[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ujrzeli trzy kobiety obładowane tłumokami, z walizkami w ręku,zziajane i przerażone.Usiłowały biec, ale nie miały sił.- Dom przy Marszałkowskiej czterdzieści stoi?- Nie wiemy - odkrzyknęła matka.Właśnie w tej sekundzie, gdy widział kątem oka odchodzące kobietyuświadomił sobie, że nigdy nie będzie rozmawiał z ojcem.Przedoczyma stanął mu moment, gdy ojciec odchodzi z obozu dzikichMurzynów, w chwili gdy on, jego syn odmówił pójścia z nim naspacer, bo wolał się bawić.Najstraszniejsze było, że ojciec muwybaczył, uśmiechnął się, uchylił kapelusza.Więc to byłopożegnanie? Ojciec wiedział, że wybuchnie wojna i że zginie? Potemjeszcze zatrzymał się, odwrócił, popatrzył na Jaona.Las zasłonił go tak szybko! Trzy wysokie jałowce.Ujrzał ojca powoliodchodzącego, oddalającego się.Targnęła nim niespodziewana,nieznana mu rozpacz.Musiało ojcu być smutno.Potem już nierozmawiali.Co ojciec chciał mu powiedzieć? Tego nie wyjaśni.Toprzepadło.Dlaczego nie spytał, dokąd ojciec żył? "Ojcze, o czymbyśmy rozmawiali w czasie spaceru? Ojcze, przebacz mi, że nieposzedłem z tobą".Mógł to powiedzieć.Miał na to wiele dni.Przypomniał sobie, że w czasie choroby, gdy myślał, że umiera,zapomniał o ojcu.Dusił się z rozpaczy, matka trzymając go za rękęwiedziała o jego myślach.Nie powie jej jak postąpił z ojcem.Zadałby jej straszny ból.I jeszcze raz widział ojca, jak idzie,odwraca się, uśmiecha ostatni raz i znika.Zbliżał się gwizd, narastający, przeciągły, powolny.Matkaszarpnęła Jaonem i rzuciła się ku bramie.Dopadli jej i jeszczezdążyli upaść twarzą do ziemi.Jaon miał przed oczymabiało-niebieskie kafelki i czuł ich zimno na policzkach, gdy gwizdnasilił się.Wydało im się, że zapalnik pocisku wycelowany jest wich plecy, i nareszcie to się skończyło - Jaon pomyślał: "Takwygląda śmierć", ale dalej słyszał huk, walenie się, osypywaniemuru, straszne krzyki; ogarnął ich dym i kurzawa, gwałtownie jakhuragan pędząca i przelatująca nad nimi.Jaon poczuł w ustachtwarde drobiny.Gdy zerwali się matka i Frania w czarnychubraniach, stały się białe.W domu na przeciw, na wysokościdrugiego piętra widniała wyrwa po pocisku i jeszcze sypał się zniej czerwony pył ceglany i szarpało firankami w oknach z wybitymiszybami.Do bramy wbiegł starszy mężczyzna.Zbliżył się do matki Jaona izaczął krzyczeć:- Zbrodnicza matko, gdzie ciągniesz dziecko w bombardowanie? Napewną śmierć? - wyciągnął rękę ku jej ramieniu, ale matkakrzyknęła groznie:- Ręce przy sobie, tchórzu.I wyszli na ulicę, usłyszeli następny gwizd, już rzucili się wnastępną bramę i tam przyklękali.Trzeba było czekać ze trzysekundy.Znów uderzyło blisko, wszystko zatrzęsło się, powiałosilnie z wysoka i posypało się szkło.- Jeśli pani zginie, poświęcę życie pani dziecku, wychowam je ibędę żywiła - odezwała się Frania.Klęczały przy sobie.Matka objęła ją w pół, jednocześnie mocniejściskając dłoń Jaona, jakby przekazując mu pozwolenie, że możewychowywać się u Frani.Następny pocisk przetrwali trzy bramydalej.Stojący tam mężczyzna w kapeluszu i krawacie, jakby nic sięnie działo, odezwał się do nich:- Dziś lotnictwo nie może operować, bo dymy i mgły zasłaniająmiasto.Więc walą artylerią od wszystkich stron.Około siódmejskończą.Mają kolację.Chciał jeszcze coś mówić, ale matka wyszła i ruszyli dalej.Musieli przebiec plac.Zdziwiło go, że matka umie szybko biec.Jaon zobaczył stację benzynową, a na niej przy pompie zabitegokonia, siwego i ogromnego, zogromniałego od wydęcia.Oba pośladki miał wycięte.Odsłonięte mięso było czarne.Jaon pomyślał, że końw strasznym bombardowaniu pomylił się co do siebie i wydał sięsobie samochodem, przybiegł tu napić się i zastawszy stacjęnieczynną, padł z pragnienia.W połowie ulicy, która teraz otworzyła się przed nimi, zobaczylibarykadę z tramwaju przewróconego i położonego w poprzek."Czymożliwe, by Niemcy mogli dojść aż tu?" - pomyślał Jaon.Płonął tutylko jeden dom.Wyglądał jak zbudowany z płomienia.Dach, ściany,wnętrze, wszystko było ze świetlistego żaru, z czystego ognia.Ledwie go minęli, usłyszeli huk, dom zapadł się i znikł wczerwonej kurzawie iskier.Jak na ten sygnał, z drzwi małegosklepiku wybiegła kobieta z rozwianymi włosami, przerazliwiekrzycząc.- Nie patrz Jaon.To wariatka - krzyknęła matka, jakby bojąc się,że szaleństwem można się zarazić.Za tamtą ze sklepiku wypadła druga kobieta, stara, w szlafroku ipapuciach, i niedołężnie usiłowała gonić wariatkę.Frania jednymsusem była przy szalonej, objęła ją w pół, mówiąc:- Jasiu, to nic groznego.To tylko wojna - i oddała ją w ręcestaruszki w szlafroku.- Jaka Frania dobra - powiedziała matka i przyglądała się jej,jakby coś jeszcze uderzyło ją w słowach Frani, ale nie miała siłysobie tego uświadomić.- Wcale nie jestem dobra - odrzekła Frania prawie niegrzecznie.Robiło się coraz bardziej mroczno i pojawiło się światło bijące odpożarów, czerwone, ruchliwe, sięgające nieba.- Boże, nie zdążymy - wyszeptała matka.- Gdyby był normalny dzień, już byłyby przed nami wieżeMiłosierdzia Bożego.W dymie nic nie widać - powiedziała Frania.Miała rację.Za chwilę ukazało się ogrodzenie kościoła.Biegliwzdłuż niego, przygięci.Pod murem kościelnym stał okryty stosamiświeżo ściętych gałęzi mały samochód pancerny.Ciężkie karabinymaszynowe i działko były uniesione w górę, widać używano go dlawsparcia obrony przeciwlotniczej.Główne drzwi kościoła byłyotwarte.Trzy świece płonęły nad otwartą trumną, stojącą nakatafalku.Ktoś ubrany na zielono, z rękami złożonymi i mocnoodchyloną głową, tak że czoło wydawało się dumnie podniesione,leżał w trumnie."Zaraz okaże się, że to pomyłka.To nie jest mój ojciec.Zginąłkto inny, ojciec innego chłopca, którego musiało to spotkać.Mnieto się nie przytrafi - myślał Jaon.- Tak nie miało być".Ojca poznał po ustach, ich wykroju, zastygłym na nich półuśmiechu,dopiero potem ogarnął całość.Poznał też dłonie.Z nosa spłynęłaojcu stróżka krwi i zaschła.Matka rozpięła ojcu mundur napiersiach, wsunęła tam dłoń.Trzymała chwilę, po czym cofnęła ją istarła delikatnie krew z policzka, jakby nie chciała ojcu sprawićbólu.Wszedł ksiądz, za nim sześciu żołnierzy w hełmach z paskami podbrodą.Ksiądz zamachnął się kropidłem, aż chlusnęło na wszystkich,a żołnierze pośpiesznie, gorliwie zdejmowali trumnę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl