[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie może się otrząsnąć.- Wiem.Bardzo boleje nad śmiercią córki.- Dowaliło chłopu.Nic dziwnego, że nie może się pozbierać.Stracićdwie najbliższe osoby w tak krótkim czasie to dużo jak na jednego.- Jak to dwie?- To pani nie wie? To już prawie pół roku od wypadku jego żony.Może to i dobrze, że zginęła na miejscu? Dobrze się pani czuje?Zrobiła się pani biała jak ściana.Może wody?- Dorota nie żyje? Co się stało? Jaki wypadek?Wstał i podał mi wodę.Poczekał, aż się napiję i złapię oddech.-Już dobrze.Proszę mówić.- Straszna tragedia.Prowadziła po pijanemu.Uderzyła w słup.Zginęła na miejscu.- I po chwili dodał: - Na własne życzenie.Z tego,co wiem, rozpiła się.Tak to jest w życiu.Była psychiatrą, a sama z sobą nie umiała sobie poradzić po śmiercicórki.Wyszedł prawie pięć godzin temu.Ja nie mogłam uwierzyć w to, cousłyszałam.Chyba nic nie czułam do czasu, gdy poczułam ulgę.Ulgętak wielką, że aż się rozpłakałam ze szczęścia.Potem już płakałam nadsobą.Nad ewidentnym dowodem, że nie mam już serca.Obcegoczłowieka mi żal, a wiadomość o śmierci Doroty przyjęłam jakzwiastun wybawienia.Nasza tajemnica pogrzebana.Elżuniabezpieczna.Piotr na pewno jest przybity.Nie dzwonił, myśląc, że mampoukładane życie osobiste.Ja, że im się ułożyło.Jestem sama.On też. Czy mamy szansę?", pomyślałam.Samo słowo szansa" naprowadziło mnie na odpowiedz.Nie.Nie skleimy tego, cobyło między nami, jako mąż i żona, ojciec i matka.Opiekować się Elą imną może z daleka.Tak będzie lepiej.Dla Eli, dla mnie, dla nas.Kolekcja słoników i kartki to dowód, że jesteśmy razem, nie będąc.Niech tak zostanie.Dostawiłam najmłodszego słonika do starszych,rocznicowych braci.Nie mogę dłużej zwlekać.Piotr na pewnodomyśla się, że wypytałam, co u niego słychać.Zadzwonię od razu, takbędzie najlepiej.godz.23.30Rozmawiałam z Piotrem może dwie minuty.- Halo! Halo! Gosiu, to ty!- Piotruś, chcesz porozmawiać?- Boże! Jak ja czekałem na twój telefon.Kochanie, mogę przyjechać?Nic nie odpowiedziałam, zaskoczył mnie.- Czekałem z nadzieją, że się odezwiesz.Gosiu, mogę przyjechać?Chcę porozmawiać.Pozwól mi.Proszę.- Przyjeżdżaj.Jak najszybciej.Czekam.- Gosiu, jutro nie dam rady.Pojutrze będę.Dam znać z lotniska.- Piotruś, czekam.Mieliśmy zobaczyć się pierwszy raz od pogrzebu naszej córki.Pierwszy raz być sami.I praktycznie pierwszy raz ze sobąporozmawiać.Chyba wszystko, co spodziewałam się usłyszeć odciebie, usłyszałam tej nocy w myślach.Następnej - odpowiadałam cina te same pytania, ciągle tak samo: Nie, tego nie skleimy.Nie da się".Zastanawiałam się, czy dalej iść w zaparte, że jestem już związana zkimś innym.Zdecydowałam, że nie będę kłamać.Wtedy musiałam.Dorota nie żyje, więc już nie muszę.Przynajmniej tobie.Powiemwprost: Piotr, nie mogę już być z tobą".Tylko dlaczego łóżko zrobiło się takie duże? Zimne? Puste?Niewygodne? Materac odpycha moje ciało! Kołdra przygniata!Poduszka uwiera!? Nie, nie będę kłamać.Ja to po prostu przemilczę: Tak bardzo cię kocham, tęsknię do ciebie każdej nocy, ale nie potrafięjuż być z tobą".Sobota, 25 kwietnia 1998 r.Zadzwoniłeś z lotniska: Jestem" i nic więcej.Zaproponowałam,żebyśmy spotkali się w restauracji.Czekałeś już na mnie.Wstałeś iszedłeś do mnie.Czuprynę miałeś swoją.Tylko przefarbowaną.Nasiwo.Zmalałeś.Plecy przygarbione.Wolny chód i spora nadwaga.Szaroziemista cera.Bruzdy na policzkach.Sińce pod oczami.Byłeśnadal najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego znałam.Pocałowałeśmnie w rękę, chociaż czułam, że chciałeś mnie wziąć w ramiona iprzytulić tu, na oczach wszystkich.Skłamałam: Jestem bardzogłodna.Zjedzmy coś".Nie wiem, jak wmusiłam w siebie jedzenie.Zjedliśmy bez słowa.Zamówiłeś koniak.Zapaliłam.Ty też.- Gosiu, jesteś z kimś?- Nie.Spotykam się okazjonalnie.- Mamy szansę? - Bardzo, ale to bardzo cicho spytałeś.Nie patrzyłeśna mnie.Gniotłeś niedopalonego papierosa.- Nie, Piotrusiu.Nie mamy.- Odpowiedziałam tak samo cicho.Przedoczami miałam łysiejący czubek twojej głowy.- Wiem.Musiałem, nie, chciałem jednak zapytać.- Dogasiłeś peta.Zapaliłeś następnego papierosa.- Zawsze będę cię bardzo kochał.Wiesz o tym, prawda?- Wiem, Piotrusiu.Ja ciebie też.Kiedyś będziemy razem.Ja w towierzę.-Ja już nie wiem, czy wierzę w Boga.W nas tak - zapewniłeś.Teraz już widziałam twoje oczy.I martwe spojrzenie.- Piotr.Powiedz po kolei.Ułożyło wam się z Dorotą? Dlaczegoprowadziła po pijanemu?- Zginęła przeze mnie.Kasia też.Po policzkach spływały ci łzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]