›nych myÅ›li i nastrojów zależaÅ‚o, czy czÅ‚owiek mapowstać, czy zniknąć, czy ma istnieć, czy też nie? NieodczuwaÅ‚eÅ› przypadkiem intelektualnych orgazmów, kiedywciąż i wciąż przekazywaÅ‚eÅ› maszynie rozkazy «Można!», «Nietak!», «Nie!»?.Od razu spróbowaÅ‚ wyrwać siÄ™ z laboratorium i uciec.Ledwie udaÅ‚o mi siÄ™ go przekonać, żeby siÄ™ umyÅ‚ i ubraÅ‚.DrżaÅ‚na caÅ‚ym ciele.O wspólnej pracy nie byÅ‚o nawet mowy.Przez pięć dni mieszkaÅ‚ u mnie.Przez straszne pięć dni.NietraciÅ‚em nadziei, że opamiÄ™ta siÄ™, że mu przejdzie.Gdzie tam!Tak, jest caÅ‚kowicie zdrowy fizycznie, wszystko wie, wszystkopamiÄ™ta - maszyna rzetelnie umieÅ›ciÅ‚a w nim caÅ‚Ä… informacjÄ™zawartÄ… we mnie, moje wiadomoÅ›ci, mojÄ… pamięć.Ale nadtym wszystkim panowaÅ‚ nie poddajÄ…cy siÄ™ jego woli animyÅ›lom lÄ™k.Już pierwszego dnia posiwiaÅ‚ od wspomnieÅ„.Mój widok wzbudzaÅ‚ w nim nieopisane przerażenie.GdywracaÅ‚em do domu, natychmiast zrywaÅ‚ siÄ™ na równe nogi,stawaÅ‚ w uniżonym ukÅ‚onie - jego potężne plecy garbiÅ‚y siÄ™,rÄ™ce pokryte wÄ™zÅ‚ami mięśni zwieszaÅ‚y siÄ™ bezwÅ‚adnie, jakgdyby usiÅ‚owaÅ‚ stać siÄ™ mniejszy.A oczy.Ach, te oczy!PatrzyÅ‚y na mnie bÅ‚agalnym, zaszczutym spojrzeniem, gotowedo zÅ‚ożenia każdej ofiary.CzuÅ‚em siÄ™ strasznie i nieswojo.Nigdy jeszcze nie widziadÅ‚em patrzÄ…cego w ten sposóbczÅ‚owieka.DziÅ› nocÄ… okoÅ‚o czwartej nad ranem.sam nie wiemdlaczego, przebudziÅ‚em siÄ™.Na sufit padaÅ‚o szare, martweÅ›wiatÅ‚o jarzeniowych latarÅ„ ulicznych.Dubel Adam stoiunoszÄ…c nad mojÄ… gÅ‚owÄ… hantlÄ™.Wyraznie widziaÅ‚em, jakmięśnie prawej rÄ™ki napinaÅ‚y mu siÄ™ do ciosu.Przez kukasekund w osÅ‚upieniu patrzyliÅ›my sobie w oczy.Po chwili dubelzachichotaÅ‚ nerwowo i odszedÅ‚ szurajÄ…c bosymi nogami poparkiecie.UsiadÅ‚em na tapczanie i zapaliÅ‚em górne Å›wiatÅ‚o.DubelskurczyÅ‚ siÄ™ na podÅ‚odze obok szafy i kryjÄ…c twarz oparÅ‚ gÅ‚owÄ™na kolanach.Ramiona i zaciÅ›niÄ™ta w jego rÄ™ku hantla dygotaÅ‚y.- No i co? - zapytaÅ‚em ze zÅ‚oÅ›ciÄ….- Trzeba byÅ‚o bić, jak jużmiaÅ‚eÅ› hantlÄ™ w rÄ™ku.Od razu by ci ulżyÅ‚o!- Nie mogÄ™ zapomnieć- szlochajÄ…c mamrotaÅ‚ dudniÄ…cymbarytonem.- Zrozum, nie mogÄ™ zapomnieć, jak zabijaÅ‚eÅ›mnie.dwadzieÅ›cia pięć razy!WysunÄ…Å‚em szufladÄ™, wyjÄ…Å‚em swój dowód, dyplominżyniera, wszystkie pieniÄ…dze, jakie tam byÅ‚y.PotrzÄ…snÄ…Å‚emAdama za ramiÄ™.- Wstawaj! Ubieraj siÄ™ i idz.Jedz, gdzie chcesz, urzÄ…dz siÄ™,pracuj, żyj.Razem nic nie zrobimy - ani ty nie bÄ™dziesz miaÅ‚spokoju, ani ja.To nie moja wina! Niech to diabli! Czy ty niemożesz zrozumieć, że nie wiedziaÅ‚em?RobiÅ‚em coÅ›, czego nikt jeszcze nie robiÅ‚, mogÅ‚em przecieżnie wiedzieć! CzÅ‚owiek może urodzić siÄ™ jako kaleka albopsychicznie chory, lub stać siÄ™ nim przez chorobÄ™ czy wypadek,tylko że wtedy nie ma kogo winić, nie ma kogo walić hantlÄ… pogÅ‚owie.GdybyÅ› ty byÅ‚ na moim miejscu, byÅ‚oby to samo, bo tyjesteÅ› mnÄ…, rozumiesz?!Drżąc cofaÅ‚ siÄ™ ku Å›cianie.OprzytomniaÅ‚em.- Przepraszam ciÄ™.Masz, wez moje dokumenty, ja sobiejakoÅ› poradzÄ™.O, patrz - otworzyÅ‚em dowód - na fotografiijesteÅ› nawet bardziej podobny do mnie niż ja sam.Widoczniefotograf także staraÅ‚ siÄ™ upiÄ™kszyć mi fizjonomiÄ™.BierzpieniÄ…dze, ubranie i jazda na wolność.BÄ™dziesz żyÅ‚ sam,bÄ™dziesz pracowaÅ‚ - może ci przejdzie.WyszedÅ‚ przed dwiema godzinami.UmówiliÅ›my siÄ™, żenapisze do mnie, jak siÄ™ urzÄ…dzi.Chyba nie napisze.A jednak dobrze, że chciaÅ‚ mnie zabić.Nie ma duszyniewolnika, reaguje na krzywdÄ™.Może jeszcze wszystko w nimwróci do normy?A ja siedzÄ™.żadnej myÅ›li.Pustka w gÅ‚owie.Trzeba zaczynaćod poczÄ…tku.O naturo, jaka z ciebie perfidna dziwka! Jakcieszy ciÄ™ natrzÄ…sanie z naszych poczynaÅ„! Kusisz, kusisz, apotem.Daj spokój! Nie zwalaj winy na naturÄ™.Ona nadaje tylkoszkielet twojej pracy.A caÅ‚a reszta jest twoja, nie wykrÄ™caj siÄ™.ZadzwoniÅ‚ budzik: piÄ™tnaÅ›cie po siódmej.Czas wstawać, myćsiÄ™, golić, iść do pracy.Zamglone sÅ‚oÅ„ce nad domami, niebopokryte dymem, brudne jak wypÅ‚owiaÅ‚a firanka.Wiatr niesiekurz, targa gaÅ‚Ä™zie drzew, wciska siÄ™ przez drzwi balkonu.Wdole przed domem trolejbus pożera ludzi na przystanku.Potem nadchodzÄ… nowi, na wszystkich twarzach wypisane jesttylko jedno - nie spóznić siÄ™ do pracy!Ja też powinienem pójść do pracy.PójdÄ™ do pracowni, opiszÄ™w dzienniku wynik nieudanego doÅ›wiadczenia, pocieszÄ™ siÄ™frazesami w rodzaju: «na bÅ‚Ä™dach ludzie siÄ™ uczÄ…», «w naucenie ma przetartych dróg.» WezmÄ™ siÄ™ za nastÄ™pnedoÅ›wiadczenia.I znowu bÄ™dÄ™ bÅ‚Ä…dziÅ‚, okaleczaÅ‚
[ Pobierz całość w formacie PDF ]