[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.101 Brand czuł się tak zle, że go porzucono jako beznadziejny przypadek.Wierny Jesper zostałprzy nim i patrzył, jak oddział znika daleko na bezkresnych pustkowiach Holsztynu.- Gdybym miał zachować się jak bohater, powinienem cię teraz usilnie prosić, byś poszedłdo domu i nie przejmował się mną - powiedział Brand z nieśmiałym uśmiechem.- Przecieżojciec Klaus i mama Rosa czekają na ciebie.Ale rozumiesz chyba, że i ja strasznie bymchciał wrócić do domu, jeszcze raz zobaczyć ukochaną Lipową Aleję.Jeśli nie wrócę, niebędzie jej miał kto odziedziczyć.- Bez ciebie się nie ruszę - oświadczył Jesper zdecydowanie.- Dzięki, stary przyjacielu - rzekł Brand.- Ale jak my pójdziemy dalej? Ty ze swoją nogą i ja ztym brzuchem, nad którym nie panuję?Jespera także nie ominęła zaraza, ale chorował lekko; krwawa biegunka nie była w staniezłamać tego rosłego chłopskiego syna, zahartowanego i uodpornionego na wszelkie bakcylew małej izbie Rosy.Gdyby nie ta nieszczęsna noga, mógłby się właściwie uważać zazdrowego.- No, dobrze - rozstrzygnął wątpliwości Brand, śmiertelnie zmęczony.- Spróbujemy jakoś sięuratować.Tarjei nauczył mnie tego i owego.Pamiętam, jak on i dziadek przed wieloma latypomagali ludziom podczas zarazy.Wtedy Tarjei mówił tylko o jednym: gotować i gotować.Nie bardzo rozumiem, dlaczego, bo przecież gotowanie niszczy rzeczy, prawda? Musimyjednak słuchać jego rad.Zresztą co innego możemy zrobić? Na razie ja i tak nie jestem wstanie ruszyć się z miejsca.Czy mógłbyś rozpalić ognisko i znalezć jakieś naczynie, wktórym moglibyśmy wygotować nasze ubrania?To długie przemówienie wyczerpało go całkowicie.Serce biło mu jak młotem, w głowieszumiało.Jesper bezradnie rozglądał się dookoła.Gotować ubranie? Przecież nie jada się ubrań! I coon miałby.?- Spróbuj coś wymyślić - szepnął Brand.- Może uda nam się odsunąć od siebie zło, którenas tu otacza, rozumiesz? Tak wtedy mówił Tarjei.Musisz też umyć nas obu wprzegotowanej wodzie.I ja muszę mieć do picia gotowaną wodę.Czystą wodę, nie tę, wktórej wygotujesz ubrania.I nic poza tym, rozumiesz?- Nie - odparł Jesper, który nie bardzo sobie wyobrażał, jak ta wszystko zrobić.Ale wtedywłaśnie Brand stracił przytomność.Jesper próbował wszelkimi sposobami tchnąć życie w przyjaciela, czuł się bowiem ogromniesamotny na tym pogrążającym się w mroku pustkowiu.W końcu z westchnieniem rezygnacjidał za wygraną i z największym wysiłkiem zaczął się zastanawiać nad tym, co mówiłprzyjaciel.102 Pózną nocą Brand ocknął się z omdlenia.To, co zobaczył, sprawiło, że ze zdumienia ażwytrzeszczył oczy.Wokół niego, wspierając się na kulach, kuśtykała jakaś groteskowa, kompletnie nagapostać.Ciepło ogniska ogrzewało przemarznięte ciało Branda, też zresztą całkowicie nagie.Ich wspaniałe, choć teraz bardzo sfatygowane mundury powiewały, podejrzanie skurczone,na okolicznych krzewach.- Och, Brand - westchnął Jesper z ulgą.- Już myślałem, że umarłeś.Spójrz, zrobiłemwszystko, co kazałeś.- Jak.? - wykrztusił Brand z trudem.Miał popękane, wysuszone na wiór wargi.- Proszę, tu masz picie.I ciebie też umyłem.Jesper wyjął swój żołnierski kubek i przyłożył go do ust towarzysza.Woda była bardzogorąca, lecz Brand pił bez protestu.Jego ciało domagało się płynu.Teraz Jesper opowiedział, jak sobie poradził.- Przypomniałem sobie, że widziałem po drodze parę domów, więc wróciłem tam i jakaśdziewczyna mi pomogła.- Na wspomnienie tego spotkania oczy rozbłysły mu radością.-Była bardzo miła, dała mi wszystko, o co prosiłem.Obiecałem jej, że wrócę i odniosęsaganek i krzesiwo.Nie masz chyba nic przeciwko temu?- Nie, Jesper, oczywiście, że nie.Musisz to oddać.I podziękuj jak należy za pomoc!- Dobrze.Powiedziała też, że chce zapłaty, ale nie pieniędzy.Jak myślisz, o co jej chodziło?Ja przecież nie mam jej czym zapłacić.Brand jednak znowu popadł w zamroczenie.Jesper siedział więc u boku przyjaciela izastanawiał się, jak wybrnąć z sytuacji.Kiedy następnego dnia przyszedł ponownie do gościnnej zagrody, bez trudu zorientował się,o jakie podziękowanie chodziło pannie.Już nie ten sam wrócił Jesper do Branda; byłpromienny i szczęśliwy.Przymały po praniu mundur założony miał byle jak, we włosachpełno słomy, ale trwał w rozkosznym przekonaniu, że oto nareszcie stał się prawdziwymmężczyzną!Rzadko można zobaczyć dumniejszego koguta, pomyślał Brand, patrząc na jaskrawokolorową sylwetkę swego towarzysza kuśtykającego o kulach, w ledwo dopinającej się napiersiach kurtce z za krótkimi rękawami i przymałych spodniach, ale z wyjaśniającymwszystko błyskiem w poczciwych oczach.Brand musiał wysłuchać całej historii wielokrotnie i z najdrobniejszymi szczegółami.Przyjaciel nie przywykł stosować przenośni ani omówień.103 - Och, to było takie piękne, takie rozkoszne - wzdychał Jesper z błogością.- Musisz teżkiedyś spróbować, Brand! Musisz! To jest tak; jakby.tak, jakby.- I Jesper porównał swojedoznania z tym, co lubił najbardziej: - Tak, jakby jeść kaszę z masłem!Ale Brand jakoś nie za bardzo tęsknił do tego, by także spróbować.A już zwłaszcza teraz,kiedy udręczony bólami brzucha pragnął po prostu przestać istnieć.Spędzili na pustkowiu jeszcze jedną noc.O zmroku, gdy Brand już zasnął, Jesper znowuzakradł się do zagrody, ale z domu wyszła gospodyni i przepędziła go.Następnego dniamusieli ruszać dalej, co do tego żaden nie miał wątpliwości.Tym razem dopisało imszczęście - ulitował się nad nimi jakiś chłop, który wlókł się skrzypiącą furką.Brand niewspomniał, oczywiście, ani słowem o krwawej biegunce.Byli rannymi żołnierzami,bohaterami wojennymi, i tak ich chłop traktował.Dzień za dniem posuwali się uparcie ku północy.Raz szybciej, raz wolniej, w zależności odtego, czy znalezli podwodę, czy nie.Z początku Jesper musiał się zajmować większościąspraw i na swój sposób robił to naprawdę dobrze.Był już doświadczonym mężczyzną idziewczyny służące bardziej niż chętnie dawały temu postawnemu, jasnowłosemu chłopcu ijego towarzyszowi trochę strawy i nocleg w stodole w zamian za uścisk potężnych ramion isłodką chwilę gdzieś w kąciku stajni.Brand powoli dochodził do siebie i gotów był już znowuobjąć przywództwo, co Jesper przyjął z wdzięcznością, lecz także z pewną przykrością.Przewodzenie nie było jego mocną stroną, ale nad dziewczynami nauczył się panować wsposób sprawiający mu niezwykłą przyjemność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl