[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lermontow odwrócił się na swoich krótkich nogach:  Nie, w ogóle nie są subtelni. A potem dodałpodniesionym głosem: Ale ja jestem dumny! Rozumiesz?! Ja jestem dumny!1W oryginale: esprit de geometrie i esprit de finesse.Boy w polskim przekładzie Myśli z 1921 roku nazwał to  zmysłemgeometrycznym i  zmysłem życiowym".(Przyp.tłum.) I znów słowo dumny w jego ustach było napisane kursywą, która miała dać do zrozumienia, że tylkogłupiec mógłby sądzić, iż Lermontow jest dumny jak panienka ze swej urody albo kupiec ze swojegomajątku, albowiem chodziło tu o szczególną dumę, uzasadnioną i wzniosłą. Jestem dumny!  krzyczał Lermontow wracając ze studentem do sali, w której właśnie Wolterwysławiał Goethego.Ale Lermontow był już w euforii.Stanął przy stole, dzięki czemu zrobił się nagle ogłowę wyższy od pozostałych, którzy siedzieli, i oświadczył:  A teraz będę dumny! Teraz coś wampowiem i będę dumny! W tym kraju jest tylko dwóch poetów.Goethe i ja.W tym momencie Wolter oburzył się na niego i zawołał:  Może jesteś wielkim poetą, ale skoro tak osobie mówisz, to jesteś małym człowiekiem!Lermontow przez chwilę jąkał się zakłopotany:  A dlaczego nie miałbym tego powiedzieć? Ja jestemdumny!Jeszcze kilkakrotnie powtórzył, że jest dumny, Wolter zaś ryczał ze śmiechu, a inni ryczeli wraz znim.Student zrozumiał, że nadeszła jego chwila.Naśladując Lermontowa wstał, rozejrzał się powszystkich i powiedział:  Wy w ogóle nie rozumiecie Lermontowa.Duma poety to coś zupełnie innego,niż zwykła duma.Tylko sam poeta zna wartość tego, co pisze.Pozostali ludzie zrozumieją to znaczniepózniej od niego, a czasem w ogóle nie zrozumieją.Dlatego poeta ma obowiązek być dumny.Gdyby takinie był, zdradziłby swe dzieło.Mimo że jeszcze przez chwilę wszyscy uśmiechali się, to jednak zgodzili się ze stwierdzeniemstudenta.Byli bowiem tak samo dumni jak Lermontow, tylko że wstydzili się do tego przyznać, bo niewiedzieli, że jeśli słowo dumny wymówi się w odpowiedni sposób, to nie jest już śmieszne, aleuduchowione i wzniosłe.Odczuli więc wdzięczność wobec studenta, że posłużył im tak pożyteczną radą,a któryś z nich  chyba to był Verlaine  nagrodził go nawet oklaskami.Goethe czyni z Krystyny królowąStudent usiadł, a Goethe zwrócił się do niego z życzliwym uśmiechem:  Chłopcze, widzę, że panwie, co to jest poezja.Wszyscy inni znów powrócili do swej pijackiej debaty i student został sam na sam z wielkim poetą.Chciał wykorzystać tę wyjątkową okazję, lecz nagle nie wiedział, co powiedzieć.A ponieważ tak usilnieszukał właściwego zdania (podczas gdy Goethe cicho się do niego uśmiechał), więc oczywiście nie mógłznalezć żadnego i leż tylko się uśmiechał.Aż nagle przyszła mu z pomocą myśl o Krystynie. Chodzę teraz z pewną dziewczyną, a właściwie panią.To żona rzeznika.Spodobało się to Goethemu i uśmiechnął się jeszcze bardziej życzliwie. Uwielbia pana.Dała mi książkę z prośbą o dedykację. Proszę mi ją dać  powiedział Goethe i wziął od studenta tomik swoich wierszy.Otworzył go natytułowej stronie i mówił dalej:  Proszę mi coś o niej opowiedzieć.Jak wygląda? Czy jest ładna?Będąc twarzą w twarz z Goethem student nie potrafił kłamać.Przyznał, że żona rzeznika nie jestpięknością.Oprócz tego przyjechała śmiesznie ubrana.Przez cały dzień chodziła po Pradze w wielkichkoralach na szyi i w czarnych wieczorowych pantoflach, jakich się już dawno nie nosi.Goethe słuchał studenta ze szczerym zainteresowaniem i szepnął tęsknie:  To wspaniałe.Dodało to otuchy studentowi, który zdradził też, że rzezniczka ma jeden złoty ząb, który lśni w jejustach jak złota muszka.Goethe roześmiał się radośnie i poprawił studenta:  Jak pierścień. Jak latarnia morska  uśmiechnął się student. Jak gwiazda  licytował dalej Goethe.Student oświadczył wreszcie, że żona rzeznika jest właściwie najzwyklejszą małomiasteczkowąpaniusią, ale właśnie dlatego tak bardzo go pociąga. Doskonale pana rozumiem  stwierdził Goethe. Właśnie takie detale: zle dobrany strój, drobnawada uzębienia, czarująca przeciętność duszy, czynią kobietę prawdziwą i żywą.Kobiety z plakatów czyz rewii mody, do których wszystkie starają się dziś upodobnić, nie są pociągające, ponieważ sąnierzeczywiste, ponieważ są tylko sumą abstrakcyjnych reguł.Zrodziła je maszyna cybernetyczna, a nieludzkie ciała! Przyjacielu, ręczę za to, że właśnie owa małomiasteczkowa paniusia jest najwspanialsząkobietą dla poety! Szczerze panu gratuluję!Potem pochylił się nad tytułową kartą książki, wyjął pióro i zaczął pisać.Zapełnił całą stronę: pisał zentuzjazmem, niemal w transie, a jego twarz promieniowała światłem miłości i zrozumienia. Student wziął książkę i poczerwieniał z dumy.To, co napisał Goethe nieznanej kobiecie, było piękne ismutne, tęskne i zmysłowe, żartobliwe i mądre; student był pewny, że jeszcze żadna kobieta nieotrzymała tylu wspaniałych słów.Pomyślał o Krystynie i bardzo jej zapragnął.Jej śmieszny strój poezjaprzykryła zwojem najpiękniejszych słów.Stała się z niej królowa.Znoszenie poetyDo salonu wszedł kelner, lecz tym razem nie niósł nowej butelki.Zamiast tego poprosił poetów, abybyli uprzejmi szykować się do wyjścia.Dom za chwilę ma być zamykany.Dozorczyni grozi, że kio dotego czasu nie wyjdzie, będzie musiał czekać do rana.Trzeba to było jeszcze kilkakrotnie powtórzyć, głośno i cicho, wszystkim razem i każdemu z osobna,zanim poeci zdołali sobie wreszcie uświadomić, że z dozorczynią nie ma żartów.Petrarka nagleprzypomniał sobie o swojej żonie w czerwonym szlafroku i wstał od stołu tak szybko, jakby go ktośkopnął.W tym momencie Goethe odezwał się smutnym głosem:  Zostawcie mnie lulaj, chłopcy.Ja tuzostanę. Kule stały obok niego oparte o stół, a kiedy przekonywali poetę, on tylko kręcił głową.Wszyscy znali jego żonę, złą i surową kobietę.Każdy się jej bał.Wiedzieli, że jeśli Goethe nie wrócina czas do domu, ona zrobi im wielki skandal. Johanku  prosili go  miej rozum.Musisz iść do domu  i nieśmiało brali go pod pachy, usiłującdzwignąć na nogi.Lecz król Olimpu był ciężki, a ich ręce nieśmiałe.Był co najmniej o trzydzieści lat odnich starszy, prawdziwy patriarcha, więc kiedy chcieli go podnieść i podać mu kule, czuli się wszyscyzakłopotani i słabi.On zaś wciąż powtarzał, że chce tu zostać.Nikt się z nim nie zgadzał, jedynie Lermontow skorzystał z okazji, żeby okazać się mądrzejszym odinnych:  Chłopcy, zostawcie go, ja z nim zostanę do rana.Nie rozumiecie go? Kiedy był młody, całymitygodniami nie wracał do domu! Chce znów cofnąć czas, przywołać młodość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl