[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakby się chciała upewnić, że jest bezpieczna, że nikogoobcego nie ma w domu.Dlatego mama tak bardzo jej folgowa-ła.Lydie często opuszczała szkołę.A potem miała problemy znadrobieniem materiału i z wielkim trudem zdawała z klasy doklasy.Nauczyciele traktowali ją ulgowo, bo matka tłumaczyławszystko jej chorobą.- Uważa pani zatem, że siostra wykorzystywała mamę? -Csar musiał zadać to przykre pytanie.- Och, nie.Tego nie powiedziałam - zaoponowała szyb-ko Marie-Anne.- Sądzę, że naprawdę miała problemy.Muszęjednak powiedzieć uczciwie, że wielokrotnie nadużywała do-broci matki.Ale.Mama chciała mieć ją zawsze blisko siebie.Mnie pozwoliła szybko się usamodzielnić, ale Lydie nie spusz-czała z oczu.Nie wiem, czy mnie państwo dobrze rozumieją?- Oczywiście - przytaknęła Marie.- Chciała ją w ten spo-sób zatrzymać przy sobie jak najdłużej.- Yhm.Szczerze mówiąc, dopóki mama żyła, jakoś nie-specjalnie w to wnikałam.Miałam już swoje dorosłe życie.Zaczęłam pracować, odnosiłam pierwsze sukcesy.PoznałamCharles'a, za którego pózniej wyszłam za mąż.W tamtym cza-sie to on był dla mnie najważniejszy.- Spojrzała na Marie,która pokiwała ze zrozumieniem głową.- Nie mogłam się jesz-cze do tego wszystkiego zajmować Lydie.- Dlaczego się pani rozwiodła? - zapytał Csar.Marie-Anne zawahała się krótko.289 - Nie układało się nam, po prostu.Z perspektywy czasutak sobie myślę, że to była jedna wielka pomyłka.-Uśmiechnęła się melancholijnie.- Charles był moim kolegą zzespołu.Czuł się prawdziwym artystą, miewał swoje chimery.Oczekiwał, że zrezygnuję z pracy i będę mu już tylko gotowaćobiady i prasować koszule.Miał dla mnie gotową rolę: kurydomowej.A ja chciałam się rozwijać, tańczyć.Po roku nie-kończących się kłótni postanowiliśmy się rozstać.Jedyne, comi po nim zostało, to nazwisko.- Może wody? - Csar podsunął jej skwapliwie butelkę iplastikowy kubek.Marie-Anne pokręciła przecząco głową.-Powiedziała pani dziś rano, że Lydie nigdzie nie pracowała.Dlaczego?- Miała duże trudności z przystosowaniem się do nowe-go otoczenia.W domu zawsze robiła to, co chciała.Mama nawszystko jej pozwalała.Kiedy poszła do pracy, okazało się, żemusi wykonywać czyjeś polecenia, robić to, czego nie lubi.Myślę, że ta całkiem nowa sytuacja ją przerosła.Lydie nie byław stanie wykonywać jednej i tej samej, monotonnej pracyprzez osiem godzin.Zapominała się, zostawiała niedokończonąrobotę.Raz, drugi jej się upiekło.Ale w końcu prawda zawszewychodziła na jaw.Jeśli ktoś znał naszą sytuację rodzinną, toczasem przymykał oko.Właściciel piekarni trzymał ją przeztrzy miesiące, chociaż żona codziennie suszyła mu głowę, żeLydie to leń i obibok.Kiedyś spotkałam go przypadkiem naulicy.Podszedł do mnie, żeby się wytłumaczyć, że musiał jązwolnić.Doskonale go rozumiałam i nie miałam do niego żalu.Powiedział, że trzymał ją tak długo przez wzgląd na moją zmar-łą mamę.Wiedział o wypadku Lydie, o tym, że ma problemy, i290 chciał jej jakoś pomóc.W gruncie rzeczy to bardzo poczciwyczłowiek.- Z czego zatem utrzymywała się pani siostra?- Jak już wspomniałam, mama odłożyła dla niej dośćpokazną sumę w banku.Kiedy nie pracowała, wypłacała cojakiś czas mniejsze lub większe kwoty.Potem, jak jej kontookazało się puste, pożyczała ode mnie.- Czy nigdy nie zastanawiała się pani, żeby ubezwłasno-wolnić siostrę i oddać ją do domu opieki?- Nie było powodu.- Marie-Anne rozłożyła ręce.- Lydienie była chora psychicznie.Po prostu nie potrafiła dobrze go-spodarować.- Zamyśliła się.- Zwyczajnie sobie nie radziła.Mogłam oczywiście sprzedać mieszkanie po matce i zabrać jądo siebie, ale wtedy już do końca życia musiałabym ponosić zanią odpowiedzialność i opiekować się nią jak dzieckiem.Cóż.teraz myślę, że być może zle zrobiłam - powiedziała, głośnowzdychając.- Jak to się stało, że ostatnio zgodziła się pani jednakpożyczyć Lydie tak dużą sumę? - zapytał Csar.- Nie chciałam.Wiedziałam, że nigdy nie odda mi tychpieniędzy.- Marie-Anne zaczerwieniła się, uciekając wzrokiem.- Więc dlaczego?- Miała długi.Pożyczyła pieniądze od jakiegoś znajome-go.W końcu zaczął się niecierpliwić.Coraz gwałtowniej doma-gał się zwrotu pożyczki.Lydie przysięgała, że jej groził.Byłabardzo wystraszona.I chyba nie kłamała.Widziałam to w jejoczach.- Jak się nazywa ten znajomy? - Csar nie odrywałwzroku od przesłuchiwanej.291 - Nie wiem - wyszeptała Marie-Anne, ocierając łzy.Csar patrzył na jej twarz i czuł, że kobieta nie mówi całejprawdy.Krystian miał złe przeczucia.Od kilku dni nie mógł skontakto-wać się z Zosią.Nie odbierała telefonu, nie odpowiadała najego esemesy i mejle.Musiało się stać coś złego.W pracy niemógł sobie znalezć miejsca.Co chwilę spoglądał na wyświe-tlacz komórki.Regularnie sprawdzał pocztę.Nic.W końcuzaczął sobie wyrzucać, że w gruncie rzeczy tak mało o niej wie,co istotnie było świętą prawdą, bo nigdy nie zadał sobie trudu,by poznać jej sąsiadów lub przynajmniej zapytać ją o numertelefonu do pracy.No jasne, praca! Dlaczego dopiero teraz nato wpadł? Wszedł w Google i drżącymi palcami wpisał nazwęfirmy, w której pracowała.Po chwili miał już adres i numertelefonu.Zadzwonił na recepcję.Przedstawił się krótko i po-prosił o połączenie z Sophie Dembicka.Recepcjonistka popro-siła go o chwilę cierpliwości.Po kilku taktach muzyki klasycz-nej zgłosiła się ponownie i poinformowała go, że mademoiselleDembicka jest chora i że przez najbliższych kilka dni zastępujeją Audrey Lebrun.To wszystko.Zaklął siarczyście w duchu.26.Obraz, jaki nakreśliła Marie-Anne, stawia Lydie w niezbyt ko-rzystnym świetle - stwierdziła Marie po zakończeniu przesłu-chania.292 - Ale, ale, nie za wcześnie na wnioski? - obruszył się nie-spodziewanie Csar.- Przecież to nie wina Lydie, że była taka,a nie inna, tylko jej matki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl