[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Staranniedii.Rzucił na Rowenę pożegnalne spojrzenie pełne namiętnościzamknęła za sobą drzwi i cicho zeszła po tylnych schodach doi wysunął się z komnaty.kancelarii.Komnata była pusta.Ogień na kominku zamienił sięGdy tylko wyszedł, podniosła się i podreptała do okna.Rześkai, w garstkę dogasających popiołów.Uklękła przy biurku i odnalazłanocna bryza rozwiała jej włosy.puzderko tam, gdzie wcześniej wepchnął je zaalarmowany jejGareth, którego ujrzała na dziedzińcu, był całkowicie inny niżprzybyciem Gareth.Palcami obwiodła delikatny zarys różanejten, który ukołysał ją na własnych kolanach w sadzie poprzedkorony na bladozłotym wieczku.Ten kwiat wyrzezbiły dłonieniego ranka, pokrywając całusami koniuszek nosa i policzki.innego Garetha: młodego chłopca o jasnych, czystych oczach,Ten miał krótko przystrzyżoną ciemną bródkę, a czarne płótnoniezmąconych ponurymi wspomnieniami przeszłości, i szczerymwierzchniej szaty obejmował ściśle w pasie łańcuch z kutychuśmiechu; chłopca, którego usta nie znały szyderczej drwiny aniżelaznych ogniw.Przy każdym kroku pochwa długiego mieczagrymasu okrucieństwa.Oddałaby dziesięć lat życia, byle poznaćobijała się z cichym brzękiem o muskularne łydki obciągniętetego młodzieńca!tak ciasno skórzanymi nogawicami nabijanymi stalowymi ćwiePodniosła wieczko, przygotowana na widok garści drobniutkichkami, jakby stanowiły jego drugą skórę.Z ociąganiem, prawiekosteczek dziecka na satynowej wyściółce.Zamiast tego ujrzałaniechętnie, wyjął z rękawa pergaminowy zwój i podał go czestrzęp jedwabiu barwy kości słoniowej, niewinną pamiątkę,kającemu w cieniu murów heroldowi.Podniósł na pożegnaniejakby osamotnioną w wytwornym puzderku.Ostrożnie rozłożyładłoń, gdy posłaniec i jego eskorta dosiedli wierzchowców i skiezwiewną szmatkę, oczekując, że to chusteczka nasycona perfumąrowali je przez bramę na zwodzony most.Przez ułamek chwilio upajającej woni rozmarynu.Ciekawskie palce skubały delikatneRowena miała wrażenie, że zawoła ich z powrotem, ale w końcujedwabne nitki szmatki, która jakby z własnej woli owinęła sięnie uczynił nic.Cofnęła się od okna, gdy ujrzała, że jegowokół jej garści.Wówczas ujrzała, że domniemana chustka byłaumęczone spojrzenie wędruje w górę murów fortecy.w rzeczywistości miniaturową koszulką, jaką mogłaby nosićmaleńka dziewczynka.Szmatka pożółkła ze starości, miejscamidelikatne włókna przetarły się i zszarzały od kurzu.Rowena wysunęła się bezszelestnie z komnaty Garetha,Z olbrzymią czułością i uwagą zwinęła zwiewny strzępek.ściskając pod ramieniem niewielki kuferek.Zamknęła oczyZaczęła układać go z powrotem w skrzyneczce, lecz raptemi delikatnie popchnęła pobrużdżone drzwi prowadzące do komzawahała się, otworzyła własny kuferek i wsadziła maleńkienaty Elayne.Poddały się z cichym skrzypnięciem.giezło do środka.Wybiegła i przyłączyła się do reszty kompaniiPrzez starannie zasłonięte kotarami okiennice do pomieszczeniaformującej orszak podróżny w drodze do zamku Ardendonne.wdzierały się rozproszone promienie słońca.Pokryty nieco276WYGRANAw skwierczącą, jeszcze parującą skórkę.Przedarła miękki miąższna pół i rzuciła drugą część Małemu Freddiemu.- Dzięki! - wymamrotał, odwracając oczy.W blasku słońcaczupryna chłopaka mieniła się żywym srebrem.Miał na sobiesrebrzystozielonkawe spodnie i tunikę, które barwą i krojembezbłędnie pasowały do wysmukłej, giętkiej sylwetki.Policzkiwypełniły się, zniknęły bez śladu wklęsłości zdradzające niegdysiejszy głodowy żywot.Rowena skrzywiła lekko usta nawidok wysadzanej drogimi kamieniami rękojeści sztyletu, którawystawała z pochwy przy pasie.Wiedziała, że oręż jest podarunkiem od Garetha.- Czemu nie pilnujesz swych obowiązków?- Jakich znowu obowiązków?Ujęła go za ramiona, rozmyślając smętnie, że już niedługoIrwin zadecydował, że nawet najsilniejszy perszeronbędzie musiała wspinać się na palce, by to uczynić.w stajniach Garetha nie udzwignie wszystkich jego kufrów.- Jesteś teraz giermkiem.Powinieneś asystować swemu panu,Wyprosił więc od Gridmore'a rozklekotany wózek i zwaliłusługiwać mu, jeśli tego zażąda.Wyobraz sobie, na przykład,nań sześć potężnych skrzyń.Sam usiadł na szczycie stosu,że nie potrafi własnoręcznie zawiązać rękawic.w kaftanie w pomarańczowo-purpurowe romby bardziej przyMały Freddie wysunął wyzywająco szczękę.pominając pucołowatego błazna niż uczciwego giermka.- Może się powiesić, jeśli o mnie chodzi! Czy ja się prosiłemW odróżnieniu od nieprzejednanej czujności Małego Fred-o wątpliwy zaszczyt edukacji w jego służbie?diego, sympatię Irwina Gareth zaskarbił sobie z łatwością- Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]