[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle podniósł się Ustad, popatrzył na niego surowo izawołał:  Spójrz na mnie, mirza.Ja ci to mogę powiedzieć! TwójChodem był u niego i zdradził mu to! Kto stracił swojegoChodema, ten jest szalony& szalony& szalony!Ahriman zatrzymał się, przejechał ręką po czole, jak gdybyktoś go tam uderzył, krzyknął, skoczył przez trybunę i zniknął,rozpływając się w tłumie.Tylko nieliczni zauważyli jegocichą i szybką ucieczkę.Nastąpiła ona właśnie wtedy, gdy z namiotu wyprowadzonokata.Ubrany był tylko w spodnie, zaś tułów i ramionaposmarowano mu olejem.Jeden z gwardzistów niósł za nimrzeczy i nóż.Kapitan wydał rozkaz, żeby zanieść je do szejkaul Islama, któremu rzekł: Chroniłeś tego  zacnego człowieka.My rozdzieliliśmyczłowieka i zacność dokładnie w taki sposób, jak on touczynił, żeby zostać pomocnikiem kata.Człowiek uciekł,zacność jednak przezornie pozostawił.Przechowaliśmy ją, bowiedzieliśmy, że ten człowiek wróci.I oto zjawił się ponowniejako kat, wysmarowany olejem, śliski i niepewny towarzysz!Nakazuję go teraz wybatożyć na oczach wszystkich, którzysłyszeli tę wyniosłą mowę, a ty wynagrodzisz ją swoimssyhassyh.Przechowaj mu w tym czasie jego zacność, boprzecież jest twoim podopiecznym.Jeśli wytrzyma razyzadawane batem, zwróć mu wówczas zacność i oddaj Takimich ustada.Szejk ul Islam nie odezwał się ani słowem, kiedy usłyszałzarzuty kapitana.Najchętniej by uciekł, musiał jednak zostać,jeśli nie chciał całkiem się ośmieszyć.Również kat nic niemówił.Stał pomiędzy dwoma gwardzistami z zaciśniętymizębami i roziskrzonymi oczami, których spojrzenienadaremnie szukało pomocy.Nagle nastąpiło coś, co dało muszansę ucieczki.Prawdopodobnie już wcześniej wpadł napomysł, żeby niespodziewanie dosiąść swego konia iodjechać, ale, niestety, związany był z Brukową Powieścią. Zanim udało mu się rozwiązać długą linię, schwytano go.Zeswojego miejsca podniósł się dobry, współczujący Kara benHalef i ruszył do przodu, żeby obejrzeć okaleczenia tegobiednego zwierzęcia.Zbadał najpierw rany wywołaneuciskiem uprzęży, a potem miejsca zawinięte plastrem. To wszystko kłamstwa  zawołał wreszcie szejk ulIslam, podczas gdy na jego twarzy rysowało się coraz większezdziwienie. Co za bezdenna niedorzeczność, żebyprzedstawiać nam tego Kissa jako Darra, tę Powieść jakoBrukową! Jedyną lichoscią u tego starego wprawdzie, ale takjeszcze znakomitego konia są oszukańcze plastry, tebezczelnie przylepione domniemania, pod którymi daremnieszuka się prawdziwych dowodów.Gdyby nie był takzjeżdżony, dosiadłbym go teraz, by pokazać, że& Pokaż, no pokaż!  przerwał mu kat. Twoja głupotasprawia, że odchodzę od ciebie.Kara, sprawdzając konia, odwiązał go z liny.W tym samymmomencie jeniec wymknął się gwardzistom, skoczył naswojego konia i ruszył w kierunku toru, który był już zupełnieprzygotowany do zawodów.Wszyscy poderwali się z miejsc iniemal każdy krzyczał.Kara jednak nie był w najmniejszymstopniu zbity z tropu.Trzymając w ręce bicz swojego ojca,pośpiesznie ruszył na nie osiodłanym Kissie i zawołał: Ja jestem winny i dlatego sprowadzę go z powrotem!Gromkie, nawołujące  Chchchchchhhh sprawiło, że końruszył naprzód& Rozpoczęła się pierwsza gonitwa, jednakzupełnie inna od tej, której się spodziewaliśmy.Co się właściwie stało, wiedzieli jedynie ci, którzy znalezlisię w zasięgu głosów rozbrzmiewających z trybuny.Wielu,wielu innych nie miało pojęcia, co się rozgrywało.Zajmowalicałą drogę wokół jeziora i na widok obu jezdzców ścisnęli sięjeszcze bardziej.Z przodu pędził kat, który dopiero na skrajujeziora mógł przedrzeć się przez ludzi i umknąć przez jedną z przełęczy.Za nim Kara, który doskonale wiedział, co sięświęci i zamierzał wcześniej złapać Multasima.Długonogiturkmeński koń pędził wielkimi susami.Drobniejszy Kiss,pomimo swojego wieku, biegł jednak lżej i szybciej.Nadto katwlókł za sobą długą linę, a że była mocno przymocowana dopierścienia napierśnika, nie mógł się od niej uwolnić.Kilkakrotnie wplątywała się kasztanowi pomiędzy nogi.Przeszkadzało mu to.Biegł ostrożnie, potem nawet co jakiśczas jakby się zastanawiał.Drażnili go nawet widzowie.Qwidzieli, że jezdziec był półnagi.W oczy rzucał im się takżedziwaczny strój Kissa i groznie unoszący się bicz ścigającego.To sprawiło, że domyślili się, iż nie chodzi tu o zwykłągonitwę, ale o rzeczywistą próbę ucieczki.Krzyczeli do siebie,żeby nie dać katowi umknąć.Ten hałas strwożył kasztana,lecz bynajmniej nie spłoszył Kissa, który był koniem zupełnieinnej klasy.Ten doganiał coraz bardziej Turkmena i wreszcie dopadł gow miejscu, gdzie Ghulam miał jedyną możliwość przedarciasię przez góry.Kara był rozsądny.Jechał po zewnętrznejstronie i tak okładał biczem na hipopotamy nagiego kata, żeten nie mógł wymknąć się z zewnętrznej części toru i corazbardziej był spychany do jeziora.Kara zdzielał go raz zarazem.Jakie przy tym padały słowa, dowiemy się pózniej.Katwzywał niebo i piekło, żeby poruszyć swoimi słowami Karę imu uciec.W odpowiedzi jednak otrzymywał tylko razy.Wkońcu znalazł się po drugiej stronie jeziora.Ciągle jeszczebiczowany przez młodego Haddedihna zbliżał się do nas.Jadąc naokoło, minął drogę do świątyni, duar, i wreszciedotarł do trybuny.Niemal oszalał.Pienił się z wściekłości.Kara jeszcze raz pogonił Kissa, wysunął się naprzód, wyrwałGhulamowi cugle i szarpnął tak, że obydwa konie stanęłydęba.Kat zsunął się na ziemię.Kara ruszył na niego iwykrzykiwał:  Aajdaku, zabiję cię, jeśli mi nie odpowiesz.Kiss jest bylejakim koniem czy nie?Zapytany powstał, trzęsąc się cały ze strachu.Nie mógłwymówić ani słowa. Byle jaki brukowy koń czy czysta, szlachetna krew? powtórzył Kara i przejechał mu biczem po twarzy. To nie jest lichy koń! Szlachetna czysta krew! zabrzmiały słowa kata. Czy wy go zmarnowaliście? Tak& my!  wybełkotał wystraszony Multasim, widzącponownie groznie uniesiony bicz. To przeprosisz Ustada! Natychmiast, natychmiast!Ze świstem spadł nowy cios. Tak, oczywiście& Przepraszam, przepraszam!Złożył ręce i błagająco uniósł je w górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl