[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cara czuła się jak na rozpędzo-nym motocyklu.Twarz pokrywały jej kropelki sło-nej wody.Minęły ich dwie duże barki i łódka zakołysała siętak mocno, że Cara znów musiała się przytrzymaćburty.Brett tylko nonszalancko pomachał ręką i nawetnie odwrócił głowy.Silnik ryczał tak głośno, że niedało się rozmawiać, Cara rozluzniła się więc i po-dziwiała krajobraz.Zauważyła kilka flamingów bro-dzącychpo płyciznachi pelikana, który przeleciał nadichgłowami.Kilka kilometrów dalej Brett dotknął jejramienia i wskazał na delfina, który płynął zaledwieo kilka metrów od nich, dotrzymując tempa łodzi.Wyglądało to, jakby chciał się z nimi bawić wynu-rzał się z wody z głośnym gwizdem.W chwilę potemobok niego, jeszcze bliżej łodzi, pojawił się drugi.194Cara roześmiała się głośno.Twarz Bretta równieżrozświetlił szeroki uśmiech.Brett wprowadził łódz w wąski boczny kanał.Delfiny oddaliły się i zniknęły.Manewrowali terazw labiryncie kanałów między kępami roślinności.Cararozglądała się na prawo i lewo z lekkim niepokojem.Wysokie trawy nie pozwalały dostrzec żadnychpunk-tów orientacyjnych.Już po kilku minutach nie miałapojęcia, gdzie jest.Oby przechwałki Bretta, że potrafiznalezć drogę powrotną, nie okazały się jedynie ble-fem.Im dalej płynęli, tym bardziej obniżał się poziomwody.Niektóre miejsca były już zupełnie suche, innepokrywały płytkie kałuże, w których ptaki szukałypożywienia.Brett wprawnie manewrował łodziąwzungli traw.Wyglądamy jak Katharine Hepburni Humphrey Bogart w ,,Afrykańskiej królowej , po-myślała Cara. Czy już jesteśmy na miejscu, panie Allnut?Brett uśmiechnął się szeroko i wskazał na niedalekąkępę drzew. Już niedaleko, Rosie! odkrzyknął.Uśmiechnęła się.Tą odpowiedzią zarobił u niejkilka punktów.W końcu przybili do brzegu zalesionej wysepki.Brett wyłączył silnik i natychmiast otoczyła ich cisza.Cara miała wrażenie, że od reszty ludzkości oddzielająich tysiące mil. Chyba jesteśmy daleko od suchego lądu powie-działa niepewnie, patrząc na pas błota przed nimi. Dalej już nie da się wpłynąć łodzią.To niedale-ko.Szybko dojdziemy na miejsce.195 Dojdziemy? powtórzyła ze zdumieniem, pew-na, że się przesłyszała. Brett, przecież utopimy sięw tym błocie! I kto wie, co tam może siedzieć podspodem? To właśnie jest najciekawsza strona bagien od-rzekł, zrzucając sandały i sięgając po gumowe buty. To błoto tętni życiem.Jest w nim wszystko: ostrygi,ślimaki, kraby rodzą się, żyją i umierają w błocie.%7łejuż nie wspomnę o owadach i larwach.Cara patrzyła z przerażeniem, jak Brett wciąga nanogi buty sięgające bioder, a potem wrzuca do płócien-nej torby gumowe rękawice, młotek i sieć. Nic mnie nie obchodzi, co te stworzenia tam robią.Po prostu nie chcę mieć z nimi żadnego kontaktu.Brett podniósł się i postąpił o krok w jej stronę,a gdy cofnęła się z przerażeniem, roześmiał się głośnoi wyszedł z łódki prosto w błoto.Natychmiast zapadłsię aż po kostki. Wskakuj powiedział, stając plecami do niej. Chyba żartujesz! Nie żartuję.Zaniosę cię. Nic z tego! Chyba że wolisz iść sama. Nie! Zaczekaj.Co ja mam zrobić?Spojrzał na nią przez ramię z wesołością w oczach. Już nie pamiętasz, jak się jezdzi na barana? Jasne, że pamiętam, ale przecież nie jesteśmy jużdziećmi.Jestem za ciężka.Brett obrzucił wzrokiem jej szczupłą postać i prych-nął lekceważąco. Wskakuj.Myślę, że sobie poradzę. Dobrze, ale nie mów, że cię nie ostrzegałam196 ustąpiła Cara.Ostrożnie wyszła z łódki i wspięła sięna plecy Bretta. Możesz to wziąć? zapytał, wskazując na torbęi sieć. Złapiemy sobie kolację. Oczywiście oznajmiła. Czy mam zabrać cośjeszcze?Brett sięgnął po lodówkę. Boże drogi, Brett, czy to też będziesz niósł? zdumiała się. A masz jakiś inny pomysł? Ale to jest przecież ciężkie! Dasz radę? Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać mruknął, przyciskając lodówkę do piersi.Cara wstrzymała oddech i mocniej uchwyciła sięjego ramion.Ku jej zadziwieniu, Brett ruszył przezbłoto zupełnie swobodnie. Jak się pan czuje, panie Allnut? W porządku, Rosie odrzekł, odwracając głowęw jej stronę.Jego kark znajdował się tuż przed jejtwarzą i Cara walczyła z pokusą, by musnąć ustamirudobrązowe kosmyki. Jak głębokie jest to błoto? Miejscami całkiem głębokie.Parę razy zapadłemsię aż do kolan. To jak na wydmach zauważyła. I co wtedyzrobiłeś? Jedyną rzecz, jaką można zrobić.Przewróciłemsię na plecy i tarzałem się, dopóki nie wyciągnąłemnóg z błota. Ale teraz trzymasz na plecach mnie. Aha.Zaśmiał się cicho, gdy mocniej ścisnęła go udami.197 Ale poważnie powiedziała, starając się opano-wać zdenerwowanie. Co będzie, jeśli się przewró-cisz? Co ja mam wtedy robić? Chyba wstać i wytrzeć tę zgrabną pupę z błota.I nie martw się o pijawki dodał po kilku krokach. Mam ze sobą sól
[ Pobierz całość w formacie PDF ]