[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie bójcie się, panie hrabio, naszym ludziom trochę wody nie zaszkodzi! - pocieszał go chorąży.-Zawsze to jakaś odmiana po tej spiekocie na pustyni.Kiedy już zapadał zmierzch, hrabia Chelmsford otrzymał rozkaz stawienia się ze swoimi ludzmi podrozkazy rotmistrza Parkera, który chciał niespodziewanie zaatakować Keynsham.Db tego zadanialord Feversham wyznaczył trzystu jezdzców.Rupert przypuszczał, że lord nie zapomniał o swoimprotegowanym i dlatego dał mu możliwość nabrania bojowego doświadczenia.Rotmistrz Parker byłfanatycznym rojalistą znanym z odwagi.Opowiadano o nim, że w ciągu dwóch tygodni potrafiłstoczyć pojedynki z siedmioma wigami i wszystkich zwyciężył.Rupert zawiązał więc szarfę, dosiadłkonia i zajął przydzielone mu stanowisko, nie bez tremy, gdyż czekał go chrzest bojowy- Pewnie z tego nic nie wyjdzie - rzekł Michał, relacjonując swoje rozmowy z weteranami.- Ludziegadają, że nikt, kto nie jest wyćwiczonym żołnierzem, nie wytrzyma kawaleryjskiej szarży.Jegolordowska mość zamierza uderzyć przez zaskoczenie i może mu się uda rozbić ich bez walki.Wydałrozkazy, aby rozebrano most, żeby oni się nie zorientowali, gdzie są, a gdyby jeszcze nam się udałonadrobić straty.Po zmroku przeprawili się razem z końmi wpław przez Avon, a ledwo na drugim brzegu stanęli wszyku, Parker nakazał uderzyć w bębny i zadąć w trąbki.Czyniąc tyle hałasu, ile tylko mogli, ruszyliod zachodu na wioskę.Aomot werbli i fan- far w połączeniu ze stłumionym tętentem końskich kopyt brzmiał przerażająco i Rupert stwierdził, iżbędąc na miejscu buntowników, wystraszyłby się śmiertelnie, aczkolwiek w głębi duszy wolał, abyraczej dotrzymali pola.Miał przecież wziąć udział w pierwszej w życiu bitwie, nosił imięnajsławniejszego dowódcy kawalerii wszystkich czasów i był jego chrześniakiem, chciał więc okazaćsię godnym swojego imienia.Potem wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko.Nagle zaroiło się od jezdzców, którzy wypadli nanich zza zakrętu w momencie, kiedy forsowali most od południowego skraju wioski.Od razuzahuczały rozkazy, więc Rupert i jego ludzie zawrócili konie na zadach i ramię przy ramieniuposzarżowa-li z dobytymi szablami.Rupert wrzeszczał jak opętany, choć nie zdawał sobie z tegosprawy.Koń pod nim ledwo dotykał ziemi.Kiedy jednak dopędzał już wroga, hrabia zorientował się,że siły przeciwnika są dwakroć liczniejsze.Pocieszał się, że po jego stronie są za to lepsi żołnierze, alepo chwili doszło do starcia i musiał walczyć o życie.Ciął szablą, zadawał pchnięcia, parował ciosy, a wokół siebie słyszał krzyki i widział wykrzywionezłością i bólem twarze.Nigdy nie przypuszczał, jak szybko od tego rodzaju wysiłku robi się gorąco;pot zalewał mu oczy, a włosy przylepiały się do czoła.Utracił poczucie czasu i świadomość czego-kolwiek innego poza wymierzaniem i odpieraniem ciosów.Konie napierały na siebie łopatkami,gryzły się między sobą i chrapały; niektóre wierzchowce buntowników ponosiły i uciekały z polawalki.Jednak szarża kawalerii nie zdołała przełamać linii obrony przeciwnika, toteż przewagę zaczęłazyskiwać strona liczniejsza.Rupert słyszał, jak trębacze sygnalizują odwrót w celu przeformowaniaszyków, i dopiero wtedy poczuł dreszcz strachu.Zza ostatnich szeregów jazdy przeciwnika dały się słyszeć odgłosy palby z muszkietów.Od czasu doczasu Rupert słyszał świst kuli, a kiedy już się wycofywali, zobaczył, jak lord Newbury spadł z koniarażony pociskiem.Przedtem widział Newbury'ego w Bath i wiedział, że służył on pod rozkazami Oglethorpe'a, nie Parkera.A zatemOglethorpe musiał przybyć z odsieczą! Odważył się obejrzeć za siebie i nie miał wątpliwości, że tym,co ujrzał, były posiłki szarżujące na buntowników od strony mostu, przebijające sobie drogę dokawalerzystów Parkera.Naciskani z dwóch stron buntownicy zaczęli się cofać, bo królewska konnicaodsuwała ich od mostu i spychała na zachodni skraj wioski, gdzie nacierali ludzie Parkera.Odtrąbiono sygnał odwołujący atak i oba skrzydła konnicy rozproszyły się w zapadającym zmroku.Zdyszany Rupert dostrzegł obok siebie Michała i zdał sobie sprawę, że nie widział go, odkądrozpoczęli szarżę.- Nie jesteś ranny? - spytał z niepokojem.- Masz całą twarz we krwi.- To nie moja, panie! - roześmiał się służący.- Mnie nawet nie drasnęli.Dopiero teraz hrabia też się roześmiał.- To była nasza pierwsza bitwa! - zakrzyknął radośnie.- Jaka tam bitwa, najwyżej mała potyczka.Aleśmy im zadali bobu! Widzieliście, panie, jak podkuliliogony i umykali? Niczym kopnięte psy!- Chryste, ależ mi się chce pić! - westchnął Rupert, oblizując wyschnięte wargi.- Niech no tylkowrócimy do obozu.- Tak jest, panie hrabio! - odparł służbiście Michał.Obaj młodzieńcy ze śmiechem zawrócili konie,aby dołączyć do swoich towarzyszy broni.W tej chwili odczuwali niekłamane zadowolenie z życia.Wychodząc ze starego pałacu, Marcin zauważył stojący przy wejściu do  Kokpitu" faetonpomalowany na czarno i czerwono, z herbem Ballincrea na drzwiach.Wiedział, że w ostatnich dniachAnuncjata używała powozu Hugona, co znaczyło, że gościła akurat u księżniczki Anny.Najwyrazniej liczyła, że dowie się najnowszych wiadomości z frontu, gdyż księżniczka, przez swą przyjaciółkęSarę, miała kontakt z Janem Churchillem.Wiadomości te były dla Anuncjaty na tyle ważne, że aby jeusłyszeć, godziła się grać z księżniczką w karty, podziwiać najnowszy model okrętu zbudowany przezksięcia Jerzego i orzekać, do którego z rodziców bardziej jest podobna mała Maria.Gifford z poważną miną uchylił przed Marcinem kapelusza.- Jaśnie pani długo już tam nie zabawi - poinformował.- Raczycie, panie, zaczekać w powozie czywejdziecie do pałacu? Pani nigdy nie gości w pałacu dłużej niż półtorej godziny.- Dobrze, zaczekam, bo mam pani coś do przekazania -zdecydował Marcin.- Może chodzi o naszych młodych panów? - ożywił się Gifford, na co Marcin uśmiechnął się zwyrozumiałością.- Nie, to akurat nie o nich, i dobrze^o gdyby coś się stało, wiedzielibyśmy o tym.Raz po raz wygłaszał ten pogląd przy Anuncjacie, aby wyperswadować jej nieuzasadnioną obawę olos Ruperta.Ciekawe, że drżała tylko o niego, a nie o Hugona czy Dudleya, choć Marcin uważał, że imprędzej grozi niebezpieczeństwo, bo lord Feversham na pewno zatrzymał Ruperta przy sobie.Czekał zaledwie kilka minut, gdy z pałacu wyszedł lokaj, aby uprzedzić Gifforda, że jego pani jużnadchodzi.Służący zeskoczył z kozła, zdjął koniom karmiaki i rozłożył schodek do wsiadania.Zdążyłw samą porę, bo po chwili w drzwiach ukazała się hrabina.Miała na sobie letni popielaty płaszcz zkapturem, obrzeżony łabędzim puchem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl