[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Lucas, mój stajenny, pójdzie.Jest młody i silny. Bezpieczniej będzie wysłać dwóch  dodał Jasper. Morton pójdziez nim.Powiedz mi, jak znalezć dom akuszerki, a ja pójdę po nich do stajni.Suzanne natychmiast podała mu wskazówki i nie czekając na jegowyjście, pobiegła na górę.Jane stała oparta o ścianę z rękamiprzyciśniętymi do brzucha. Pani Gifford ostrzegała, że te bóle nadejdą  wydyszała. Najpierwrzadko, a potem coraz częściej. A jakie są teraz?  zapytała Suzanne.Jane uśmiechnęła się z wysiłkiem. Nadchodzą bardzo szybko.Mam nadzieję, że zdążymy doczekaćakuszerki. O mój Boże, co my mamy robić?Suzanne obróciła się i zobaczyła w drzwiach Violet Anstruther.Szybko wypchnęła ją z pokoju, polecając zająć się Lizzie i jej dzieckiem, a samaskupiła się na Jane, która, blada, chodziła w jedną i w drugą stronę popokoju.Szybko obliczyła, że akuszerka dotrze tu najwcześniej za godzinę,i zaczęła przygotowania.Przyniosła kołyskę, pledy i ubranka dlanoworodka, a potem pomogła Jane zdjąć suknię, przez cały czasrozmawiając z nią pogodnie.Rozmowa przerywana była głębokimiwestchnieniami Jane za każdym razem, gdy nadchodził kolejny skurcz.Tymczasem niebo było zachmurzone i szybko zapadł zmierzch.Suzannekazała zapalić lampy.Gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi wejściowych i niskipomruk głosów w holu, poczuła ulgę i zbiegła na dół, ale przy drzwiachzobaczyła tylko trzy postacie: wicehrabiego, jego stajennego i Lucasa.Woznica i Lucas pokryci byli śniegiem. Najmocniej przepraszam, panienko, ale nie udało nam się dotrzeć namiejsce. Lucas chuchnął w dłonie i mówił dalej, dzwoniąc zębami:  Zniegpo drugiej stronie drogi sięgał nam do piersi.Nie udało nam się przedrzećprzez zaspy, a nie odważyliśmy się iść przez pola, bo sypie tak gęsto, że nicnie widać na odległość ramienia.Nawet nie wiedzielibyśmy, w którą stronęidziemy.Suzanne próbowała ukryć rozczarowanie. No cóż, dziękuję wam.Idzcie do kuchni, Bessie zrobi wam cośgorącego do picia. Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, to wrócimy do stajni  wtrąciłMorton. Stary mówił, że rozpali ogień i przygotuje nam coś do jedzenia. Dobrze, w takim razie idzcie się rozgrzać. Wicehrabia machnął imręką i popatrzył na Suzanne. Niedobre wiadomości  mruknął, pociągającją do ciepłego salonu. I co pani teraz zrobi? Muszę wrócić na górę.Obawiam się, że Jane jest już bardzo bliskarozwiązania. Czy mogę w czymś pomóc?  Jego gotowość do pomocy była pociechą,ale Suzanne potrząsnęła głową. Nie, chyba że ma pan doświadczenie w przyjmowaniu porodów. Niezmiernie żałuję, że nie.Zetknąłem się z taką sytuacją tylko raz,w Markham, gdy zrebiła się moja ulubiona klacz.Pomimo niepokoju Suzanne uśmiechnęła się. W takim razie wie pan jeszcze mniej niż ja.Byłam tu w zeszłym roku,gdy jedna z dziewcząt rodziła.Była bardzo przestraszona.Akuszerkaprosiła, żebym z nią posiedziała i spróbowała ją uspokoić. A więc nie jest pani zupełnie niedoświadczona.Suzanne splotła dłonie. Wtedy akuszerka nie miała prawie nic do roboty.Dziecko przyszło naświat bez kłopotów.Jeśli poród Jane będzie podobny, to nie ma się o comartwić, ale jeśli nie&Urwała, wyobrażając sobie wszystkie najgorsze rzeczy, jakie mogły się zdarzyć.Wicehrabia wziął ją za rękę.Dotyk jego mocnych palców uspokoiłją. Nie ma wyjścia, trzeba robić, co się da. Usłyszał stłumiony okrzykdochodzący z góry, podniósł głowę i uścisnął jej palce mocniej. Dasz sobieradę?Napotkała jego spojrzenie. Tak jak pan powiedział, nie mam innego wyboru.Zrobię, co będęmogła. W takim razie wracaj na górę.Gdybyś mnie potrzebowała, wystarczy,że zawołasz.Godziny mijały.Suzanne siedziała przy Jane.Słyszała, że czasami skurczemogą ustąpić i dziecko rodzi się dopiero za kilka dni.Przez chwilę miałanadzieję, że tak się stanie tym razem i że będą mogli posłać po akuszerkęrano, ale w miarę jak zapadał wieczór, Jane stawała się coraz bardziejniespokojna, a skurcze pojawiały się coraz częściej.Przyniosła miskęciepłej wody i przemywała dłonie i twarz Jane.Pózniej do pokoju weszłaBessie z tacą.Powiedziała, że wicehrabia kazał przynieść herbatę i chlebz masłem dla nich obydwu.Suzanne nie tknęła jedzenia, ale z wdzięcznością przyjęła herbatę.Janenie chciała niczego.Poruszała się niespokojnie na łóżku, dysząc i napinającsię coraz mocniej.Suzanne widziała, że rozwiązanie musi być już bardzobliskie.Modliła się, by wszystko poszło dobrze.Jane krzyknęła z bólu.Suzanne stała obok niej zupełnie bezradna, mogłatylko otrzeć jej czoło i mruczeć jakieś słowa pociechy.Ból narastał corazbardziej i Suzanne już chciała wołać o pomoc, gdy wtem, z przerażeniemi zachwytem, dostrzegła dziecko.Nie przestając mówić do Jane, ostrożnieprzytrzymała główkę i okrzykiem ulgi powitała malutkie ciałko, którewysunęło się z ciała matki.Dziecko wydawało się całe i zdrowe.Jegorozzłoszczone krzyki dziwnie uspokoiły Suzanne.Bardzo ostrożnie wytarłaje i owinęła w miękką pieluszkę, a potem włożyła w ramiona matki. Spójrz, Jane  szepnęła z zachwytem. Masz córeczkę. ROZDZIAA DZIESITYJane oparła się o poduszki i sennie patrzyła na dziecko, karmiąc je po razpierwszy w życiu, Suzanne zaś zawołała Bessie do pomocy przy sprzątaniu,a potem poszła powiedzieć Violet i Lizzie, że wszystko jest dobrze.Było jużpózno, gdy zeszła znów na dół.Wicehrabiego nie było w salonie.Usłyszaładzwięk głosów i trafiła do kuchni.W progu stanęła jak wryta i popatrzyłana niego z niedowierzaniem.W wielkim kominku zainstalowana była czarna płyta kuchenna.Wicehrabia stał przed nią, mieszając coś w rondlu.Był bez żakietu,rękawy koszuli miał podwinięte, a w pasie zawiązany fartuszek.Obejrzałsię i zauważył ją. Ach, zeszłaś wreszcie.Wejdz i zamknij drzwi.Bessie przekazała minowiny.Jak się czują pacjentki?Suzanne uśmiechnęła się na to określenie. To nie moje pacjentki.Ja zrobiłam dla nich bardzo niewiele.Gdy tylkopogoda się poprawi, musi je odwiedzić akuszerka albo lekarz, ale na raziematka i dziecko czują się dobrze i odpoczywają. Zerknęła w stronęspiżarki, gdzie Bessie zmywała naczynia. Cieszę się, że zjedliście kolację. Znalazłem w schowku barani udziec i zrobiłem kotlety dla wszystkich.Sięgnął po patelnię i postawił ją na ogniu. Bessie i damy na górze jużjadły, ale ja czekałem na ciebie, żeby kolacja była świeża. Ależ nie było takiej potrzeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl