[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów maszyna wydała głos, ale lampa się nie zapaliła.- Znów nie - powiedziała pani Aatyńska z odcieniem radości, jakbybyła graczem, który wygrywa.- No, synu, ostatnia szansa.Jaon wyznaczył sobie dziurkę w samym środku, jako cel.Ledwiedotknął wtyczką tego miejsca, maszyna zacharczała gwałtownie,lampa zapaliła się na pomarańczowo i zaczęła mrugać, a z bokuwypadła brązowa kula.- Zwycięstwo? - wykrzyknęła radośnie pani Aatyńska.- Wygrałeśtorcik waflowy.Matka Jaona wybuchnęła śmiechem.- Mamo, kup jeszcze jedną czekoladę - prosił Jaon.- I co zrobimy z tymi czekoladami? - spytała matka.- Spleśnieją wkredensie?- Mamo - prosił Jaon rozogniony i przejęty.- Bardzo mi na tymzależy.- Skąd takie wrażenia u dziecka? - zwróciła się matka bezradnie dopani Aatyńskiej i wyjęła pieniądze.Pani Aatyńska podała czekoladę, a Jaon zobaczył miejsce, które gowręcz wołało, włączył wtyczkę, maszyna aż zawyła.Zapaliła sięprzerazliwym białym światłem i z boku wytoczyła się srebrna kula.Pani Aatyńska objawiając przesadną radość pobiegła w głąb sklepu.Po chwili wróciła z tortem owocowym niezwykłej wielkości,opakowanym w celofan.Jaon nie zwrócił na tort uwagi.Skupiony,spytał matkę:- Mamo wygrałem tyle, że możesz mi dać jeszcze raz wygrać.- Synu, nic nie wygrałeś.My jemy tylko torty pieczone w domu.- Ja proszę!- Wygrałeś.To jest moment, by przerwać grę.- Mamo, ale ja cię proszę.- Nie ma mowy - wzięła go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.- A wygrane? - wykrzyknęła pani Aatyńska zdziwiona, że Jaon sięnimi nie interesuje.- Maniuniu, proszę to zanieść do domu - pokazała torty i czekoladymatka.Jaon chwycił się framugi drzwi sklepu:- Mamo, będę dalej grał.Matka szarpnęła go mocno, wyciągnęła ze sklepu i już na ulicy,ukradkiem dała mu klapsa w rękę.Jaon zagryzł wargi.Spacer byłzepsuty.Matka gniewała się na Jaona, Jaon był na nią obrażony.- Synu - odezwała się matka - wiem do czego dążysz.Chcesz wygraćgłówną wygraną.To niepodobieństwo.Jak przyjdziemy do domu, toojciec obliczy nam, jak jest mała szansa na taką wygraną.Tychdziurek jest po dwieście w rzędzie, a rzędów ze sto.To dajedwadzieścia tysięcy otworków.A wtyczek jest siedem.Musiałbyśsiedemdziesiąt tysięcy razy zagrać, by mieć pewność wygranej.- Mamo, gram lodami, bo jestem pewien, że wszyscy grają czekoladą.I pierwsza w rzędzie jest czekolada, bo ci, co układali grę, takto umieścili.Gdybym robił taką grę wybrałbym otwory z bokunajmniej zwracające uwagę i lody.Każdy myśli o wygranej i przezto nie chce wygrać czegoś, co się zaraz roztopi, więc bierzeczekoladę, tort, chałwę, czy bloki.- Synu, uszczęśliwiasz mnie tym, co powiedziałeś.Pozwalam cijeszcze raz zagrać.- To wracamy - powiedział Jaon.- Boisz się, że w tym czasie ktoś może wygrać złotą kulę?Jaon ciągnął matkę tak, że prawie biegła.Gdy wpadli do sklepu, kuswojemu zaskoczeniu zastali Maniunię, która płakała.PaniAatyńska, zmieszana powiedziała:- Uparła się jak dziecko, żeby grać.Przysięgam, tłumaczyłam: "poco ci dziewczyno torcik?"- E tam, inaczej pani mówiła - szlochała Maniunia.- Którym przewodem grałaś? - spytał Jaon.- A bo ja wiem? - zapłakała Maniunia.- A skąd wzięłaś pieniądze? - matka wiedziała, że Maniunia nie maani grosza, wszystko ulokowała na książeczce i zdarza się jej biecna pocztę z dwoma złotymi, by je ulokować.- Pożyczyłam z paninych - odrzekła Maniunia.- Niech tylko siępani nie gniewa.Za godzinę oddam.- Tak, niech się pani nie gniewa - wtrąciła Aatyńska.Czy matka, rozgniewana na Maniunię, nie cofnie obietnicy? Aleporywczo wyjęła z torebki portmonetkę, a z niej srebrną monetę.- Ach wy pożałowania godni hazardziści!Jaon popędził do gry, gorączkowym ruchem włączył pulpit iwyciągnął wtyczkę z napisem "Lody".Jeszcze w parku obmyśliłsobie,gdzie ją włączy.To miejsce wyglądało inaczej niż je zapamiętał.Było tam wiele więcej punktów do włączenia.Zawahał się i naoślep, pchany pośpiechem, wcisnął wtyczkę.Maszyna odpowiedziałaciszą.Jak to? To niemożliwe.Tu miała być główna wygrana.Zawrócił do pierwszej sali sklepu.- Mamo, daj na jeszcze jedną czekoladę.To będzie ostatnia.Obiecuję, błagam.- A mówiłam byś przerwał z chwilą wygrania srebrnej kuli? Niewystarczyło ci?- Mamo, błagam cię - powiedział ostrzegawczo Jaon.- Co to znaczy? - krzyknęła matka.- Co to za ton?- Niech pani pozwoli, że dam Jaonikowi na czekoladę.Oddam panipotem.Tyle i tak straciłam - zaszlochała Maniunia.- Jak Maniunia jest niemądra, by pakować swój posag w grę owyschnięty tort czekoladowy, to niech Maniunia ma żal do siebie,zostawszy starą panną.- Jak mam iść za posag, jak ciele na rzez, to niech tak będzie,jak jest - podała Jaonowi dwuzłotówkę.Jaon czuł, że to jest ważna chwila.Maniunia też postawiła naniego.Matka patrzyła z niepokojem: jeśli Jaon wygra, będzie tozaprzeczeniem jej przestróg, jeśli przegra, będzie złą zapowiedziąna przyszłość.Znał już maszynę.Wydawało mu się, że jest muposłuszna.Znalazł jej słabe miejsce.Były to trzy, czy czteryotwory, które wydawały mu się najmniej zwracające uwagę.Nietracił nadziei, że jeśli i teraz przegra, dostanie od Maniunijeszcze dwa złote, bo przecież Maniunia jest pewna, że matka jejzwróci pieniądze dane Jaonowi.Uruchomił maszynę, wziął włącznik i bez namysłu wcisnął w miejscu,z którego wydawało mu się, wypadnie złota kula.Ale maszynamilczała martwo i nie odpowiedziała.Jaonowi wydawało się, że sięzacięła, czy zabrakło prądu.Odwrócił się, szukając pomocy utrzech kobiet: matki, Maniuni i pani Aatyńskiej, które patrzyłytak różnymi spojrzeniami na niego, jakby były trzema odmiennymigatunkami istot.Wydało mu się, że pani Aatyńska bardziej od jegomatki pragnie, by przerwał grę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]