[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Delikatne wilgotne po-całunki na karku wywołały w niej wstrząsające całymciałem dreszcze.Czuła na szyi elektryzujący dotyk języ-ka, leniwie zakreślającego kręgi na skórze: Ledwo zda-wała sobie sprawę z tego, że oboje przesuwają się stalew kierunku domu.Jego szorstkie ręce zahaczały o gładki jedwab bielizny,lecz na skórze ich dotyk wydawał się delikatny i czuły,a jednocześnie śmiały.Pociągnął ją na ziemię.Mokra odSR rosy trawa łaskotała w szyję i chłodziła rozpalone ciało.Kiedy poczuła na sobie ciężar Bucka, zrozumiała, że niema już odwrotu.W tym momencie tylko to się liczyło.Nie istniała żadna przeszłość; nie było fabryki ani ludziz Webster.Nawet przyszłość nie miała żadnego znacze-nia.Teraz liczył się tylko Buck, jego delikatny dotyk, rę-ce, którymi torował pocałunkom drogę do ciała.Anne teżdawała z siebie wszystko.Chciała pieścić go domyślniejniż wszystkie kobiety, z którymi był przed nią.Choć nieprzyznała się do tego, nie ścierpiałaby już żadnej baby najego kolanach, chyba że byłaby to ona we własnej osobie.Ten moment powinien zapaść mu w pamięć tak głęboko,by wszystkie dawne i przyszłe doznania gasły w porów-naniu z tym, czego teraz doświadczał.Namiętne pocałunki i dotyk rąk, błądzących po omac-ku, wywołały w obojgu dotkliwą tęsknotę.Niecierpliwedłonie pokonywały przeszkodę, jaką było ubranie.Po-zbywali się go chaotycznie.Wreszcie skóra zetknęła sięze skórą i oboje wydali westchnienie zachwytu.Jego usta, wilgotne i gorące, spoczęły na piersi Anne,ssały delikatnie i drażniły językiem twardy, wrażliwy su-tek.Księżyc i gwiazdy skryły się nagle.Anne zamknęłaoczy.Jej palce błądziły w gęstych, krótkich włosach Bu-cka.Przyciągała go do siebie, przytrzymywała.Pragnęła,by ta oszałamiająca pieszczota nigdy się nie skończyła.Wygięła szyję w łuk i wydała jęk, który zdawał się poru-szać w nim najgłębsze pokłady emocji.Stał się nagle bar-dziej natarczywy, niecierpliwy, spragniony.Poczuła jegozęby na skórze, a ten dotyk doprowadził ją na skraj sza-leństwa.Jego ręka zsunęła się w dół i powoli, lecz nie-omylnie powędrowała po brzuchu w kierunku łona,wślizgnęła się między uda, usiłując je rozchylić.Anne in-stynktownie uniosła biodra, wychodząc naprzeciw pal-SR com, które dopiero poznawały drogę.Czuła dotkliwy bólpustki i pragnęła, by została wypełniona.Jej ręce nieprzytomnie błądziły po ciele mężczyzny.Poczuły nagły dreszcz, kiedy napotkały napięte mięśniemuskularnych pleców i silnego torsu.Narastające pra-gnienie wkrótce przytępiło radość odczuwania.Postano-wiła sama ruszyć w drogę.Czuła pod opuszkami palcówdrżenie mięśni.Serce śpiewało w niej z radości, że potrafiwywołać w nim doznania, jakie sama odczuwa.Wsunęłamu rękę między uda i z dreszczem zachwytu, wywoła-nym jego pełnym rozkoszy i udręki jękiem, objęła wresz-cie dłonią to, czego szukała.- Annie - wyszeptał ochryple.Stał się jeszcze bardziej natarczywy, jego ręce dopro-wadzały ją do szaleństwa.Wydała z siebie gwałtownyokrzyk, zdławiony dotykiem jego ust.Uklęknął przed nią,oparł jej nogi na swoich biodrach i przyciągnął ją jeszczebliżej.Wszedł w nią silnymi, gwałtownymi pchnięciami,a Anne czuła się tak, jakby nastąpił koniec świata.Księżyc i gwiazdy rozbłysły na nowo.Zwieciły niżeji jaśniej niż kiedykolwiek.Oślepiały, a Anne wiedziała,że kiedy wyciągnie rękę, będzie mogła ich dotknąć.Do-tknęła jednej, potem drugiej.Przez jeden cudowny mo-ment ściskała gwiazdy w dłoniach, potem rozchyliła pal-ce, by znów je uwolnić.Anne powoli wracała z obłoków ria ziemię.Jeszczeprzed chwilą jej się zdawało, że płynie w powietrzu, stra-ciła poczucie rzeczywistości.Teraz zaczynała czuć wil-gotne zdzbła trawy nad głową.Było chłodno, drżałaz zimna.Silne ramiona podniosły ją z ziemi i trzymaływ ciepłym opiekuńczym uścisku.- Buck.Nie musiała nawet otwierać oczu.Wiedziała, że to onSR trzymają w ramionach.Czuła się bezpieczna.Zarzuciłamu ramiona na szyję i przestała myśleć o czymkolwiek.Leżała z głową wspartą na silnym ramieniu i nie otwo-rzyła oczu nawet wtedy, gdy poczuła, że weszli do domu.Jeszcze niedawno miała nadzieję, że nigdy już nie ujrzytego miasta.Teraz pragnęła zostać tu na zawsze.Uświa-domiła sobie, że Buck niesie ją po schodach na górę, a kiedypoczuła szorstką pościel i miękki dotyk koca, którym ją otu-lał, przysunęła się bliżej, by poczuć ciepło jego ciała.- Jesteś kobietą zachłanną, Anne Hunnicut - skarcił ją,lecz delikatnie przytulił i pozwolił przyjąć pozycję, jakąsobie wymarzyła.- Mówiłeś, zdaje się, że lubisz szybkie kobiety i seksbez pośpiechu - mruknęła z ustami tuż przy jego piersi.Włosy porastające tors łaskotały ją w nos.- Nie sądziłem, że przyjmiesz to jako zachętę.Po pro-stu zbiłaś mnie z nóg.Ledwo żyję.- Ha! Wy, Południowcy, nie potraficie dotrzymać kro-ku.Nic dziwnego, że wygraliśmy wojnę - droczyła sięz nim.- Ty wstręciucho - powiedział, ujmując całą dłoniąbrodę Anne i zmuszając dziewczynę, by na niego spojrza-ła.- Za pierwszym razem próbowałem być dżentelme-nem.Powszechnie wiadomo, że Jankeski się pełne prude-rii.Nie chciałem cię wystraszyć.- Pruderii? Wydałam ci się pruderyjna albo wystraszo-na?Buck uśmiechnął się z zachwytem.- Nie, moja pani.Co to, to nie.Pocałował ją, delikatnie chwycił zębami jej dolną war-gę, potem znów pocałował.Zareagowała nagłym przy-pływem pożądania i wtuliła się głębiej w obnażony, za-rośnięty tors.Buck zsunął się niżej, położył Anne na wznak, oswobo-SR dził nogę unieruchomioną przez jej nogi, potem zdjąłz szyi jej ręce i ułożył symetrycznie na poduszce po obustronach głowy.Niespiesznie całował małe zagłębieniepod obojczykiem, a ona miała wrażenie, że jej szyję obe-jmuje kolia słodkich dreszczy.Leniwie się przeciągnęła,czując łaskoczący, delikatny dotyk warg Bucka.Kiedy przestał ją całować, otworzyła oczy, mruczącz rozczarowania, i wtedy w świetle księżyca napotkała je-go wzrok.Delikatna, srebrna poświata podkreślała jedynie liniępoliczków, wykrój warg i zarys szczęki, resztę twarzykryjąc w cieniu.Patrzyła w zachwycie na światło drgają-ce na samym koniuszku rzęs, jakby pokrytych czarodziej-skim pyłem.- Myślę, że nim znów zajmiemy się wyłącznie sobą -powiedział głosem ochrypłym od powstrzymywanychemocji - musimy ustalić kilka rzeczy.Nie chcę więcejżadnych nieporozumień między nami.Serce Anne ścisnęło się boleśnie.Miała wrażenie, żejuż wcześniej odbyli taką rozmowę.Po co wyjaśnienia,skoro oboje wiedzą, że ich związek z konieczności będziekrótkotrwały.Buck jednak najwidoczniej sądził inaczej.- Nie jestem jakimś prostakiem - odezwał się, wpra-wiając ją w osłupienie takim zagajeniem rozmowy.- W.wiem o tym - wyjąkała.- Nie chcę twojej pomocy w sprawach związanychz fabryką ani jej nie potrzebuję.Od ósmej do szesnastejtrzydzieści ty robisz swoje, a ja swoje.Po fajrancie nierozmawiamy na ten temat.Umowa stoi?- Stoi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl