[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym miejscu powinienem skapitulować, ale parę godzin pózniej ponowiłem pytanie&i przez resztę wieczoru Laura mnie ignorowała.Wiem jednak, że coś wisi w powietrzu,i strasznie mnie korci, by odkryć, o co chodzi.Praktycznie na sto procent jestem pewny, żeLaura nie wdała się w żaden romans.Skoro całe dnie spędza, opiekując się Sarą,musiałaby nabyć wehikuł czasu, żeby znalezć chwilę, by mnie zdradzić.Tak przynajmniejsobie powtarzam.Na samą myśl o tym, że mogłaby baraszkować z innym mężczyzną, krewścina mi się w żyłach.Zarazem jednak zachowuje się, jakby coś knuła.To nie ulegawątpliwości.Właściwie cieszę się, że za sprawą pracy oraz Sary jestem taki zmordowany.Nie mamczasu, by należycie przetrawić myśl o tym, że moja żona mogłaby mnie zdradzać, więc niemoże ona zagniezdzić się w mojej podświadomości.Ale nawet jeśli Laura mnie nie zdradza,to musi istnieć jakieś racjonalne (i mniej druzgoczące) wytłumaczenie jej dziwacznegozachowania.Wiem, że aby poznać prawdę, będę musiał wykazać się cierpliwością co nigdy nie byłomoją mocną stroną.Przede wszystkim dlatego, że gdy jakaś kwestia zaprząta moją uwagę,potrafi bardzo skutecznie rozpraszać mnie przy wykonywaniu codziennych czynności.A toz kolei może doprowadzić do nieszczęścia.Z powodu rozważań o tym, co jest nie tak z moją żoną (a w istocie rzeczy z moimmałżeństwem), niedawno doszło do zawstydzającego incydentu.Gdyby nie moje naprędceprzedstawione wyjaśnienia a także wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności całasprawa mogłaby się dla mnie skończyć wyrokiem długoletniego więzienia.Po raz pierwszy od siedmiu miesięcy, które minęły od narodzin Sary, pozwolono mi wyjśćz nią z domu.Zarazem jednak, zważywszy na pózniejszy rozwój wypadków, było to teżnajpewniej ostatnie takie wyjście.Co oczywiste, z nas dwojga to Laura spędza więcejczasu sam na sam z małą, a to dlatego, że niżej podpisany codziennie musi zasuwać doroboty.Dzięki temu miały czas na rozwinięcie więzi matka córka.Jeżeli zaś chodzi o mojerelacje z córką, w znacznej mierze sprowadzają się do apeli, by raczyła łaskawie zamknąćdziób, oraz do wsadzania jej w ów dziób butelki, tak więc wątpię, by na obecnym etapieuważała mnie za istotny element swojej egzystencji.Podejrzewam wręcz, że za każdymrazem, gdy zobaczy, że się zbliżam, stęka w duchu.Chcąc zaradzić temu brakowi równowagi i udowodnić, że potrafię się odnalezć w roliojca, zaproponowałem wczoraj Laurze, że zabiorę dokądś Sarę na popołudnie, a ona niechspędzi trochę czasu na babskich pogaduchach z Meliną.Mel miała urodziny i zaplanowałacałodzienny wypad z grupą przyjaciółek do spa.Uznałem, że to idealna okazja, by na kilkagodzin uwolnić Laurę od Sary. Sama nie wiem mówi niepewnym tonem Laura. W końcu ty to ty. Co niby chcesz przez to powiedzieć? Kotku, zdarza ci się od czasu do czasu być trochę roztargnionym. Jeśli znowu chcesz mi wypominać, że zapomniałem wtedy kupić prezerwatywy, to& Nie o to mi chodzi.Ale musisz przyznać, że bywasz nieco roztrzepany. Lauro, proszę cię zwracam się do niej tonem ociekającym słodyczą. Chodziprzecież o nasze dziecko.Będę bardzo uważał. Głaszczę ją po ramieniu. Będzieszmiała czas, żeby się trochę rozerwać z Meliną.Ten argument najwyrazniej do niej trafia. No dobra& wez ją na popołudnie.Ale bądz ostrożny, dobrze? Oczywiście! Wszystko będzie w porządku.I było.Przez jakieś trzy godziny.Potem zgubiłem Sarę.Pomachałem na progu wychodzącej Laurze i poszedłem przyszykować córkę donaszego wielkiego wyjścia.Musiałem kupić w mieście parę rzeczy, więc uznałem, żezabiorę Sarę i razem poszwendamy się po sklepach.Kiedy powiedziałem jej, jaki jest plan,uśmiechnęła się.Możliwe, że zrobiła to, bo była naprawdę zadowolona, niewykluczonejednak, że tak właśnie wygląda naturalna kobieca reakcja na słowo zakupy.Nie potrafiłemtego rozstrzygnąć.Przez dwadzieścia minut upewniałem się, że zabrałem wszystko, co będzie nampotrzebne.Dzieci jako takie są malutkie, ale towarzyszy im pół tony sprzętów, które zawszemusisz mieć przy sobie.Upchanie tego do bagażnika zajęło mi parę minut wypełnionychstękaniem i złorzeczeniem zwłaszcza przy ładowaniu cholernego wózka, który kosztowałprawie tyle, co samochód.Kiedy bez nadmiernych protestów zdołałem zapiąć Sarę w foteliku, odjechałemw spokojnym przekonaniu, że udało mi się zapakować wszystko, co trzeba.Trzy minutypózniej zawróciłem, by wziąć butelkę Sary& po czym odjechałem w spokojnymprzekonaniu, że udało mi się zapakować wszystko, co trzeba.Dwie minuty pózniejwróciłem, żeby zabrać pieluchy& po czym odjechałem w spokojnym przekonaniu, że jestemostatnim kretynem.Docieramy do miasta koło czternastej trzydzieści.Za pięć trzecia wreszcie udaje mi sięwyprowadzić wózek Sary z windy na parkingu i zaczynamy spokojny spacerek po mieście.Tyle tylko, że jest to sobotnie popołudnie, więc spacerek jest rozkoszny jak eksplozjahemoroidów.Wszędzie roi się od ludzi.Zamierzałem spędzić tutaj parę godzin, ale w miaręjak staram się przebić z ogromnym wózkiem przez nieprzebrane tłumy pieszych,postanawiam skrócić wyprawę zakupową i zabrać Sarę do parku.Tak naprawdę jedyny sklep, z którym zamierzam się zmierzyć, to Debenhams, ponieważLaura poprosiła mnie, żebym wpadł po prezent na ślub, na który wybieramy się za kilkatygodni.Otrzymałem dokładną instrukcję, by kupić świecącą w górę lampę z Debenhamsa.Ale nie jakąś tam lampę z Debenhamsa koniecznie srebrny model Eleonora.Nie dokońca rozumiem, dlaczego musieli nazwać lampę imieniem kobiety, ale nie podejmowałemdyskusji, zdając sobie sprawę, że z całą pewnością bym w niej poległ.Wkraczam więc do sklepu i w tym momencie rozpoczyna się koszmar o epickim wręczrozmachu.Po pierwsze, muszę zlokalizować dział z oświetleniem.Najpierw wydaje mi się,że znajdę go na pierwszym piętrze, idę więc do windy i tam jadę.Po dziesięciu minutachkrążenia po piętrze wychodzi na to, że się myliłem nigdzie ani śladu lamp.Robię się corazbardziej poirytowany, bo jeśli nawet w najlepszych warunkach wózek jest niełatwyw prowadzeniu, to przeciskanie się z nim wąskimi przejściami między damskimi rajstopamia włóczką jest prawie niemożliwe.Na szczęście przez ten cały czas Sara smacznie śpi.Podejrzewam, że gdyby na dodatek kwiliła, mógłbym nie wytrzymać i wybuchnąć. Aj, przepraszamy, nie zdążyliśmy jeszcze zmienić oznakowania w ramach wyjaśnieńprzyznaje szczupła ekspedientka, kiedy pytam ją o losy zaginionego działu z lampami.Zmieniamy akurat wystrój.Oświetlenie jest teraz na trzecim piętrze.Ależ oczywiście, że na trzecim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]