[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawała się nieustraszona, wyzywająca, w pełni opanowana.Bo tak też się czuła.teraz.Włożyła całą siłę woli, by pokonaćnerwowe napięcie.Teraz była tutaj.I zamierzała odnieść sukces.- Jest pani potwornie spózniona.- Wyrzekanie było jego ostatnią liniąobronną, gdy mamrocząc, podnosił jej rękę do ust.Ich oczy się spotkały.- Iniewiarygodnie piękna.- Podoba się panu suknia? Zrodzona z ognia 107- Może inaczej bym to określił, ale skoro mnie pani pyta, przyznaję, żejest bardzo ładna.Uśmiechnęła się.- Obawiał się pan, że przyjdę w ciężkich butach i wygniecionychdżinsach.- Być może, ale nie wtedy, gdy babcia dotrzymywała pani towarzystwa.- Jest najwspanialszą kobietą na świecie.Ma pan szczęście!Wypowiedziała to z taką energią i siłą, że aż go zaintrygowała.- Zdaję sobie z tego w pełni sprawę.- Nie sądzę, bo przecież nie ma pan skali porównawczej.- Wzięłagłęboki oddech.- No cóż, nie zapominajmy o obowiązkach.- Już oczywszystkich skupione były na niej, dziesiątki oczu ożywionych ciekawością.-Trzeba się zanurzyć w jaskinię lwa, prawda? Proszę się nie obawiać -przemówiła, zanim cokolwiek zdołał powiedzieć.- Potrafię się zachować.Przecież od tego zależy moja przyszłość.- To dopiero początek, Margaret Mary.A gdy prowadził ją obok siebie, wśród wirujących świateł i kolorów, zezgrozą pomyślała, że chyba on ma rację.Ale trzymała się dzielnie.Wieczór przebiegał jak należy; ściskała czyjeśręce, wysłuchiwała komplementów, odpowiadała na pytania.Pierwsza godzinaminęła jak sen - pośród musującego wina, blasku szkła i połyskującej biżuterii.Poruszała się wśród tego z łatwością, jakby wyrwana nieco z rzeczywistości,oddalona od otaczających ją ludzi i spraw, trochę jak aktor biorący udział wbogato wystawionym przedstawieniu.- A to, mój Boże! - Aysy mężczyzna z opadającymi wąsami iwyszukanym brytyjskim akcentem zgłębiał znaczenie jednej z jej rzezb.Byłato wiązka iskrzących się strzał uwięzionych w jednolitej szklanej kuli.-Nazwała to pani Uwięzieniem! To pani kreatywność, pani zmysłowośćdomagająca się uwolnienia.Odwieczna wałka człowieka, z której wychodzizwycięsko, nawet jeśli ten triumf pozostawia w nim cień melancholii.- Ta rzezba jest alegorią sześciu hrabstw - z prostotą powiedziałaMaggie.Aysy mężczyzna zamrugał oczami.- Przepraszam, czy dobrze zrozumiałem?- Sześć hrabstw Irlandii - powtórzyła z figlarnym błyskiem w oczach.-Uwięzionych.- Ach tak.Stojący obok tego domorosłego krytyka Joseph zdławił śmiech.- Uderzająca w tej rzezbie jest gama kolorów, Lordzie Withfield.Ichczęściowa przezroczystość tworzy nową wartość, stwarza nieuchwytne Nora Roberts 108napięcie pomiędzy tym, co kruche i delikatne a tym, co zuchwałe i dosadne.- Doskonale pan to ujął.- Lord Withfield pokiwał głową, po czymodchrząknął i szybko zakończył.- Wprost nadzwyczajnie.Państwo wybaczą,że się oddalę.Maggie pożegnała go szerokim uśmiechem.- No cóż, nie sądzę, aby się upierał przy kupnie tej rzezby i postawieniujej u siebie, prawda Josephie?- Ale go pani załatwiła, Maggie Concannon!- Jestem Irlandką, Josephie.- Mrugnęła do niego okiem.- Bunt mam wekrwi.Roześmiał się zachwycony i, obejmując ją w talii, poprowadził wokółsali.- Ach, pani Connelly.- Joseph ścisnął delikatnie Maggie, jakby chciał jąostrzec.- Jak zawsze olśniewająca!- A pan, Josephie, jak zawsze z miłym słowem.A to.- Annę Connellyprzeniosła swą uwagę z Josepha, którego potraktowała jak totumfackiegoMaggie.- A to twórcza siła.Drżę na myśl o poznaniu pani, moja droga.Jestempanią Dennisową Connelly.Annę Connelly.Zdaje się, że poznała paniwczoraj moją córkę Patrycję.- Rzeczywiście, poznałam.- Uścisk dłoni Annę wydał się Maggiedelikatny i miękki jak muśnięcie atłasu.- Musi być gdzieś z Roganem.Stanowią śliczną parę, nieprawda?- Wyjątkowo śliczną.- Maggie uniosła brew.Bez trudu wyłowiłazawoalowane ostrzeżenie.- Czy pani mieszka w Dublinie, pani Connelly?- Tak, w Dublinie.Niedaleko domu Sweeneyów.Moja rodzina od wielupokoleń należy do towarzyskiej elity Dublina.A pani przybywa z zachodnichhrabstw.- Tak.Z Clare.- Przepiękna sceneria.Te wszystkie urocze, oryginalne wioski zdomami krytymi strzechą.Powiedziano mi, że pani rodzice są farmerami, czytak? - Annę, wyraznie rozbawiona, uniosła brew.- Byli.- To wszystko musi być fascynujące dla pani, zwłaszcza, że pochodzipani ze wsi.Jestem pewna, że cieszy się pani z pobytu w Dublinie.Niedługozapewne wraca pani do siebie?- Myślę, że nawet bardzo niedługo.- Jestem pewna, że tęskni pani za swoją wsią.Ktoś, kto nie pochodzi zDublina, może się tutaj bardzo łatwo pogubić.To prawie jak zagranica.- Całe szczęście, że rozumiem tutejszy język - powiedziała Maggieopanowanym głosem.- Mam nadzieję, że spodoba się pani dzisiejszy wieczór,pani Connelly.Proszę mi wybaczyć, ale muszę już odejść. Zrodzona z ognia 109Jeśli Rogan sądzi, że sprzeda tej kobiecie choć jedną pracę, pomyślałaMaggie, oddalając się, to żywy z tego nie wyjdzie.Niech szlag trafi wyłączne prawa do sprzedaży.Rozwali w drobny makwszystko, co ma, byle tylko ani jedna rzecz nie trafiła do rąk Annę Connelly.Ta baba ma czelność przemawiać do niej, jak do jakiejś nierozgarniętej dójkiod krów, ze słomą we włosach!Powstrzymując wściekłość, wydostała się z zatłoczonej sali balowej iskierowała do jednego z saloników.Wszędzie było pełno ludzi.Rozmawiali,siedzieli, śmiali się lub dyskutowali o jej sztuce.Gdy schodziła ze schodów,pulsowało jej w skroniach.Postanowiła wziąć z kuchni piwo i odpocząć gdzieśw ciszy kilka minut.W kuchni zastała korpulentnego mężczyznę, puszczającego kłęby dymuz cygara i popijającego pilsnera.- Złapany na gorącym uczynku - powiedział i uśmiechnął się zzakłopotaniem.- Teraz będzie nas dwoje.Ja również zeszłam tutaj na jedno małe piwo.- Pani pozwoli, że jej podam.- Dzielnie wydobył swe obfite ciało zfotela i wyjął dla niej butelkę.- Czy nie wolałaby pani, żebym zgasił cygaro?Niemal błagalny ton jego głosu rozśmieszył ją.- Ależ skąd! Mój ojciec palił najgorszy na świecie tytoń.Cuchnący jaksto diabłów! Uwielbiałam ten zapach.- To się nazywa dziewczyna! - Nalał jej piwo do kufla.- Nienawidzętych imprez.- Nagłym ruchem podniósł do góry szklanicę.- Moja żona dobijamnie nimi.- Ja także ich nienawidzę.- Bardzo ładne przedmioty, muszę przyznać - powiedział, podczas gdyMaggie piła.- Podobają mi się te kolory i kształty.Ale zupełnie się na tym nieznam.%7łona jest ekspertem.Ja mogę rzucić na to okiem i to mi wystarczy.- Tak samo jak mnie.- Każdy zawsze próbuje nadać temu jakieś znaczenie, ubrać to wwyszukane słowa.Co artysta miał na myśli i temu podobne.Symbolizm [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl