[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nie możemy tego zlekceważyć.W końcu te nazwiska przekazał nam Sting, nasz jedyny tajny agent, któremu udało się przeniknąć do Bractwa.Po to go tam wysłaliśmy.- Ale dobry Boże, człowieku, tak wielu z tych ludzi jest poza wszelkimi podejrzeniami, a przecież nie mamy nawet kompletnej listy.pewne nazwiska zostały z niej selektywnie wycofane! Dwóch senatorów, sześciu kongresmanów, prezesi czterech wielkich korporacji, a także pół tuzina innych wpływowych osobistości ze środków przekazu, twarze i głosy, które codziennie widzimy i słyszymy w telewizji i radio, ludzie których teksty czytamy w prasie.Sam popatrz, dwaj prezenterzy i współprowadząca program i trzej ludzie z własnymi talkshow.- Według mnie gruby tu pasuje - przerwał mu podwładny.Atakuje wszystko, co jego zdaniem jest na lewo od Attyli.- Wcale nie, to przecież oczywiste.Trzeciorzędny umysł, o prawie żadnym wykształceniu, pełen nienawiści, owszem, ale trudno go uznać za zdeklarowanego nazistę.Po prostu demagogiczny bufon.- Te nazwiska pochodzą z doliny Bractwa, proszę pana.Właśnie stamtąd.- Jezu, tutaj jest członek gabinetu prezydenta!- To nazwisko również mnie zaskoczyło, słowo daję - przyznał szef personelu.- Facet jest jak z wazeliny, zupełnie bez żadnego politycznego kręgosłupa.Ale z drugiej strony ci ludzie są mistrzami kamuflażu.W latach trzydziestych w Kongresie również byli naziści, a w pięćdziesiątych aż roiło się tam od komunistów, jeżeli wierzyć dochodzeniom w sprawie lojalności.- Ogromna większość oskarżeń była czystą lipą, młody człowieku - oznajmił stanowczo Sorenson.- Zdaję sobie z tego sprawę, proszę pana, ale przecież niektóre procesy zakończyły się wyrokami.- Ile? Jeśli dobrze przypominam sobie statystykę, a przypominam ją sobie, ten skurwysyn Hoover i czubek McCarthy oskarżyli konkretnie dziewiętnaście tysięcy siedemset osób.A kiedy sprawdzanie dobiegło końca, wyroków skazujących było równo cztery! Co daje zero, przecinek zero zero zero dwa z haczykiem oskarżeń trafionych, mnóstwo bicia piany w Kongresie i mnóstwo zmarnowanych pieniędzy podatników.Proszę, nie przypominaj mi tych starych, dobrych czasów.Byłem wówczas mniej więcej w twoim wieku - może nie taki bystry, Bóg mi świadkiem - ale straciłem w tym domu wariatów mnóstwo przyjaciół.- Przepraszam, panie Sorenson, nie miałem zamiaru.- Wiem, wiem - uciął dyrektor - nie możesz zrozumieć, ile cierpień spowodowały te czasy.I to właśnie mnie martwi.- O co chodzi, proszę pana?- Czy powinniśmy zacząć nasze własne, robione na łapucapu śledztwa? Harry Latham jest zapewne jedynym prawdziwym geniuszem, jakiego CIA ma w działaniach operacyjnych, supermózgiem, którego nie sposób oszukać, ale ten pasztet jest z innej planety.A może? Chryste, to przecież wariactwo!- O co chodzi, panie Sorenson?- Wiek tych wszystkich ludzi jest właściwie taki sam.około pięćdziesiątki, kilkoro sześdziesięciolatków.- I co z tego wynika?- Wiele lat temu, kiedy wstąpiłem do Agencji, z Bremerhaven, a właściwie ze starej bazy okrętów podwodnych w Zatoce Helgolandzkiej, wyszły pewne plotki.Dotyczyły strategicznego planu obmyślonego przez fanatyków z Trzeciej Rzeszy, kiedy już zrozumieli, że przegrali wojnę.Rzekomo nazywał się operacja Sonnenkinder i dotyczył wybranych dzieci rozesłanych w tajemnicy po całej Europie i Ameryce do odpowiednich rodzin, które mogły zapewnić im bogactwo i wpływy polityczne.Celem zaś ostatecznym miało być stworzenie warunków, które doprowadziłyby do powstania.Czwartej Rzeszy.- Niewiarygodne, proszę pana!- I zostało całkowicie zdezawuowane.Mieliśmy kilkuset agentów, a także funkcjonariuszy wywiadu wojskowego i brytyjskiego MI6, którzy w ciągu dwóch lat zbadali każdy trop.Nie znaleźli niczego.Jeżeli kiedykolwiek przygotowywano taką operację, została ona przerwana na samym początku.Nie istniał nawet cień dowodu, że plan został wprowadzony w życie.- Ale teraz zaczyna pan mieć pewne wątpliwości, panie Sorenson, prawda?- Z oporami, Paul.Robię co w mojej mocy, aby opanować wyobraźnię, która kiedyś pomogła mi przeżyć w terenie.Ale nie jestem, już w terenie, nie znajduję się w sytuacji, w której muszę przewidywać działania kogoś, kto znajduje się w sąsiedniej ciemnej uliczce albo w środku nocy z drugiej strony wzgórza.Muszę widzieć cały krajobraz w pełnym świetle i w żaden sposób nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości istnienia operacji Sonnenkinder.- Dlaczego więc nie odrzuci pan tego materiału i nie odłoży listy na tylną półkę w archiwum?- Ponieważ nie mogę.Ponieważ przedstawił ją Harry Latham.Zorganizuj na jutro spotkanie z sekretarzem stanu i dyrektorem CIA, albo w Departamencie, albo w Langley.Ponieważ jestem Kopciuszkiem, spotkam się z nimi, gdzie tylko zechcą.Drew Latham siedział przy biurku na drugim piętrze ambasady amerykańskiej i przełykał ostatnie krople trzeciej filiżanki kawy.Rozległo się pojedyncze stuknięcie, drzwi otworzyły się i do gabinetu weszła zaniepokojona Karin de Vries.- Usłyszałam, co się stało! - zawołała.- To na pewno o panu!- Dzień dobry - powiedział Drew a może już jest południe? Jeżeli przyniosła pani swoją szkocką, moja wdzięczność nie ma granic.- Jest o tym we wszystkich gazetach - zawołała analityczka z D.i A., podchodząc do biurka i rzucając na blat południowe wydanie "L'Express".- Włamywacz usiłował obrabować gościa w hotelu "Meurice", ostrzelał pokój i został zastrzelony przez agenta ochrony!- O rany, ależ ci ludzie z biura prasowego szybko działają, co? To jest prawdziwa ochrona, nie można sobie życzyć lepszej.- Przestań, Drew! Przecież mieszkasz w "Meurice", sam mi o tym mówiłeś.A kiedy zadzwoniłam na posterunek policji, powiedzieli mi, w bardzo nieporadny sposób, że żadne informacje nie są dostępne.- Hej, wszyscy w Paryżu dbają o wpływy z turystyki.Zresztą, dobrze robią.Takie rzeczy nie zdarzają się nikomu poza takimi osobnikami jak ja.- A więc rzeczywiście chodzi o ciebie.- Owszem, o mnie.- Dobrze się czujesz?- Chyba mnie już o to pytano, ale tak, dobrze.W dalszym ciągu jestem śmiertelnie przerażony.wykreśl przedostatnie słowo, ale jestem tu, ciepły, żywy i zdolny do pracy.Czy chcesz iść na lunch, gdziekolwiek, byle nie do tej knajpy, w której byliśmy ostatnim razem?- Mam jeszcze robotę na przynajmniej czterdzieści pięć minut.- Tyle mogę poczekać.Właśnie skończyłem nasiadówkę z ambasadorem Courtlandem i jego kolegą po fachu Kreitzem z Niemiec.Pewnie wciąż jeszcze gadają, ale mój żołądek zaczął się buntować na ich wzajemne rozgrzeszające pieprzenie w bambus.- Pod pewnymi względami rzeczywiście przypominasz swojego brata.Też nie lubi przełożonych.- Maleńka poprawka - stwierdził Latham.- Oboje nie lubimy przełożonych, którzy nie wiedzą, o czym mówią, ot co.A skoro już o nim mowa, przyleci tu z Londynu jutro lub pojutrze.Będziesz chciała się z nim zobaczyć?- Jasne! Uwielbiam Harry'ego!- Minus dla mojego braciszka.- Słucham?- To jajogłowy.- Nie rozumiem.- Jest takim intelektualistą, unosi się na takich wyżynach, że nie sposób się z nim porozumieć, pogadać.- O tak, dobrze sobie przypominam.Tak cudownie się nam rozmawiało o eksplozjach religijności w starożytnym Egipcie, Atenach i Rzymie, aż po średniowiecze.- Kolejny minus dla Harry'ego.Gdzie idziemy na lunch?- Tam gdzie proponowałeś wczoraj.Restauracja naprzeciwko kawiarni, w której byliśmy.- Mogą nas razem zobaczyć.- Teraz to już nie ma znaczenia.Rozmawiałam z pułkownikiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl