[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.mogła kiedykolwiek wrócić dotańca. Ogarnia mnie rozpacz: Tak! Słyszałam to! wypowiadam zdławionym głosem.Słyszałam! Boże! Kładę się, osuwam na poduszkę.Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Dziecko, błagam cię Witolia przypada do mnie i otacza ramionami. Co tywygadujesz?! Zawsze się boję twojej wyobrazni.Zdawało ci się, przesłyszałaś się!Powiedział, że masz. Cofa się nagle. Dobrze, oto cała prawda: profesor Gize powiedział, że w wyniku tegopoślizgnięcia się i upadku na scenie masz przemieszczenie rzepki kolanowej na stronęzewnętrzną i jakiś tam odprysk kostny w kolanie prawej nogi, prawej kończyny , tak tookreślił. Witolia zdecydowała się wstać.Spogląda w moją stronę. Fajnie wzruszam ramionami. Nawet niezle to babci idzie. Co? Podnoszenie mnie na duchu przy pomocy kłamstw. Moja kochana. Postępuje krok w kierunku tapczana.Coś się w niej zmienia nagle.Zatrzymuje się. E, tam! Bajdurzysz!.Umyjemy się i zaraz zaśniesz.Zrobiło się bardzopózno.Wychodzi i natychmiast wraca z miednicą, mydłem i ręcznikiem. Ma babcia ze mną, co? przystępuję do namydlania twarzy i szyi. Człowiek jest raz na wozie, a raz pod wozem pomaga mi. Tak już się w życiu dzieje. Zostałam jak panna młoda opuszczona przez oblubieńca pod samiutkim ołtarzem.Wycieram się ręcznikiem. Już zaczęła się uroczystość.Ksiądz, organy.Dziewczynawyćwiczona.Wie, jak się zachować.Biała sukienka, welon, pończoszki, buciki, wszystkopięknie przygotowane.A tu nagle bum! I wysiadka. Poruszyłam się chyba zbyt śmiało wczasie wycierania, gdyż nagły ból mnie unieruchomił.Zamarłam, bardziej zdziwiona niżprzestraszona. Zabolało cię? Ach, jaka ta Witolia czujna. Wcale nie zabolało odpowiadam i kładę się.Dobre, słabo mi się zrobiło.Nauczyłamsię mdleć jak panienka z okienka. Gdzie cię boli? Pod gipsem spokój.Tylko pulsowanie i biegnące mróweczki.Wyżej za to jakoś.54promieniście krzywię się, lecz zaraz przymuszam się do uśmiechu. Już przeszło.Alebabcia ma przerażone oczy.Zabawne śmieję się.(Jeśli chodzi o śmiech, to najtrudniejzacząć.Potem już jakoś leci.) Właściwie, to z oczu babci wszystko czytam.Niczego niepotrafią ukryć.Przedwojenne oczy. unoszę się wsparta na łokciach. A więc tak zwanyniefart miał miejsce, prawda, babciu? Wpadłam pod wóz, a ten po mnie przejechał.Na progu oszałamiającej kariery artystycznej wszystko się nagle kończy i klops ogólny, czyli Krakowiacy i Górale. Wyobraz sobie, że złamałaś nogę na nartach tego rodzaju raptowna zmiana pozycjioznacza u Witolii niepewność. Kiedy, na przykład, twój ojciec jeszcze za studenckichczasów, złamał nogę na nartach, to leżał w szpitalu z nogą na wyciągu. Już go widzę uśmiecham się znowu. Cierpię! Siostro, wody! Umieram z męki!Konam! Zwiecie, żegnaj! Bzdury plotę! To mama wmówiła ojcu, że jest neurastenikiem,aby mieć nad nim władzę, myślę.Powtarzam zastane schematy.I dlaczego? Robię to, aby niemilczeć. Czy już wtedy tato znał moją matkę? W tym szpitalu się właśnie zobaczyli po raz pierwszy.Mama odwiedzała swojego brata. Więc miłość szpitalna! wykrzykuję Jakie romantyczne!Mnie opowiadali, że poznali się na jakimś tam balu.Widocznie chcieli własne dzieckooddalić od skojarzeń ze szpitalną sytuacją w Pożegnaniu z bronią. Kładz się, babciu! rzucam straszliwie łagodnie. Musisz być okropnie zmęczona. Ale już ci lepiej? Poprawia moją poduszkę tak typowym ruchem, że od razu miprzychodzi do głowy cała masa wyczytanych lub obejrzanych sytuacji tego rodzaju. Uwezgłowia rannego, oddany przyjaciel. Jest mi świetnie odpowiadam jasnym głosem. To lekarstwo jednak działa.Wszystkosię oddaliło.Ja sama.odleglejsza.Słyszę szum wentylatora.Ale to miłe.Każdy wentylatorma chyba okropny kompleks niższości wobec samolotowego śmigła.Też chciałby latać,oderwać się od ziemi, a nie potrafi.Babciu, idz naprawdę spać! Czuję się już fantastycznie.Ostatecznie wielu ludzi żyje bez tańca i nie robi z tego dramatu. Będziesz tańczyła. U cioci Kloci na imieninach.Niech to cholera wezmie! Niech to szlag trafi! wybuchamniespodziewanie.W oczach mam łzy. Dziecko kochane, najdroższe! Witolia znowu przy mnie.Wycieram nos.Jest migłupio.Opanuj się, stara.Wez się w garść! Odbiło mi, rozumie babcia? Znienacka.Przestało działać to lekarstwo, czy co? zdobywam się na uśmiech (na pewno żałosny). Ale już dobrze.Wszystko gra.I niechbabcia nie patrzy na mnie w ten sposób, bo się przestraszę.Ulżyło mi, słowo daję.Rozumiemtych, którzy klną.W ogóle zaczęłam naraz pojmować wiele rzeczy.Nie damy się, prawda? Otaczam ramieniem Witolię. No, nareszcie odwzajemnia mój pocałunek. Jasne, że się nie damy.Jutro napiszę domatki, żeby przyjechała.Telegramu nie wysłałam, bo. Nie napisze babcia! podrywam się i siadam. Jeśli babcia by to zrobiła, to.Nigdybym babci nie wybaczyła!W mojej głowie istna lawina myśli i przypomnień. Przecież twoja mama, w ogóle rodzice muszą.znać prawdę. Oczy Witolii zrobiły sięniesłychanie zdumione.Twarz wyraża zaskoczenie, lęk prawie. Nie muszą odpowiadam twardo i reflektuję się od razu. Mieli ciężkie życie i po raz pierwszy mogą spędzić razem wymarzone wakacje weWłoszech dodaję w innej tonacji. Gdybym się nie urodziła, mamie udałoby się na pewnoskończyć historię sztuki.Oboje wszystko już sobie w tych Włoszech zaplanowali, opłacili,zarezerwowali.Znam ich cieszą się jak szaleni. Ale.miałaś przylecieć do Rzymu, a potem razem z nimi.55 Witolia stoi bez ruchu.Wyraz jej twarzy się nie zmienił.Nawet niepokój jak gdybywiększy. Napiszę list.Nie, lepiej telegram wyślę, że. Nie bardzo wiem, co jeszcze powiedzieć,aby zabrzmiało to przekonywająco. Nie zgadzam się oświadcza Witolia postępując w stronę biurka. Jestem twoją babką.To zbyt poważna sprawa.Zresztą jesteśmy obie roztrzęsione.Porozmawiamy jutro.Ma mnie w ręku.Pójdzie na pocztę, wyśle alarmujący telegram i nie zdołam temuprzeciwdziałać.Trzeba spokojnie wtrąca książę.Z nią należy opierać się na logicznejargumentacji. Jutro futro! wykrzykuję, nie zważając na jego radę. Będę jeszcze bardziejroztrzęsiona.Ja siebie znam. Wobec tego.oświadczam ci, że.nie mogę się zgodzić na zatajenie twego wypadkuprzed rodzicami.Nic dziwnego, że Witolia zlodowaciała.O, jakaż ze mnie bezdenna kretynka.Gotowamwszystko zawalić swoim zachowaniem. To w ogóle bez sensu. Babcia ze ściągniętą twarzą przechadza się po pokoju. Dlategożeby oni mieli urlop? A ty? Za parę dni zaczyna się lipiec.Będą upały. Przecież rodzice mnie nie ochłodzą. zaczynam, siląc się na spokój. A, rozumiem! spoglądam prosto w stare oczy. Woli babcia, żeby zabrali mnie do Warszawy.Jasne.Oczywiście.Taki ze mną kłopot, więc jeśli można go uniknąć.Przerażają mnie własne słowa.Ale nie ma rady, wypowiedziałam je.Przepadło.Witoliaspogląda na mnie w taki sposób, że łamie się we mnie wszystko. Jak możesz? mówi tak cicho, że brzmi to jak szept. Robisz mi.nie potrafię tego.Robisz mi krzywdę! Nie zasłużyłam chyba na to. W oczach jej ukazują się łzy. Uważasz^że ja.mogłabym w ten sposób.To wstrętne, rozumiesz? Wiem,.że jesteś chora, biedna.Lecz nie powinnaś w stosunku do kogoś.oddanego ci bez reszty wygrywać jakichś tam.Nie wytrzymuję.Brak mi sił, bo odebrała mi je niechęć do samej siebie.Puszczam wszwach na całego. Jestem podła!.Babciu, błagam, wybacz! szlocham. Przepraszam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]